Reżimowa propaganda przez kilka dni trąbiła o „wielkim sukcesie”, jakim miała być wspólna deklaracja rządów Polin i Izraela. Stanisław Michalkiewicz jak zwykle celnie skomentował zaprzaństwo i serwilizm zarządców z PiS-uaru:
Toteż jeśli nie mogliśmy zrozumieć, na czym właściwie ten cały sukces polega, to również dlatego, że rządowa telewizja wprawdzie nam to wszystko dokumentnie tłumaczyła, ale jakoś tak bez przekonania, jakby pani red. Danuta Holecka też tego nie rozumiała. Tymczasem nie ma tu nic do rozumienia; skoro Naczelnik Państwa rzucił rozkaz, że jest sukces, to sukces jest i wszyscy się radują. Tak było za komuny i tak samo jest za „dobrej zmiany”, co pokazuje, że kontynuacja jest większa, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Ale i za pierwszej komuny też nie brakowało malkontentów, co to nie wierzyli w sukces, chociaż rządowa telewizja od rana do wieczora uprawiała propagandę sukcesu. Dlaczego nie wierzyli? Z pewnością składało się na to szereg zagadkowych przyczyn, wśród nich również i ta, że nawet propagandę sukcesu trzeba uprawiać w granicach przyzwoitości. Czy i w tym ostatnim przypadku mogły one zostać przekroczone? Tego wykluczyć nie można, bo rozbierzmy sobie ten cały sukces z uwagą. Polska za sprawą zaprzyjaźnionego i bezcennego Izraela, znanej na całym świecie z żarliwego obiektywizmu żydowskiej diaspory i Naszego Najważniejszego Sojusznika, na oczach całego świata została wytarzana w smole i pierzu, a w dodatku jeszcze przeczołgana. Okazuje się jednak, że nie ma sytuacji, których nie można by przerobić na sukces, bo właśnie ta sytuacja została tak przedstawiona. Przypominało to trochę kobietę, która właśnie doświadczyła gwałtu zbiorowego i wybiega na ulicę z triumfalnym krzykiem: patrzcie, jakie mam powodzenie u mężczyzn!
Na podstawie: michalkiewiecz.pl
„Żydzi owinęli sobie banderowców wokół palca”
13 lipca 2018 o 16:59
Pan Stanisław jak zwykle w samo sedno.