Czym jest antysemityzm? Czy istnieje jakakolwiek precyzyjna definicja tego terminu? Kto jest a kto nie jest antysemitą? Dlaczego istnieje taka różnica w ocenie i kategoryzacji w naszych codziennych debatach, gdy chodzi o tę kwestię?
Jak sami widzimy, są ludzie, których stanowisko można nazwać „jednowymiarowym”: to ci, dla których każda krytyka Żydów, a szczególnie krytyka intensywna i trwała, jest antysemicka.
Są też inni, których kategoryzacja zdaje się być „dwuwymiarowa”. Dzielą oni krytykę Żydów na dwie kategorie: antyjudaizm (jeśli to krytyka bazowana na religii) oraz antysemityzm, jeśli idzie w niej o domeny inne niż religia.
„Trójwymiarowa” jest kategoryzacja, która obejmuje antysemityzm, antyjudaizm i antysyjonizm.
Ze swej strony reprezentujemy jeszcze inną kategorię, która obejmuje następujących pięć terminów:
antyżydowskość
antysemityzm
antyjudaizm
antysyjonizm
antyizraelizm
Jaka jest między nimi różnica? I dlaczego potrzebujemy pięciu rozmaitych kategorii tam, gdzie inni zadowalają się jedynie jedną lub dwiema? Czy nie wprowadzamy zbyt wielkiego zamieszania w naszej dyskusji?
Poniższe wyjaśnienia pokażą, że jest dokładnie na odwrót. W rzeczywistości bowiem ustosunkowujemy się do realiów, w których krytycyzm wobec Żydów lub reprezentowanych przez nich idei i praktyk nie jest monolitem, lecz jest bardzo zróżnicowany i złożony i to w każdej z powyższych pięciu kategorii.
Najpoważniejszy problem z pojęciem „antysemicki” bierze się stąd, że odkąd zostało ono po raz pierwszy użyte przez Steinschneidera w 1860 roku, nie zostało ono do końca precyzyjnie zdefiniowane, chociaż pełna definicja – jak zobaczymy – była dosłownie w zasięgu ręki! Dzisiaj jednakże niewiele się czyni, by wyjaśnić to pojęcie i aby osiągnąć jakikolwiek trwały consensus odnośnie jego użycia i znaczenia. Współcześni polemiści wydają się ukontentowani swymi debatami politycznymi, w których termin “antysemityzm” jest jedynie stosowany jako amunicja przeciw oponentom. Ich główną troską zdaje się być nie tyle zdefiniowanie pojęcia, którego używają, lecz zdobycie paru punktów politycznych poprzez albo przypisanie antysemityzmu komuś innemu albo też poprzez zademonstrowanie jak niedorzecznymi są jego oskarżenia.
Gdy się przegląda Wikipedię, angielska jej wersja zawiera sporo tekstu o antysemityzmie. Można czytać i czytać, jest tam wiele przykładów opisujących rozmaite wersje (lub rzekome wersje) antysemityzmu. Są nazwiska i różnorodne fakty.
Nie ma natomiast jednej rzeczy: definicji terminu. W całej tej przydługiej rozprawie nie ma dosłownie niczego, co by nam powiedziało dokładnie czym jest antysemityzm. I wydaje się wręcz, że wielu nie jest nawet poważnie zainteresowanych żadną precyzyjną definicją, gdyż nieuchronnie ograniczyłaby ona ich własne możliwości nadużywania tego terminu. Jest bowiem oczywiste, że im dokładniejsza i precyzyjniejsza jest definicja jakiegoś pojęcia, tym mniejsze są możliwości jego użycia na chybił trafił. Jedynie pojęcia pozbawione klarownych limitów znaczenia mogą być nadużywane jak się komu żywnie podoba, gdyż przylepią się one dosłownie do każdego, kogo ktoś inny zamierza nimi obrzucić – na zasadzie „rozmiaru uniwersalnego”. Starannie i dokładnie określone pojęcie nie będzie „pasowało do każdego”, gdyż jego limity są zbyt oczywiste i zbyt łatwo rozpoznawalne. Atakujący zdemaskowałby się w zbyt oczywisty sposób i utraciłby wiarygodność.
Jak zatem zdefiniowalibyśmy powyższych pięć pojęć?
Zacznijmy od pierwszego z nich, “antyżydowskości”. Powodem, dla którego zdecydowaliśmy się rozpocząć od niego właśnie spośród tych pięciu, jest to, że jest on z nich najbardziej “wszechogarniający” w negatywnym sensie, najbardziej “totalny”. Może on również obejmować (choć nie musi) elementy pozostałych czterech lub przynajmniej jednego z nich, np antysemityzmu lub antyjudaizmu. Jednak antyżydowskość może też nie mieć zupełnie nic wspólnego z antysemityzmem, antysyjonizmem czy antyjudaizmem.
Na przykład ktoś może być zaniepokojony żydowską nadreprezentacją i wpływem w mediach, bankowości czy w polityce swego kraju. Nie musi w tym celu interesować się pochodzeniem rasowym czy etnicznym Żydów, może go niem obchodzić jakaś szczególna ideologia reprezentowana przez nich (jak syjonizm), może on nie przejmować się Izraelem i jego polityką ani wyznaniem religijnym (jak judaizm), które deklarują. A jednak staje się on wysoce krytyczny wobec Żydów i ten jego krytycyzm i awersja lub wręcz wrogość wobec nich stają się tak intensywne, że w jego wyobraźni tworzą one negatywny wizerunek, negatywny stereotyp Żyda, który następnie przerzuca na całą populację żydowską w jego kraju lub wręcz na świecie.
Stąd też antyżydowskość stanowiłaby postawę wyraźnie obrazującą uprzedzenie wobec Żydów jako całej grupy, z jakiegokolwiek powodu.
Gdy chodzi o antysemityzm, to, jak zaznaczyliśmy już, nigdy nie został on jednoznacznie zdefiniowany w naszych czasach, chociaż istniały wszelkie po temu dane. Jeśli termin ten wciąż nie jest zdefiniowany, to z całą pewnością jesteśmy w stanie przedstawić taką definicję obecnie, wracając z powrotem do źródła jego pochodzenia.
To, co zwraca naszą uwagę, to fakt, że jeżeli Moritz Steinschneider chciałby po prostu stworzyć termin odzwierciedlający negatywny stosunek do Żydów, jego wybór wydawałby się bardzo specyficzny i poniekąd zaskakujący.
Mógłby on po prostu użyć terminu “antyżydowskość” i taki termin z pewnością spełniłby swe zadanie. Jednak to nie w ten sposób termin ten powstał. Jak zatem został on stworzony?
Odpowiedź na to pytanie leży w tym, co działo się wtedy w Europie. Był to czas w historycznym rozwoju nacjonalizmu, kiedy, zwłaszcza po wielkich odkryciach archeologicznych, narodowi intelektualiści o orientacji naukowej zaczęli teoretyzować o historycznych rasowych korzeniach narodów i czynili wysiłek w celu zdefiniowania charakterów rasowych. Steinschneider wziął udział w debacie na temat owych charakterów rasowych. Dwóch innych autorów, Ernest Renan i Heymann Steinthal, dyskutowało „ogólny charakter ludów semickich” i mieli oni na myśli nie tylko Żydów!
Doszli oni do wniosku, że semici demonstrowali negatywne cechy charakteru w porównaniu do Europejczyków, czy też Indo-Europejczyków (termin „Indo-Europejski” został po raz pierwszy użyty przez Thomasa Younga w roku 1813), że w porównaniu do nich semici rzekomo bardziej byli skłonni do przemocy, rozwiązłości, egoizmu i zachować pozbawionych skrupułów. Cechy te zostały przez owych dwóch autorów nazwane „semityzmem”. Z tego powodu Steinschneider skonkludował w swej odpowiedzi, że poglądy takie stanowiły “uprzedzenie antysemickie”.
Jak widzimy, tamta debata przybliżyła się bardzo do stworzenia bardzo poprawnej i jasnej definicji antysemityzmu jako uprzedzenia wobec ludów semickich, bazującego na czysto rasowych względach. Można by nawet argumentować, że tamta krótka debata de facto zdefiniowała termin „antysemicki”. I to jest dokładnie właśnie ten sposób, w jaki proponujemy rozumieć ten termin, wracając wprost do jego źródła!
Dla nas zatem tylko i wyłącznie negatywne nastawienie do semitów i opinia o nich (łącznie z Żydami, lecz nie wyłącznie o nich) bazująca na względach rasowych stanowi antysemityzm. I nic więcej, według nas, nie zalicza się do tej kategorii.
Gdy natomiast mówimy o antyjudaizmie, to nie dyskutujemy niczego innego aniżeli religii i jej możliwego wpływu na filozofię czy politykę. Oczywiście chodzi w tym wypadku o negatywną opinię. Jak już wyjaśniliśmy w innym tekście, przedrostek “anty-“ niekoniecznie oznacza nienawiść czy otwartą wrogość. Wyjaśniliśmy to posługując się innym przykładem z dziedziny religii. Gdy chrześcijanin nie akceptuje dogmatu Trójcy Świętej, jest on wtedy zwany “antytrynitarzem”, który to termin nie oznacza, że nienawidzi trynitarzy (czyli innych chrześcijan) ani też owej “Trójcy” (czyli Ojca, Syna I Ducha Świętego). To po prostu znaczy, że odrzuca on dogmat, który uważa za błędny.
Dokładnie tak samo jest z antyjudaizmem, choć oczywiście jesteśmy świadomi, że ktoś, kto jest „anty-„, może wykazywać wszelkie rodzaje usposobienia, także te najbardziej negatywne, gdyż ten przedrostek odnosi się do całej pletory poglądów i postaw. Antyjudaizm również może posiadać wiele twarzy i może on odzwierciedlać różne odcienie krytycyzmu, jednak wspólną cechą ich wszystkich jest to, że są one bazowane tylko i wyłącznie na religii i jej naukach. Mój własny rodzaj antyjudaizmu został przedstawiony tutaj.
Na podobną sprawę natrafiamy, gdy dyskutujemy antysyjonizm, z tą oczywiście różnicą, że w tym wypadku chodzi o ideę polityczną lub polityczny program. Jesteśmy w pełni świadomi, że syjonizm od początku swego istninia w ostatnich kilku latach XIX wieku odzwierciedlał rozmaite idee, niektóre z nich szczególnie niemiłe, jednak musimy pamiętać, że syjonizm jest formą żydowskiego nacjonalizmu. Krótka definicja syjonizmu istnieje i mówi ona, że jest to „ruch (początkowo) na rzecz powtórnego stworzenia oraz (obecnie) rozwoju i zachowania narodu żydowskiego w miejscu, które obecnie jest Izraelem. Został on stworzony jako organizacja polityczna w roku 1897 pod przewodnictwem Theodora Herzla, a następnie był kierowany przez Chaima Weizmanna” (Wikipedia, wersja angielska).
Stąd też antysyjonizm byłby, logicznie, opozycją wobec tej idei oraz tego ruchu opisanego wyżej. Może on także być – jak też i w istocie jest – opozycją wobec metod stosowanych dla ochrony żydowskiego państwa oraz opozycją wobec wszystkich odczuwanych nadużyć stosowanych przez obecne elity syjonistyczne w celu popierania interesów żydowskich w skali globalnej, łącznie z interesami państwa Izrael.
Jak jednak nazwiemy kogoś, kto nawet jeśli przeciwny jest nadużyciom ze strony syjonistów, generalnie akceptuje główny cel wczesnych syjonistów, czyli formację i zachowanie państwa żydowskiego, lecz przeciwny jest (w naszym własnym konkretnym wypadku totalnie jest przeciwny) egzystencji Izraela w obecnej jego lokalizacji?
Co, jeżeli ta osoba uważa ulokowanie Izraela za totalną omyłkę w ocenie, a metody jego tworzenia za całkowicie kryminalne, nieludzkie, zgniłe moralnie i rasowo supremacjonistyczne oraz nieodmiennie nietolerancyjne? W takim wypadku taki ktoś jest nie jest antysyjonistą, natomiast z całą pewnością reprezentuje to, co my nazwaliśmy antyizraelizmem. Może być przecież tak (jak i w naszym własnym wypadku), że osoba taka przychyla się ku formacji i egzystencji państwa żydowskiego jako celowi w pełni moralnemu i w pełni uzasadnionemu. To metoda oraz ostateczny rezultat działalności syjonistycznej są tym, co taki ktoś darzy wstrętem i odrzuca jako podłe i godne pogardy.
Na marginesie można zaznaczyć, że mogłoby być przedmiotem osobnego rozważania to, jak termin „antysemityzm” zaczęto z czasem rozumieć w zawężonym podmiotowo sensie, jako odnoszący się wyłącznie do Żydów, za to rozszerzonym przedmiotowo z kwestii wyłącznie rasowych do niemal każdego rodzaju krytycyzmu, obojętnie czy całej grupy czy też poszczególnych jej przedstawicieli. Wystarczy jednak powiedzieć, że obecne stosowanie tego terminu ma albo zgoła nic wspólnego, albo bardzo niewiele wspólnego z pierwotną dyskusją, z jej tematem, zakresem i wnioskami, z której termin ten powstał.
Montsegur
15 listopada 2013 o 21:30
Próba zdefiniowania antygoizmu z pewnością zostanie uznana za antysemityzm.
Opisanie grzeszków Żydów – antysemityzm. Co tu teoretyzować. Zarzuty”antysemityzmu” to jest po prostu strategia żydowskich neonazistów. Oni po prostu chcą sterroryzować opinię publiczną. Zobaczcie. Już sam termin „żydowscy neonaziści” brzmi antysemicko, a przecież nikt nie mówi, że na przykład „greccy neonaziści” to antyhellenizm.
.
Skutkiem tego najsłynnikesza mafia to „włoska mafia”, choć nawet w czasach Al Capone Włosi to były cienkie Bolki przy mafii żydowskiej. Słyszymy o „rosyjskiej mafii”, choć to Żydzi z dawnego ZSRR a nie Rosjanie. Słyszymy o „ruskich komunistach”, choć rewolucję bolszewicką robili głównie Żydzi. Słyszymy o „jankeskim imperializmie”, choć temu imperializmowi mordę skuli Żydzi i od pół wieku trzymają za obroże i kaganiec, czego dowodzi np. sprawa USS Liberty, a od paru lat jawnie działający AIPAC co już jest maksymalnym upodleniem Amerykanów, bo normalnie takie rzeczy robi się po cichu.
.
Skutkiem tego ktoś polemizujący z Żydami zostaje uznany za gnoja, śmierdziela, nowego Hitlera. Henry Ford wydał książkę o Żydach, bo jako przemysłowiec widział ich potęgę. Teraz tępe lemingi mają mu to za złe, choć on to robił dla nich. Takich jak Ford już nie ma, bo Żydzi od początku XX wieku poczynili duże sukcesy i nie może istnieć miliarder antysemita.
.
Pouczające jest rzucenie okiem na listę znanych „antysemitów”. Ta lista jest hardcorowa. Mamy na niej np. wielu przyzwoitych Żydów (choćby Normana Finkelsteina) – są to tzw. samonienawidzący się Żydzi.
.
Na liście mamy też chińskiego ekonomistę Songa Hongbinga. Napisał on książkę „Wojna o pieniądz” a w niej podał rys historyczny współczesnej zachodniej bankowości. Pechowo się złożyło, że tą bankowość kontrolują żydowskie rody. Autor nie rozwodził się szczególnie nad pochodzeniem, ale nie robił z niego tajemnicy. Nie unikał też rzeczy nieprzyjemnych. W zasadzie pisał wyłącznie o rzeczach nieprzyjemnych, np. zabijaniu prezydentów szkodzących bankierom (Lincoln, Kennedy), wywoływaniu kryzysów, kupowaniu w latach 30 ukraińskiego zboża od Stalina by rujnować farmerów w USA (tak wykończona klasy farmerów w USA i na Ukrainie!). Śmiał szacować majątek współczesnych Rotschildów na 50 bilionów dolarów (1000 razy więcej niż Bill Gates). I co prawda w USA książki nie wydano (jest w jęzuku polskim), ale New York Times nazwał go… antysemitą. Chiński antysemita.
.
Antysemickie miało być aresztowanie Chodorkowskiego w Rosji. W końcu żydowska władza nie potrafiła się zdecydować czy on Żyd czy demokrata. Bezpieczniej chyba zostać przy demokracie, bo że złodziej, to wszyscy wiedzą. Demokrata, ale władza będzie to aresztowanie pamiętać jak palący policzek. Podobnie jak np. wsparcie Syrii. Dlatego też na przykład w Polsce najzagorzalsi rusofobowie to jawni sympatycy Izraela, USA i UE (choć tu się mniej afiszują, a niektórzy to nawet pyszczą na UE jak syjonista Cejrowski). To takie nasze patriotyczne jastrzębie, tylko ten ich patriotyzm to taki jakby „inaczej”. Prędzej zrzucą bombę na Strefę Gazy niż zamkną drzwi przed urzędnikami Banku Światowego.
17 listopada 2013 o 17:34
Ale i tak zostaje pytanie dla mnie zasadnicze: co zrobimy z Żydami i żydami po likwidacji Izraela? Zostawimy ich na terenach Królestwa Jerozolimskiego? Arabowie z Palestyny zrobią im to, co Turcy z Ormianami w początkach XX wieku. Przenosimy do Europy albo Dalszej Azji? Nikt się raczej na to nie zgodzi. Nowa Ziemia? Zamieszkanie na byłym poligonie atomowym jest kuszącą perspektywą chyba tylko dla ludzi, co za dużo w „Fallouta” grali. Obydwie Ameryki? To nie XVII wiek, nie da się zająć już po prostu takiego kawałka tego kontynentu. Państwo żydowskie na Madagaskarze będzie zaś triumfem tej głupszej odmiany antysemityzmu. Zostaje więc już tylko Antarktyda, ale zaraz się chyba zlecą „ekolodzy” o naruszeniu praw pingwinów…