life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Stanisław Stworzony: „Rzymianie” martwią się o zdrowie polskich dzieci

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Pani profesor Ewa Łętowska zasłynęła kiedyś spostrzeżeniem następującej treści: co prawda polska konstytucja mówi, że małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety, nie mówi jednak, że wyłącznie. Absurd tak oczywisty, że jego komentowanie wydaje się stratą czasu, jednak — sine era et studio — gdyby przypadkiem wśród czytelników znalazł się ktoś zaczarowany „logiką” wywodu pani profesor to zaznaczmy, że odwołanie do pojęcia intencji ustawodawcy natychmiast rozbija taką interpretację w pył. Skoro bowiem twórcy konstytucji w ogóle zawarli w niej definicje małżeństwa, to zwyczajnie musieli mieć na myśli, że jest ono wyłącznie związkiem mężczyzny z kobietą; gdyby bowiem dopuszczali możliwość małżeństwa stołu z krzesłem, albo dwóch części rowerowych, to w ogóle by tym w konstytucji nie pisali.

A gdyby tak na moment przyjąć logikę pani profesor Łętowskiej i zastosować ją do innych artykułów Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej? Mamy na przykład Artykuł 4. w którym czytamy (ust.1): „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.” Nie jest tam jednak napisane… do którego Narodu (sic!) A przyjmując, że „władza zwierzchnia” w Rzeczypospolitej należy do jakiegoś innego niż polski narodu, możemy zrozumieć wiele faktów w inny sposób niewytłumaczalnych…

Ot, choćby ostatnio pani „ministra” od edukacji, Barbara Nowacka, forsuje z trudną do zrozumienia zawziętością nowy przedmiot szkolny, tzw. „Edukację Zdrowotną”, który ma zastąpić dotychczasowe Wychowanie do życia w rodzinie, a który — w odróżnieniu od pierwowzoru — będzie obowiązkowy, jak również zawierać ma treści informujące uczniów, począwszy od 4. klasy szkoły podstawowej (sic!), jak „zdrowa” i „wskazana” jest regularna… masturbacja. Ubrani w nauczanie tych treści mają zostać nauczyciele biologii i wychowania fizycznego co zapewne sprawi, że — przy nie najwyższym, delikatnie mówiąc, prestiżu zawodu nauczyciela w Polsce — ludzie przyzwoici będą się trzymać od nauczania tych przedmiotów z daleka. A jeśli tak, to być może — zastąpią ich ludzie… inni, niż przyzwoici? Rzuca to nieco światła na przyczyny szalonej na pierwszy rzut oka akcji tropienia pedofilów, w ramach której w ostatnich miesiącach nauczyciele szkolni, akademiccy, a także liczni studenci uczelni wyższych zmuszeni byli odwiedzać wydziały karne sądów rejonowych, aby pozyskać tam zaświadczenia stwierdzające, iż nie są zboczeńcami (a w każdym razie — że póki co ich nie złapano…); obawiam się jednak, że — wobec możliwego wzrostu popytu na posady nauczycielskie wśród zboczeńców — podjęte działania na dłuższą metę nie wystarczą.

Dlaczego zatem pani „ministra” uparła się, aby uczyć polskie dzieci masturbacji? Mówiąc Michalkiewiczem: „tajemnica to wielka”; jeśli gdzieś szukać jej wyjaśnienia, to być może… w wykształceniu pani „ministry”? Polska świecka tradycja od dłuższego już czasu przyjmuje, że minister — i owszem — wykształcenie wyższe posiadać może, musi to jednak być wykształcenie z innej dziedziny niż ta, którą zajmować się ma pełniąc obowiązki ministra. I tak, ministrem obrony narodowej bywał psychiatra a obecnie jest (podobno całkiem niezły) lekarz pediatra, ministrem zdrowia był ekonomista a obecnie jest nią absolwentka filologii polskiej, i tak dalej. (Tylko ministrem nauki, dla hecy, mianowano pana, który zakończył edukację na poziomie licencjatu, potrafi za to miotać groźby pod adresem dobrodusznych profesorów niczym rasowy gangster… ale to już temat na inny artykuł.)

Pani „ministra” jest absolwentką Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych, gdzie uzyskała tytuł inżyniera, w swoim czasie nie potrafiła jednak odpowiedzieć na elementarne pytania z zakresu informatyki zadane przez pewną dociekliwą panią redaktor z Radia ZET. U zawodowego polityka to oczywiście nic nadzwyczajnego, że ze studiów pamięta niewiele, zwłaszcza jeśli rektorem uczelni był… rodzony ojciec; ciekawostką jest jednak fakt, że — jak donosi znajomy badacz internetu — jedną ze sławniejszych absolwentek wspomnianej uczelni jest ponoć wzięta fotomodelka pozująca do zdjęć rozbieranych, która ostatnio niemałe dochody osiągała transmitując do internetu… masturbację właśnie. Trudno — rzecz jasna — ocenić, czy to zbieg okoliczności, czy też zaplanowany przez władze owej uczelni „efekt kształcenia”. (A, jako że różnica wieku między paniami wynosi 10 lat, program studiów mógł się znacząco zmienić; bądź co bądź w dziedzinie technik komputerowych to szmat czasu). Możemy jednak mieć cień nadziei, że — jeśli „wajchowi” zza oceanu podejmą decyzję o odpaleniu w naszym kraju kolejnej „afery taśmowej” — być może nagrania z panią „ministrą” w roli głównej okażą się sensacją, która przebije wszystko, co (w podobnych okolicznościach) widzieliśmy do tej pory?

A co z tym wspólnego mają «Rzymianie»?

Odkładając na bok wątki humorystyczne zaznaczyć trzeba, że przemysł pornograficzny, w niemałym stopniu rozkręcany przez «Rzymian» właśnie, bez internetu i technik informatycznych istnieć nie może; a zatem uczelnie takie jak wspomniana wyżej Polsko-Japońska Akademia Technik Komputerowych (notabene: prawdziwa kuźnia kadr partyjek lewicowych, znana wśród informatyków z oferowania wykładowcom szanowanych uczelni publicznych niebotycznych stawek za jednorazowe wykłady, aby chwalić się później ich nazwiskami), której od lat szefuje ojciec pani „ministry”, żyją z owym przemysłem w swoistej symbiozie. Nie dziwi zatem, że szczególnym celem ataków słownych pani „ministry” stał się Instytut Ordo Iuris, który podjął niedawno ciekawą inicjatywę zmierzającą do prawnego ograniczenia dostępności pornografii internetowej w Polsce.

Na szczęście gruszek w popiele nie zasypiają także rodzice uczniów podstawówek i liceów, których akcja „ministry” Nowackiej dotknie przecież największym. Cenną inicjatywę podjęła rada rodziców jednego z Krakowskich liceów, która — oprócz szczegółowych danych, gdzie i jak składać protesty — przedstawiła także publicznie swoje stanowisko w sprawie wprowadzenia „Edukacji zdrowotnej” (bo bez cudzysłowiu pisać nie sposób). Stanowisko, po usunięciu nazwisk i nazwy szkoły, aby tropicielom myślozbrodni nie ułatwiać zadania, dołączam do tego tekstu w całości. Jest to bowiem rzadki dziś przykład postawy godnej „szlachty polskiej, nie jero…” eee, «rzymiańskiej», znaczy ;-)

Długo nie trzeba było czekać na reakcję krakowskiego oddziału „Gazety Wiadomej” która, piórem pani redaktor o znanym krakowsko–«rzymiańskim» nazwisku Sz., ruga wspomniane stanowisko na czym świat stoi, odsądzając Bogu ducha winnych rodziców od czci i wiary. Wiadomo, «Rzymianie» zawsze wiedzieli lepiej co dla polskich dzieci jest zdrowe a co niezdrowe niż ich rodzice, a już «Rzymianie» pracujący w „Gazecie Wiadomej” wiedzę tę zapewne wyssali… z mlekiem matki.

Jak wszyscy zainteresowani mieli okazję się przekonać w okresie tzw. „pandemii” i nauczania zdalnego, kiedy to (chcąc nie chcąc) musieli jednym uchem przysłuchiwać się lekcjom swoich pociech, polska szkoła — i bez innowacji pani „ministry” — to swoista stajnia Augiasza, oczyszczeniu której i Herkules może nie podołać… Nauczyciele, choć nierzadko starają się jak mogą, mają często-gęsto luki w wiedzy z przedmiotów których nauczają, i to w zakresie nauczanym w szkole danego stopnia. Niejeden wręcz powinien zasiąść obok uczniów szkoły podstawowej na rok-dwa, aby luki w wiedzy jako-tako uzupełnić. A gdzie własne przemyślenia, oryginalne spojrzenie, koncepcje syntetyczne będące wynikiem zestawienia wiedzy szkolnej z akademicką i aktualnym stanem nauki? Bez tego trudno przecież mówić o wartościowym nauczaniu; nauczanie nauk ścisłych i przyrodniczych na poziomie liceum, bez głębokiej wiedzy nauczyciela jest zwyczajnie niemożliwe. To dlatego fizyka czy chemia często zamienia się w niespójny logicznie zbiór regułek do „wykucia”, a zorientowany w temacie rodzic nabiera przekonania, że jego dziecku poznawanie tych nauk w wersji szkolnej może tylko zaszkodzić. (Bo w końcu lepiej czegoś nie wiedzieć, i mieć świadomość swojej niewiedzy, niż posiadać fałszywe informacje.)

Kilka dekad selekcji negatywnej zrobiło swoje; większość współczesnych belfrów kształcili przecież w latach 90–tych ubiegłego wieku zabiegani, pracujący na trzech etatach nauczyciele „Trzeciej Rzeczpospolitej”, w której mamona jest wartością najwyższą, lecz nauczycielom przydziela się ją w dawkach homeopatycznych. Przywrócić prestiż zawodu, poprawić system kształcenia nauczycieli — to zadania niełatwe; bez zmiany społeczno–ekonomicznego modelu państwa — być może niewykonalne. Zaś wojenkę ideologiczną zawsze można wzniecić, podnosząc rwetes jak to źli rodzice nie chcą „zdrowia” dla swoich dzieci. Diabelska, piętrowa manipulacja zaszyta w planach pani „ministry” i środowisk za nią stojących nie powinna umknąć naszej uwadze, lecz póki można — protestować przeciwko „edukacji zdrowotnej” na pewno warto.

Stanisław Stworzony

nowacka_lewactwo


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

2 Komentarzy

  1. Przypis autora.— Najwyraźniej w wirze prac redakcyjnych gdzieś się zawieruszyło wzmiankowane w tekście głównym stanowisko Rady Rodziców pewnego krakowskiego liceum, którym zainteresowali się lokalni «Rzymianie». Oto ono:

    Szanowni Państwo,

    31.10.2024 r. Ministerstwo Edukacji Narodowej pod nadzorem Minister Barbary Nowackiej opublikowało projekty podstaw programowych, wraz z planami zastąpienia dobrowolnego przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie przedmiotem Edukacja Zdrowotna, który ma być obowiązkowy. Problem w tym, że w ramach tego nowego przedmiotu przemycono treści dotyczące edukacji seksualnej w sposób, który nie do końca może odpowiadać Państwa przekonaniom i światopoglądowi.

    Art. 48 Konstytucji RP wyraźnie gwarantuje, że to rodzice mają prawo do decydowania o sposobie wychowania swoich dzieci. Próba wprowadzenia obowiązkowej edukacji seksualnej, która może deprawować dzieci, jest jawnym pogwałceniem tego fundamentalnego prawa. Nie możemy zaakceptować sytuacji, w której rodzice zostaną pozbawieni możliwości ochrony swoich dzieci przed treściami sprzecznymi z ich przekonaniami.

    Jako Rada Rodziców apelujemy aby nie pozostawać biernym i obojętnym wobec tej kwestii. Czasu jest niewiele, gdyż uwagi dotyczące projektu zbierane są tylko do 21 listopada 2024.

    Zachęcamy do aktywnego sprzeciwu na kilka sposobów poprzez:

    1) podpisanie jednej z tych 3 petycji:

    https://liblink.pl/5FmLf8pdue

    https://liblink.pl/TeBrQHGIgK

    https://liblink.pl/uEy8IOIByi

    2) bezpośredni komentarz do projektu, w treści wpisując swój własny tekst
    https://liblink.pl/z1SAuhTb3g

    3) sprzeciw wysłany bezpośrednio na te 3 adresy mailowe MEN:
    [email protected]
    [email protected]
    [email protected]

    Bardziej dociekliwych zachęcamy do zapoznania się z całym projektem dostępnym na stronie MEN:
    https://liblink.pl/a4Fu1z4Ivg

    Jako podsumowanie – pamiętajmy o słowach Jana Zamoyskiego:
    „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” …

    Z poważaniem,

    W imieniu
    Rady Szkoły [...] LO w Krakowie
    [...]
    Przewodniczący

  2. Sądzę, że korporacje farmaceutyczne i WHO są w to zamieszane, bo to oni wykreowali pojęcia tj. „zdrowie reprodukcyjne” i „praw reprodukcyjnych”. W ramach tych pierwszych jest… antykoncepcja, seks i masturbacja właśnie.

Odpowiedz na Stanisław Stworzony Anuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*