Zwycięstwo Sowietów nad Rzeszą oznaczało triumf Stalina rzucającego się na ciało wyczerpanej, bezbronnej Europy, aby ją zgwałcić. Jednak Anglikom i Amerykanom nie chodziło już o ratowanie Europy dla niej samej: po prostu starali się utrzymać na Zachodzie bazę, która pozwoliłaby im bronić swego imperializmu i działać przeciwko imperializmowi sowieckiemu, byli nawet gotowi, jeśli zaszłaby taka konieczność, przekształcić pewnego dnia ten przyczółek, wybuchami jądrowymi w rozległe gruzowisko. My, synowie Europy, myśleliśmy o życiu Europy. Bez względu na to jak ocenialiśmy początek wojny, jak bardzo żałowaliśmy przeszłości, jak gorzka była dla nas okupacja naszych ojczyzn przez obcych, każdy z nas rozumiał, że ponad zadowoleniem czy żalem odczuwanymi od 1939 do 1941 roku przez poszczególne kraje europejskie, stała kwestia losu całej Europy. To właśnie tłumaczy wspaniały zryw, który ogarnął niezliczonych młodych ludzi od Oslo do Sewilli, od Anvers do Budapesztu.
Nie porzucili swych ukochanych domów w Jutlandii czy w Beauce, w Ardenach czy w Puszcie, w Limburgu czy w Andaluzji, żeby służyć egoistycznym interesom Niemiec. Stanęli w obronie dwóch tysięcy lat wspaniałej cywilizacji, z myślą o baptysterium we Florencji i o katedrze w Reims, o Alkazarze w Toledo i o wieżach Brugii. Ginęli tam, niezliczeni, nie za niemiecki Dienstellen, lecz za swe stare kraje, ozłocone minionymi wiekami, i za ich wspólna ojczyznę — Europę. Europę Wergiliusza i Ronsarda, Europę Erazma i Nietzschego, Rafaela i Dürera, Europę świętego Ignacego i świętej Teresy, Europę Fryderyka Wielkiego i Napoleona Bonaparte. Dokonali natychmiastowego wyboru pomiędzy tysiącletnią Europą a zagrożeniem sowieckim, przerażającą niwelacją, zalewem przez kłębiące się dzikie plemiona. Powstała młodzież z czterech stron świata. Do walki o Europę stanęli jasnowłosi giganci ze Skandynawii i krajów bałtyckich, długowąsi węgierscy marzyciele, krępi i śniadzi Rumuni, potężni Chorwaci w fiołkowych opończach, sentymentalni fantaści z Włoch, Hiszpanie o czarnych oczach, kpiarscy Francuzi, Duńczycy, Holendrzy, Szwajcarzy. Stawiły się wszystkie narody. Pojawiło się nawet kilku Anglików, w sumie tuzin, mimo wszystko aż dwunastu.
W łonie legionu flamandzkiego i legionu walońskiego zebrały się tysiące Belgów, podzielonych według języka. Na początku utworzyli dwa bataliony, następnie w 1943 roku, dwie brygady, a później, w 1944 roku, dwie dywizje: dywizję Walonia i dywizję Langemarck. Przez czterdzieści sześć miesięcy miałem być jednym z tych europejskich Ochotników i poznać, wraz z mymi towarzyszami, jedną z najstraszniejszych i najwspanialszych epopei, w ciągu dwóch lat dotrzeć pieszo aż do granic Azji, a potem cofać się bez końca, od Kaukazu do Norwegii, przejść od upojenia ofensywami z 1941 i 1942 roku do gorzkiej chwały klęski i wygnania, podczas gdy żółta fala zwycięskich Sowietów zalewała połowę wykrwawionej Europy.
Léon Degrelle
Fragment z książki „Front wschodni 1941 – 1945″. Materiał o charakterze historycznym i edukacyjnym.
4 stycznia 2020 o 14:24
Pamiętny utwór w hołdzie Leonowi:
https://www.youtube.com/watch?v=NV9ckmX0SI8