W nowoczesnych społeczeństwach zachodnich liberałowie zawsze mają z czego się cieszyć, a konserwatyści zawsze mają powody do płaczu. Liberałowie mogliby uznać to stwierdzenie za niezwykłe, gdyż w minionym stuleciu ich partie spędziły więcej czasu z dala od władzy niż ich konserwatywni rywale, a żadna partia radykalnej lewicy nie posiadała nigdy większości w Izbie Gmin czy Kongresie. Zdziwienie jest jednak możliwe tylko, jeśli uznamy Partię Pracy lub Demokratów za „lewicę”, a Torysów i Republikanów za „prawicę” – to jest w wypadku uznania polityki za ograniczoną do polityki liberalnej i uznaniu negacji liberalizmu za negację polityki. W rzeczywistości we współczesnych społeczeństwach zachodnich zarówno „lewica”, jak i „prawica” to liberałowie dwóch odmian: mniej i bardziej radykalnej. Etykietki liberałów i konserwatystów zależą nie od posiadania fundamentalnie odmiennych światopoglądów, lecz od natężenia liberalizmu. W rezultacie dominujące na Zachodzie spojrzenie na politykę zawsze dryfuje „w lewo”. Od czasu do czasu zmienia się jedynie prędkość dryfu.
Nie oznacza to odmawiania istnienia konserwatyzmowi. Konserwatyzm jest prawdziwy. Ale nawet w swoich najbardziej skrajnych formach operuje przeciwko dryfującym w lewo realiom, które w nieunikniony sposób określają kierunek. Jest to kluczowe dla właściwego zrozumienia nowoczesnego konserwatyzmu i powodów, dla których konserwatyści zawsze przegrywają, nawet, gdy zwycięstwa wyborcze tworzą iluzje ich częstych zwycięstw.
Byłoby jednak błędem przypisywać niekończące się porażki konserwatyzmu jedynie zwrotowi nowoczesnego politycznego kosmosu w lewo. Oznaczałoby to zdjęcie z konserwatystów odpowiedzialności za ich własne klęski. Konserwatyści są ich winni. Przyczyny leżą nie w dominacji liberalizmu, lecz raczej w samym konserwatyzmie. Triumfy liberalizmu są możliwe dzięki konserwatyzmowi, a zwycięstwa konserwatyzmu prowadzą do liberalizmu. Każdy, kto marzy od „odzyskaniu tego kraju” poprzez wspierania ruchu konserwatywnego i jest zadziwiony niemożnością powstrzymania przez niego marszu liberalizmu, musi zrozumieć naturę tych przyczyn. Prawda jest brutalna: wspieranie konserwatyzmu to strata czasu.
Pokonanie liberalizmu wymaga przyjęcia dwóch podstawowych twierdzeń.
- Tradycjonalizm nie jest konserwatyzmem.
- Pokonanie liberalizmu implikuje pokonanie konserwatyzmu.
Spora część trwających dyskusji o przyszłości społeczeństw Zachodu koncentruje się wokół dekonstrukcji liberalizmu. Niewiele uwagi poświęca się dekonstrukcji konserwatyzmu i, jak się przekonamy, istnieją ku temu dobre powody. Nadszedł czas by zdekonstruować konserwatyzm poza lewicą (a zatem także poza prawicą). Piszę „także”, gdyż ani konserwatyzmu, ani tradycjonalizmu nie zaliczam do „prawicy”. Nie akceptuję też przeciwstawiania sobie „Lewicy” i „prawicy”. „Prawica” określana jest przez „lewicę”, nie jest zatem niezależna od niej. Użycie terminów „lewica” i „prawica” zawsze było wygodne dla tego obozu. Liczę, że pojęcia te zostaną wyparte z użycia, gdy paradygmat polityczny ulegnie fundamentalnej zmianie.
Poniżej opisuję osiem cech definiujących konserwatyzm, tłumaczę przyczyny porażek konserwatystów i pokazuję, w jaki sposób konserwatyzm i liberalizm są raczej komplementarnymi i wzajemnie wspierającymi się partnerami niż siłami odmiennymi i wrogimi sobie.
Anatomia konserwatyzmu
Strach
Przedstawiciele radykalnej lewicy lubią określać politykę prawicy mianem „polityki strachu”. Lewicowa propaganda może być pełna krzywdzących opisów, fałszywych dychotomii i bezczelnych kłamstw, ale ta uwaga w odniesieniu do konserwatyzmu jest całkowicie na miejscu. Powodem, dla którego konserwatyści konserwują i są podejrzliwi wobec młodości i innowacji jest ich strach przed zmianą. Konserwatyści preferują porządek, stałość, stabilność i przewidywalne rezultaty. Jeden z ich ulubionych sloganów to: „Jeśli coś nie jest zepsute, nie należy tego poprawiać”. Jest w tym pewna mądrość, a pogląd ten ma swoje plusy – wymaga bowiem mniejszego wysiłku, pozwala planować naprzód i zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia napięć. Kiedy odnaleziona zostanie skuteczny wzór interesów czy życia, można, nie bez wygody, pogrążyć się w spokojnej rutynie powoli płynącego świata pełnego rzeczy pewnych, która pozwala co najwyżej na stopniową i ściśle kontrolowaną ewolucję. Zmiana kończy rutynę, rozbija wzór, burzy plany i prowadzi do pełnych napięć sytuacji wymagających wysiłku i szybkości, rodzi stres i niepewność, może mieć nieprzewidziane rezultaty. Zachowawczość jest zatem strategią unikania dla nielubiących ryzyka jednostek, nie czerpiących radości z wyzwań wymagających twórczego myślenia i przystosowania do nowej sytuacji. Dla konserwatystów zmiana jest złem, którego należy się obawiać.
Brak odpowiedzi
Możemy wysnuć wniosek, że powodem, dla którego konserwatyści obawiają się zmian jest fakt, iż nie są szczególnie twórczy. Kreatywność charakteryzuje się stosowaniem nowatorskich rozwiązań, zaskakującymi skojarzeniami, nieprzewidywalnością. Konserwatyści są zdenerwowani zmianą, gdyż zazwyczaj nie potrafią na nią odpowiedzieć. To głównie z tego powodu, gdy dochodzi do zmiany – co jest nieuniknione – ich odpowiedzi są spóźnione i koncentrują się na objawach, zamiast na przyczynach. To także główna przyczyna snucia przez nich dalekosiężnych planów na każdą możliwą sytuacją lub zaprzeczaniu rzeczywistości do chwili pojawienia się bliskiego i nieuniknionego zagrożenia. Strach najpierw motywuje, a potem paraliżuje konserwatystów.
Zawsze w defensywie
Niestety dla konserwatystów, świat wciąż się zmienia, wszechświat jest cykliczny, a wszystko, co żyje, zawsze podlega nieprzewidywalnym zmianom. Ponieważ zazwyczaj brak im odpowiedzi, konserwatyści zawsze znajdują się w defensywie. Agresywne działania potrafią podjąć tylko podczas planowania kontry do wszystkiego, co może zaburzyć ich spokojne życie. Przy każdej innej okazji inicjatywę wykazują jako ostatni. Bycie pionierem jest wszak ryzykowne, pełne stresów i niepewności. Konserwatyzm zawsze jest więc ruchem oporu, ruchem permanentnie wycofującym się, walczącym z nadchodzącym raz po raz przypływem. Konserwatyści zajęci są głównie utrzymaniem pozycji i pilnowaniem, by – kiedy odwrót stanie się nieunikniony – ich nowe stanowisko było możliwie najbliżej poprzedniego. Po okopaniu się na nowej pozycji każde cofniecie przypływu staje się okazja do odzyskania utraconego. Ponieważ jednak cofnięcia nie trwają długo, a odbijanie straconych pozycji jest trudne, ich kontrofensywy są w najlepszym wypadku jedynie częściowo zwycięskie. Z tego powodu konserwatyści postrzegani są jako nieudacznicy i sprzedawczyki, gdyż zawsze zmuszani są do zawarcia kompromisu.
Nekrofilia
Brak kreatywności skłania konserwatystów do szukania odpowiedzi w przeszłości. Nie ogranicza się to do wyciągania wniosków z historii. Niechętni ryzyku, nie ufają nowości, co sprawia, że ich teraźniejszość jest jedynie przedłużeniem przeszłości. To różni ich od liberałów i tradycjonalistów. Dla pierwszych „teraz” to opóźniona przyszłość, dla drugich – moment między tym, co było, a tym co będzie. Jednocześnie konserwatyści bardziej, niż im się wydaj podobni są do liberałów niż do tradycjonalistów. Jednym z powodów jest mylenie tradycji z konserwacją, niedostrzeganie, że tradycja wiąże się z cykliczną odnową, nie muzeologicznym restauracjonizmem. Muzeologiczny restauracjonizm to sprawa konserwatystów. Ich świat to domena umarłych, zabalsamowanych lub sztucznie i uporczywie podtrzymywanych przy życiu. Jest jeszcze jeden powód dla którego zarówno liberałowie, jak i konserwatyści mają obsesję na punkcie przeszłości. Ponieważ tak bardzo je kochają, konserwatyści narzekają, że rzeczy przeszłe umierają. Ponieważ tak bardzo ich nienawidzą, liberałowie narzekają, że rzeczy przeszłe umierają zbyt powoli. Z jednej strony nekrofile, z drugiej mordercy. Obydwaj skoncentrowani na śmierci. Wbrew nim, tradycjonalizm patrzy na życie, które jest cyklem narodzin, wzrostu, dojrzałości, śmierci i odnowy.
Nuda
Strach, opór przed zmianami, brak kreatywności i zauroczenie rzeczami martwymi czynią konserwatystów nudnymi. Rzeczy martwe mogą, rzecz jasna, być interesujące, a w naszym nowoczesnym społeczeństwie wyrzucania na śmietnik mogą mieć urok egzotyki, szczególnie, że należą do czasów, kiedy przedkładano jakość nad ilość. Jakość łączy się tu z rzadkością czy wyjątkowością, czymś ekscytującym i niespodziewanym, a zatem z kreatywnością i nieprzewidywalnością. Konserwatyści konserwują jednak, gdyż tęsknią do świata pewności – powolnego, bezpiecznego, wygodnego i przewidywalnego. Oczywiście, taka egzystencja może być przyjemna w optymalnych warunkach i można ją rekomendować w wielu sytuacjach, nie jest jednak ekscytująca. Brakuje jej dokładnie tych czynników i odmiennych stanów, których konserwatyści boją się i starają unikać. Trudno zatem ekscytować się czymkolwiek konserwatywnym.
Starość
Są dobre powody do kojarzenia konserwatyzmu ze starością. Starzejąc się, człowiek traci upodobanie do przygody, jego ciało słabnie, ma mniej energii, sztywnieje na ciele i umyśle, jest mniej zdolny do szybkich, elastycznych reakcji wymuszanych przez nagłe wstrząsy i intensywne sytuacje. Przesuwanie się do konserwatyzmu wraz z wiekiem ma sens, ale mało kto raduje się tym procesem. Gdy jesteśmy na tyle starzy, by traktowano nas poważnie, zawsze pragniemy pozostać młodzi i oddalić oznaki starości. Wyrażając znudzenie, twierdząc, że coś „się zestarzało”, implikujemy potrzebę zmiany. Konserwatyści sprzeciwiają się zmianom, stąd starzeją się bardzo szybko.
Nieważność
Zajmowanie się przeszłością, opór wobec zmian, brak zaufania do nowości w pewnym momencie czyni konserwatystów nieistotnymi. Widać to szczególnie w świecie zbudowanym na pragnieniu postępu i nieustannej innowacji. Konserwatyści kończą jako polityczni antykwariusze, a nie skuteczni gracze. Działają nie jak przywódcy, lecz jak muzealni kuratorzy.
Przegrani
Prędzej czy później, w wyniku odmowy przystosowania się aż do osunięcia w nieistotność, konserwatyści zostają daleko z tyłu, gniewnie grożąc pięścią niezrozumiałemu dla nich światu. Ponieważ ich przetrwanie wymaga regularnego kapitulowania i przegrupowywania się na coraz bardziej przesuwanych na lewo pozycjach, konserwatyści zaczęli być postrzegani, jako tchórzliwi, zawsze w odwrocie, krótko mówiąc – przegrani. W obecnym społeczeństwie misją konserwatystów stało się organizowanie kapitulacji, zapewnianie uporządkowanego odwrotu i podtrzymywanie próżnych nadziei na restaurację, tak aby nigdy nie pojawiło się ryzyko rewolucyjnego powstania.
Najlepsi sojusznicy liberalizmu
W świetle powyższych uwag, trudno nie uznać konserwatyzmu za kontrolowaną opozycję liberalizmu. Może jest inaczej, ale efekt jest taki sam. Konserwatyzm dostarcza chwili oddechu po liberalnym ciosie, pozwala obywatelom dostosować się i przyzwyczaić do jego efektów, nim nadejdzie kolejna fala liberalizmu. Co gorsza, konserwatyści trzymający się kurczowo spraw tracących na ważności dostarczają liberałom argumentów uzasadniających, dlaczego to tylko lewica powinna się liczyć. Liberałowie kochają konserwatystów.
Konserwatyzm i tradycja
Konserwatyzm nie musi być najlepszym sojusznikiem liberalizmu: może stać się sojusznikiem ruchu przeciwko establishmentowi, gdyż zawsze reprezentuje nudną alternatywę. Konserwatyści bronią tego, co bliskie, lecz „zażyłość rodzi lekceważenie”, zatem po jakimś czasie ludzie tracą szacunek dla tego, co jest i pragną doświadczyć odrobiny zawirowań. Ich wyniki są nieprzewidywalne, mogą nawet okazać się bardzo negatywne, ale zawirowania sprawiają, ze ludzie czują, że żyją i mogą się w coś aktywnie zaangażować. W epoce liberalizmu konserwatyzm jest w swej istocie liberalny: nie broni tradycji – ta została w większości zapomniana na skutek liberalizmu – ale wcześniejszej wersji liberalizmu. W epoce tradycji konserwatyzm mógłby równie dobrze zostać najlepszym sojusznikiem konkurencyjnej tradycji, gdyż zawsze doprowadza do stagnacji tego, co jest, zwiększając pragnienie jakiejkolwiek zmiany. Konserwatyzm tworzy zatem warunki do destrukcyjnych form zmiany.
Inaczej tradycja – jest ewolucją i dopóki unika pułapki konserwatyzmu (stagnacji), żyjący w jej obrębie są w nią zaangażowani. Nie znaczy to, że tradycje są odporne na samozniszczenie i nigdy nie powinny być porzucane: przerost formy nad treścią, nieprzystosowanie czy patologiczna ewolucja mogą zniszczyć tradycję od środka. Tu jednak zajmujemy się zagrożeniami z zewnątrz.
Mylenie tradycji z zachowawczością
W epoce liberalizmu, z powodu zapomnienia tradycji, mylona jest ona z zachowawczością. Z tego powodu niektórzy konserwatyści opisują siebie jako tradycjonalistów, chociaż są tylko archaicznymi liberałami. Niektórzy samozwańczy tradycjonaliści mogą błędnie przyjmować cechy konserwatystów, może z powodu pragnienia odrzucenie liberalnej wizji postępu. Tradycja i konserwacja to osobne i odmienne procesy. Liberalizm może zawierać swoje własne tradycje. Może też stać się konserwatywny w swoim odrzuceniu tradycji,. Podobnie konserwatyzm, ze swoim ostentacyjnym, lecz pozostającym na poziomie frazesów odrzuceniem liberalizmu.
Koniec liberalizmu
Koniec liberalizmu oznacza koniec konserwatyzmu. Nigdy nie powinniśmy określać się jako konserwatyści. Zawsze musi być dokonywane rozróżnienie między tradycją i konserwacją, gdyż przekraczanie obecnego we współczesnej polityce demokratycznego Zachodu paradygmatu „prawica-lewica” wymaga oddzielenia tego, co tradycyjne od tego, co konserwatywne, by drugie mogło być odkryte, a następnie odrzucone jako część aparatu liberalnego.
Czyniąc to, musimy uważać na pułapkę reakcji. Reakcjoniści definiowani są przez swoich wrogów, przez co stają się więźniami ich konstruktów, fałszywych dychotomii i niewypowiedzianych przypuszczeń. Kluczowy słowem powinno być raczej przekraczanie, niż odrzucanie. Koniec liberalizmu osiągnięty zostanie przez przekroczenie go, zredukowanie jego znaczenia do zera.
Wobec zamętu naszych czasów, trzeba podkreślić, że tradycja to nie powrót do wyobrażonej przeszłości ani wskrzeszanie zapomnianych praktyk i kontynuowanie ich w formie, w której zostały porzucone. Mogły być ważne powody porzucenia konkretnych praktyk, a wprowadzenie nowych mogło być wymogiem dalszego trwania tradycji. Tradycja po ponownym odkryciu musi być niesiona naprzód. Kontynuacja nie oznacza niekończącego się powielania.
Po liberalizmie
Stopień sukcesu naszego przedsięwzięcia będzie widoczny w języku.
Liberalizm odniósł sukces, bo wielu z nas określa się poprzez negację wszystkiego, co określa liberalizm. Liczne słowa opisujące nasze stanowiska polityczne poprzedzone są przedrostkiem „anty”. Oznacza to przyjmowanie przez „antyliberałów” tożsamości negatywnych wytworzonych przez liberałów w celu utwierdzenia się w słuszności ich poglądów, służy ich interesom i schlebia ich próżności.
Koniec liberalizmu implikuje zatem rozwinięcie terminologii przekraczającej jego konstrukty. Tylko gdy zaczną opisywać się jako negację tego, czym jesteśmy, będziemy wiedzieć, że odnieśliśmy sukces, gdyż ich brak pozytywnego, afirmującego słownictwa będzie wskazywał na pełną dekonstrukcję ich tożsamości i umieszczenie ich poza społecznym, moralnym i filozoficznym nawiasem.
Rozwinięcie takiego słownika ma jeszcze raz określić, kim jesteśmy i do czego dążymy. Bez metafizyki definiującej tradycję i kierującej ją naprzód, każda próba rewolucji kulturalnej jest skazana na klęskę. Ludzie potrzebują metafizyki, jeśli mają przedstawić swoją opowieść. Jeśli opowieść o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy nie może być przedstawiona z braku określającej ją metafizyki, każda próba rewolucji kulturalnej musi opierać się na minionych opowieściach i konsekwentnie stoczyć się w konserwatyzm, zatem w nudę i nieistotność.
Po konserwatyzmie
Nie można stać po stronie zachodniej kultury bez stania po stronie tego, co ją określa. Metafizyka, a zatem „nasza opowieść” definiowana jest poprzez sztukę. Sztuka w najszerszym znaczeniu stanowi wyraz wartości, ideałów i uczuć, które lud podziela i odczuwa w głębi swego jestestwa, ale których często nie da się wyrazić słowami. Zatem to na tym poziomie toczy się bitwa o kulturę zachodnią, nie zaś na szczeblu politycznym, nawet, jeśli tożsamość uznamy za sprawę polityczną. Podobnie, każda próba użycia sztuki do celów politycznych kończy się fiaskiem, gdyż polityka będąca zaledwie sztuką tego, co możliwe, definiowana jest przez kulturę, nie na odwrót.
Poszukując „naszej opowieści”, nie możemy mylić sztuki z rzemiosłem. Rzemiosło może być definiowane przez tradycję, a tradycja może znaleźć wyraz w rzemiośle, czyniąc je „tradycyjnym”, ale nie są one tożsame. Podobnie rzemiosło może usprawnić sztukę, ale nie jest ono sztuką, tak jak sztuka nie jest rzemiosłem. Sztuka eksploruje i definiuje. Rzemiosło odtwarza i utrwala. Sztuka jest zatem dla tradycji tym, czym rzemiosło dla konserwatyzmu. Dlatego sztuka współczesna stanowiąca skrajny wyraz ideałów liberalnych pozbawiona jest rzemiosła, a sztuka korzystająca z rzemiosła uznawana jest za konserwatywną, ilustracyjną lub „poboczną”.
Zatroskani o trwanie Zachodu często traktują czytanie tylko klasyki i literatury naukowej jako sposób na wykazanie się powagą i oddaniem, ale dopiero gdy zaczną czytać i tworzyć literaturę piękną, staną się najbardziej poważni i oddani. Jeśli tradycja implikuje ciągłość, a nie proste odtwarzanie, to implikuje także tworzenie, a nie proste konserwowanie.
Po tradycji
Żadna tradycja nie żyje wiecznie. Nasza pewnego dnia osiągnie kres. Liberalizm swoje spełnienie widzi w końcu historii, ale to ich kosmologia, nie nasza. Liberalizm nie wskazuje nam (i nigdy nie powinien), że dotarliśmy do końca. Degeneracja Zachodu związana jest z degeneracją liberalizmu. Zachód przeżyje odnowę, gdy liberalizm z hukiem upadnie. Zostanie zredukowany do przestarzałej i pozbawionej znaczenia subkultury, żyjącej wspomnieniami i zajętej konserwowaniem wszystkiego, co jej zostało. Odnowiony Zachód będzie trwał, póki jego tradycja zniszczy się sama lub zostanie zastąpiona inną. Tradycja, która zastąpi naszą może być autochtoniczna, lecz równie dobrze może być tradycją innej rasy. W tym wypadku będzie to koniec naszej rasy. Póki nasza rasa pozostaje twórcza, zdolna dać życie nowym metafizykom po śmierci starych, będziemy żyć i pozostaniemy panami swego losu.
Alex Kurtagić
Źródło: Xportal.press
17 kwietnia 2024 o 18:20
Dawno nie czytałem czegoś tak prawdziwego. Nie wiem tylko gdzie umieścić w tym wszystkim rewolucję konserwatywną? Jestem autentycznie poruszony