Na ocenach tego polityka w dalszym ciągu ciąży wiele surowych osądów, które w oczach opinii publicznej zostały uznane za nienaruszalny pewnik. W rzeczywistości, ulegając pokusie uproszczeń, ferowano w tym przypadku wyroki wygodne, politycznie „właściwe”. Oskarżony i powszechnie potępiany Leon Degrelle, jak dotąd sporadycznie stawał się przedmiotem obiektywnych dociekań historycznych.
Twórca ruchu „Rexistów” urodził się w Bouilon, na granicy francuskiej 15 czerwca 1906 r. Po ukończeniu szkoły średniej w Namur, prowadzonej przez Jezuitów, kontynuował naukę na wydziale prawa w uniwersytecie w Louvain. Tu odznaczył się jako aktywny działacz Akcji Katolickiej, której zadania sformułował papież Pius XI w encyklice „Ubi avacano” z 1922 roku.
W tym początkowym okresie działalności, na umysłowość Degrelle’a, ogromny wpływ wywarł Charles Maurras, twórca francuskiej szkoły nacjonalizmu integralnego. Sam Degrelle chętnie przyznawał się do wspólnego, burgundzkiego dziedzictwa Belgów i Francuzów twierdząc, że zarówno Musset, Montaigne i Maurras należą tak samo do Wallonów, jak i do Lotaryńczyków, czy mieszkańców Prowansji.
W roku 1930 Degrelle, mający wówczas 24 lata odbywa szereg podróży po Ameryce Północnej i Łacińskiej. Wyprawy te zaowocowały serią artykułów i reportaży, w których młody publicysta zapoznawał czytelników z niuansami amerykańskiego życia społecznego. Szczególnie artykuły o warunkach rozwoju katolicyzmu w Meksyku, gdzie w brutalny sposób zwalczano religię, zwróciły na niego uwagę sfer kościelnych w Belgii. Wkrótce Degrelle objął kierownictwo katolickiego wydawnictwa Christus Rex (Chrystus Król — nazwa pochodziła od okrzyku, z jakim ginęli meksykańscy chrześcijanie).
Początkowo Degrelle rozpoczął wydawanie literackiego miesięcznika „Rex”, w krótkim jednak czasie przekształca go w tygodnik. Drukuje w nim utwory utrzymane w żywym tempie, autorstwa młodych i ambitnych twórców. Spośród nich rekrutował Degrelle swoich pierwszych współpracowników. Wykonywali oni najpierw skromne zadania kolporterów i propagatorów rexistowskich czasopism. W każdą niedzielę i święta brali ze sobą wydawnictwa i szli z nimi pod kościoły, na najbardziej uczęszczane ulice, przekonywali do swoich idei w różnych lokalach publicznych. W krótkim czasie zdobyli lokalną sławę — poczęły powstawać pierwsze szersze grupy zwolenników, złożone przeważnie z młodzieży studenckiej i robotniczej.
W otoczeniu Degrelle’a stopniowo zaczynają rodzić się szersze plany polityczne. Ich przejawem było ogłoszenie w roku 1931 przez Jose Streela broszury, w której to — w imieniu całej młodej generacji — napiętnował pseudokatolickich politykierów, rzucając im kategoryczne: „My — przeciw wam”.
Platformą łączącą te nowe jakościowo tendencje w świeże i oryginalne idee stało się wkrótce pismo „Vlan”, będące już bojowym organem politycznym Rex’u. Wydawnictwem tym młodzi działacze zwrócili na siebie baczniejszą uwagę opinii publicznej, podnosząc hasła moralnej odnowy życia politycznego. W latach trzydziestych wielu wpływowych polityków z Partii Katolickiej wplątało się bowiem w najróżniejsze afery polityczne i finansowe: „Vlan” wyciągnął je wszystkie na światło dzienne, trafiając tym samym w czuły punkt belgijskiej opinii publicznej. Czytelnicy nie mogli przyjmować podobnych rewelacji ze spokojem. Kiedy więc Degrelle zaczął w licznych artykułach grzmieć przeciwko kolejnym przypadkom korupcji, przywilejom i skandalom — poparto go.
Nakłady wydawnictw prasowych, firmowanych przez Rex, wzrosły kilkakrotnie, obejmując swoim zasięgiem również prowincje flamandzkie i niemieckie. Młodzi aktywiści stali się znani i popularni w całej Belgii. Degrelle uznał, że pierwszy etap kampanii politycznej został osiągnięty. Pod koniec 1934 roku pisał wręcz, iż periodyki przygotowały grunt pod propagandę „żywego słowa”. Przez całą zimę następnego roku Degrelle organizuje więc dziesiątki wieców. Stały się one twardym sprawdzianem charakteru młodzieży skupionej wokół Rex’u. Degrelle oraz jego przyjaciele wdzierali się do najradykalniejszych, komunistycznych osiedli fabrycznych i robotniczych kolonii. Nic więc dziwnego, że przemówienia rexistów często przeplatane były odgłosami razów zadawanych pałką i kastetem, czy hukiem broni palnej. Sam Degrelle często pokpiwał z oporu komunistów. „Bawi mnie — mówił — że dużą część biletów [udział w wiecach był płatny! — DP] wykupują moi przeciwnicy myśląc, że uda im się meeting zerwać. Wskutek tego pieniądze ich wpływają do kasy partyjnej i przyczyniają się do wzmożenia naszej propagandy”. W ciągu tej pierwszej zimowej kampanii 1935 roku, Rex miał swoich pierwszych męczenników, co jeszcze bardziej wpłynęło na wzrost liczebny szeregów ruchu — stan osobowy szacowany był w tym czasie na kilkadziesiąt tysięcy.
Latem 1935 roku, przemawiając do zgromadzonych na wiecu 4 tysięcy ludzi, Degrelle zapowiedział tworzenie ścisłych kadr organizacyjnych — ostatecznie, jesienią tegoż roku, powołano do życia Narodowy Front REX. Pierwszym, znaczącym akcentem nowych form działania stał się dzień 2 listopada 1935 r. Na odbywający się wówczas w Coutrai Kongres Federacji Katolickich Stowarzyszeń Belgijskich Degrelle powiódł — przeciwko tysiącu delegatów — 300 swoich zwolenników. Pomijany przez organizatorów, wódz Rex’u sam w końcu udzielił sobie głosu, swym wystąpieniem niszcząc stateczne, mieszczańskie samozadowolenie obecnych. Nie znający kompromisów, w poczuciu obywatelskiej odpowiedzialności, Degrelle w zdecydowanych i mocnych słowach rozprawił się z „szacownymi” przywódcami katolickimi. Utrzymane w ostrym tonie przemówienie dotyczyło powszechnego łapownictwa, korupcyjnych powiązań partyjnych liderów z wpływowymi bankierami, których — z właściwym sobie wdziękiem — nazwał Degrelle „banksterami”.
Efekty kongresowego wystąpienia były natychmiastowe — banki cofnęły kredyty udzielone na działalność wydawniczą. Ale rozpędzonego Rex’u nie można już było zatrzymać. Kilkadziesiąt tysięcy członków wyłożyło odpowiednie sumy i kłopoty finansowe szybko opanowano.
W rok później, w czasie wyborów 1936 rexiści wprowadzili do parlamentu 12 senatorów (na 150) i 21 posłów (na 202), uzyskując poparcie 300000 Belgów. Sukces był tym większy, że władze ogłosiły wybory nagle, ograniczając okres kampanii do 3 tygodni. Degrelle wygłosił wówczas blisko 120 przemówień, często zakłócanych przez komunistyczne bojówki. Pytany przez dziennikarzy o główne założenia programowe powiedział: „Mój program jest bardzo prosty, po oparty na niepraktykowanej w polityce zasadzie bezwzględnej uczciwości. Stąd też wynika brak jakichkolwiek koncepcji kompromisowych. Ponieważ przy tym walczymy o odmłodzenie katolicyzmu, więc w oparciu o katolicyzm walczyć będziemy przede wszystkim z komunizmem. Cały mój program polityki zagranicznej jest w tym zawarty. Zawsze będziemy łączyć się przeciwko Moskwie, a więc raczej z Niemcami, niż Francją. W polityce wewnętrznej chciałbym tylko wypełnić ten program, którym socjaliści mydlą oczy swoim wyborcom, lecz którego nigdy nie wypełniają, nie chcąc narażać się wielkiemu kapitałowi”. Głosząc nastanie nowej ery solidaryzmu społecznego, niosącej ze sobą zapowiedź walki z marksistami i kapitalistami, wprowadzenie ustroju korporacyjnego oraz oparcie się na katolicyźmie i rodzinie, Degrelle umiał pozyskać również nieufnych Flamandów, których zjednał ostatecznie koncepcją kantonalnej struktury państwa. Niespodziewanym sojusznikiem okazała się, założona w połowie 1936 r. przez emerytowanego nauczyciela Stafa de Clerqa oraz Hendrika Eliasa, nacjonalistyczna organizacja Flamandzki Związek Narodowy (Vlaamsch National Verbond — VNV).
Zdaniem rexistów, pełne zjednoczenie i uzdrowienie polityczne nastąpić mogło jedynie po wprowadzeniu nowego ustroju społecznego. Forsowany przez Degrelle’a integralny korporacjonizm zakładał podział struktury państwa na dwie grupy:
1- szą, gospodarczą, obejmującą dziedziny mające związek z produkcją i podziałem dóbr (rolnictwo, przemysł, rzemiosło, handel, kredyt, transport, dobra ogólnego pożytku);
2- gą, poza gospodarczą, zawierającą wszystkie pozostałe społeczne i kulturowe przejawy życia: armię, policję, sądownictwo, naukę i sztukę, oświatę i wychowanie, służbę zdrowia.
Grupy te miały być reprezentowane w korporacyjnym parlamencie, wyłaniającym co pewien czas rząd. Nad wszystkim czuwałaby struktura, będąca czymś w rodzaju nadkorporacji, nie związana z żadną z dwóch prezentowanych wyżej grup. Jej zadaniem byłoby łagodzenie i zacieranie konfliktów oraz koordynacja działań i interesów czynnych grup w poszczególnych gałęziach produkcji. W celu zagwarantowania ciągłości struktury, Degrelle dążył do ustanowienia korporacyjnej monarchii dziedzicznej, która by mogła zapewnić w chwilach kryzysu stabilność władzy.
Rex był więc nie tylko reakcją przeciw partiom reprezentującym interesy klasowe, ale także przeciwko ich pojmowaniu polityki. Takie stanowisko znacznie spolaryzowało belgijską scenę polityczną. W wyborach 1937 roku, przeciwko ruchowi Degrelle’a stanęła zwarta koalicja wszystkich liczących się partii. Tym razem na Rex’a oddało swój głos 19,05% obywateli. Mimo niewątpliwego sukcesu, było to zbyt mało, by odegrać decydującą rolę w życiu kraju.
Degrelle, w ostatnim okresie przed wybuchem wojny, dużo uwagi poświęcał kontaktom międzynarodowym. Przebywał nawet jako gość na zjeździe NSDAP, choć nie wiązał z tym faktem żadnych szerszych planów „Nie łączcie Rex’a z Berlinem — powiedział. My nie jesteśmy i nie będziemy na usługach nikogo i niczego. My kochamy swoją Ojczyznę”.
Zdecydowanie antykomunistyczny, wódz rexistów niejednokrotnie bywał obiektem zamachów marksistowskich bojówek.
Szczególnie mocno ubolewał nad zaangażowaniem rządu bliskiej mu Francji po stronie czerwonej Hiszpanii. W swoim „Liście otwartym” z żalem stwierdzał: „Ten wyraz ‚Francuz’ głębokim bólem napełnia serca nasze. Dla Walonów i Ojczyzny naszej, Francja jest naszym językiem, naszą kulturą, naszą cywilizacją. (…) [Ale] ani jeden chłop, ani jeden robotnik, ani jeden ojciec rodziny, który jest krwią z krwi i kością z kości naszej, nie może polec za Sowiety i przysięgamy na to u mogiły naszych zmarłych bohaterów znad Isey i u kołyski naszych dzieci.”
Mimo wysiłków Degrelle’a, znaczenie jego organizacji nie uległo zmianie, aż do wkroczenia do Belgii (10 maja 1940 r.) wojsk niemieckich. W okupowanym kraju wytworzyła się wówczas skomplikowana sytuacja – „Devlag” (DVA), organizacja flamandzkich nacjonalistów, skłonna była podporządkować Niemcom flamandzką część kraju. Jej przywódca, Van de Vile, głosząc teorię związku krwi pomiędzy tymi narodami, oświadczył: jesteśmy Niemcami, Niemcami w 200% i będziemy walczyć, by jako takich przyjęto nas w skład Rzeszy. Wtórował mu rywalizujący z nim Staf de Clerq, który wraz ze swymi politycznymi przyjaciółmi z VNV dążył do zjednoczenia zamieszkałych przez Flamandów prowincji belgijskich z Holandią — w ramach tzw. Grossdeutschland.
Pragnąc przeciwdziałać tym planom, Degrelle rozpoczął u władz okupacyjnych starania o utrzymanie jedności państwowej. Realizm polityczny dyktował mu jednak, by zabiegi dyplomatyczne połączyć z organizacją siły zbrojnej. Jeszcze w lipcu 1941 roku rozpoczęto pospieszny werbunek do Ochotniczego Legionu Antybolszewickiego „Wallonie”, przeznaczonego do walk na froncie wschodnim. Żegnając, w dniu 8 sierpnia 1941 r., udający się na front oddział, wódz rexistów raz jeszcze dał wyraz swoim antykomunistycznym przekonaniom, określając wyprawę, jako krucjatę w obronie wspólnego europejskiego dziedzictwa cywilizacyjnego, któremu zagraża bolszewizm.
Początkowo, „Legion Walonie” liczył 600 żołnierzy i wchodził w skład Wermachtu. W czerwcu 1943 r. został wcielony do 5 D. Gren. Panc. SS „Wiking”. Dowódcą brygady, liczącej już, 1964 żołnierzy, był Lucien Lippert, a po jego śmierci (poległ pod Nowymi Budami na Ukrainie), na czele stanął sam Leon Degrelle. Brygada odznaczyła się w walkach nad Dnieprem i w tzw. kotle pod Czerkasami, gdzie z okrążenia z życiem uszło jedynie 650 legionistów. Na poligonie w Wildflechem przeformowano brygadę, uzupełniając stan osobowy do 4 tysięcy ludzi. Jednostka skierowana została na Dolny Śląsk, gdzie w okolicach Wrocławia została rozbita.
Trudno powiedzieć, co myślał wtedy Leon Degrelle. Po latach, w liście otwartym do Jana Pawła II, tak określił swoją służbę w jednostce Waffen-SS: „W czasie wojny byłem dowódcą belgijskich ochotników na froncie wschodnim, walczyłem w 28 D. Gren. Panc. „Wallonien”. TO OCZYWIŚCIE NIE MOŻE BYĆ UWAŻANE ZA CHLUBĘ DLA NIKOGO. Jestem jednak katolikiem tak jak i Ty i wierzę, że dlatego właśnie mam prawo pisać do Ciebie, jako brat w wierze”.
Bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych, Degrelle osiadł w Hiszpanii, gdzie otrzymał azyl i pod zmienionym nazwiskiem, jako Juan Munoz, zamieszkał w Madrycie. Podjęte środki bezpieczeństwa nie były przypadkowe. Wystarczy przypomnieć, że w roku 1985 dyrektor amerykańskiego „Centrum Wiesenthala” w Los Angeles wyznaczył za jego głowę nagrodę w wysokości miliona dolarów. Ogólna liczba zamachów i prób porwania Degrelle’a zamyka się w siedmiu (jak dotąd znanych) przypadkach.
Jeszcze w roku 1954 Degrelle próbował, mimo wszystko, wrócić do kraju i oczyścić się z zarzutów na nim ciążących. Wystosował wówczas dramatyczny w swej wymowie apel: „Nie jestem przestępcą wojennym — oświadczał w nim. Chciałem wrócić do Belgii na warunkach, które nie zostały przyjęte. Chciałem powrócić w mundurze tak, żeby nadano odpowiedni rozgłos mojemu powrotowi i moim argumentom. Prosiłem również, aby zezwolono na pełną transmisję mojego procesu”. Na publicznym wysłuchiwaniu wyjaśnień nikomu jednak nie zależało. Degrelle, symbol belgijskiego nacjonalizmu, przedstawiał większą wartość, jako ukrywający się poza granicami własnego kraju kolaborant.
Leon Degrelle zakończył więc swe życie z dala od Ojczyzny. Zmarł w Maladze, 31 marca 1994 roku. Dla potomnych zawsze jednak będzie należeć do tego gatunku ludzi, który nie oglądając się na zmiany fortuny, pozostają wierni swemu powołaniu — aż do końca.
Daniel Pater
Tekst ukazał się w “Szczerbcu”, czasopiśmie Narodowego Odrodzenia Polski.
Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Pismo do nabycia:
http://www.archipelag.org.pl/
5 kwietnia 2011 o 22:39
Warto wspomnieć o tym ze jak Degrelle zaczął otrzymywać kasę z Berlina na działalność to z NRa coraz bardziej się zmieniał w NSa. Degrelle do połowy lat ’30 – TAK, później – NIE. Po wojnie (w trakcie owej już) nie zostało w nim nic z NRa a tylko fanatyczny (neo)nazizm… Fuhrer mu wyprał mozg uderzając we wszystkie punkty które były słabościami Degrelle (m.in. nazywał go swoim synem). A szkoda.
20 czerwca 2023 o 12:30
Ja nie widzę nic złego w byciu NS-em, ale czytałeś Płonące Dusze? 100% NR! Bardziej NR niż NS bym rzekł. Jeśli przez NR rozumieć powiedzmy bardziej ‚uduchowiona’ formę nacjonalizmu, a przez NS bardziej ‚biologiczna’ jego formę.
5 kwietnia 2011 o 23:50
Niestety jakby tekst był obiektywny wspominałby o okresie gdy Degrelle był pacyfistą i ramię w ramię z takimi personami jak Bolesław Gebert krzyczał : „Nie umierać za Gdańsk”
następnie obiektywne przedstawienie, ale brak w nim internowania po wybuchu wojny.
I ostatnia sprawa kim jest dla nacjonalisty Degrelle???
Bo tu my jako Polacy stoimy przed wyborem bohaterów, czy ma być nimi NSZ, Mosdorf i inni, czy NOR i Degrelle
Ogólnie przypomina mi te śmieszne osoby co nagle twierdza że Słowianie to, tacy owacy a oni są germanami bo wierzą w thorów
12 czerwca 2019 o 11:17
„Niestety jakby tekst był obiektywny wspominałby o okresie gdy Degrelle był pacyfistą i ramię w ramię z takimi personami jak Bolesław Gebert krzyczał : „Nie umierać za Gdańsk”
następnie obiektywne przedstawienie, ale brak w nim internowania po wybuchu wojny”
I bardzo dobrze krzyczał. Polacy też tak samo powinni krzyczeć, a nie umierać za Gdańsk, który nawet polski nie był tylko był wolnym miastem o ludności niemieckiej z garstką ludności polskiej. To hasło chyba było najbardziej pro-polskim hasłem w tamtym czasie, bo gdyby sanacja zgodziła się na aneksję bezpaństwowego Gdańska to by Polska nie miała kłopotów. Rządy zachodnioeuropejskie słusznie uznały, że sanacja pakuje się w gówno na własne życzenie.
„I ostatnia sprawa kim jest dla nacjonalisty Degrelle???
Bo tu my jako Polacy stoimy przed wyborem bohaterów, czy ma być nimi NSZ, Mosdorf i inni, czy NOR i Degrelle”
Jedni i drudzy to nacjonalistyczni bohaterowie, którzy wybrali różne drogi walki.
„Ogólnie przypomina mi te śmieszne osoby co nagle twierdza że Słowianie to, tacy owacy a oni są germanami bo wierzą w thorów”
I co chciałeś przez to zdanie przekazać? LOL
20 czerwca 2023 o 14:57
To sobie wybieraj między NSZ i Mosdorfem lub NOR i Degrellem. Ja wybierać nie zamierzam, tylko będę czcił ich wszystkich! Żadnego monopolu na prawdę w naszych katakumbach! – jak napisał kiedyś Dugin
6 kwietnia 2011 o 01:49
@NOP USA,
Poproszę o źródło, gdzie zostało odnotowane, że Adolf Hitler nazwał Degrella swoim synem.
Degrelle spotkał się z Hitlerem w swoim życiu 2 razy, a 99% czasu spędzał podczas wojny na Froncie, zajmując się walką, był 5 krotnie ranny i w chwilach przerwy między ostrzałem ogniowym pisał przemyślenia do „Płonących Dusz”, książki, z której płynie czysty katolicyzm. Przeczytałem ją całą i nie było tam ani jednego peanu na rzecz Hitlera.
Albinus127 – Degrelle pacyfistą? Aha. Ładny to pacyfista, który od szeregowca, awansuje do Sturmbannfuehrera:) Można było sobie krzyczeć „Nie umierać za Gdańsk” i wcale tym pacyfistą nie być. To nasi ówcześni politycy popełnili błąd, bo myśleli, że ktokolwiek pójdzie walczyć za polskość Gdańska.
Leon Degrelle – presente! I tyle w temacie, bo mam dość waszych smutów.
6 kwietnia 2011 o 11:14
„Ogólnie przypomina mi te śmieszne osoby co nagle twierdza że Słowianie to, tacy owacy a oni są germanami bo wierzą w thorów”
Nie wiem co ten bełkot ma wspólnego z tekstem. Ale patrzę na wiek autora tych słów i jak mawia klasyk – wszystko jasne. Komentowanie z założenia powinno być domeną osób, które mają coś do powiedzenia w temacie.
6 kwietnia 2011 o 13:15
żeby odpowiedzieć
W sprawie Gdańska: Zaraz się okaże że gebert był bohaterem i jego wnusio nawołując do wstrzymania Marszu Niepodległości ma racje. I teraz Degrelle, wielki antykomunista który nagle z komunistami ramie w ramie działa- w sprawie Polski
Jakbyście mieli jakąś wiedzę to byście wiedzieli że go internowano obawiając się dywersji w razie wojny. Wiadomo że był finansowany , np. wzmianki o tym zachowały się w dziennikach hrabiego Ciano.
Zaraz będziemy targowiczanom stawiać pomniki…
Druga sprawa w kwestii „thorów”: Pod koniec wojny Degrelle ogłosił oficjalnie że Wallonowie są Germanami i do tego pije- ale żeby komentować to trzeba wiedzieć, a jak widać komentujący tego nie wiedzą.
Wiec co to za nacjonalista który nagle odrzuca własna tożsamość i buduje jakąś nowa przez się wymyśloną
12 czerwca 2019 o 11:27
„Jakbyście mieli jakąś wiedzę to byście wiedzieli że go internowano obawiając się dywersji w razie wojny. Wiadomo że był finansowany , np. wzmianki o tym zachowały się w dziennikach hrabiego Ciano.
Zaraz będziemy targowiczanom stawiać pomniki…”
Internowały go demoliberalne władze, poza tym w tamtym czasie gdybym był Belgiem to też byłbym pro-niemiecki, bo uważam że dla Belgów sojusz z Niemcami w tamtym czasie był korzystny. Co prawda lepiej byłoby gdyby Degrelle przed wojną po prostu wygrał wybory i sam podpisał pakt anty-kominternowski i związał Belgię z sojuszem państw Osi, ale nawet inwazja niemiecka nie była dla Belgii taka zła, bo w ostateczności nie było ludobójstwa Belgów, a władza demoliberałów została zastąpiona władzą nacjonalistów, poza tym nie było aneksji Belgii do III Rzeszy. Podobnie można powiedzieć o Vidkunie Quislingu, chociaż tam okupacja była nieco brutalniejsza.
„Druga sprawa w kwestii „thorów”: Pod koniec wojny Degrelle ogłosił oficjalnie że Wallonowie są Germanami i do tego pije- ale żeby komentować to trzeba wiedzieć, a jak widać komentujący tego nie wiedzą”
Może po prostu dlatego, że Walonowie są w dużej mierze Germanami mówiącymi językiem romańskim z silnymi wpływami germańskimi? I nie ma to nic wspólnego z zaprzeczaniem tożsamości własnego narodu…
6 kwietnia 2011 o 14:07
„Wiec co to za nacjonalista który nagle odrzuca własna tożsamość i buduje jakąś nowa przez się wymyśloną”
Tak i wszyscy łącznie z Degrellem zaczęli się modlić do Thora :). Coś tam przeczytałeś w jakimś opracowaniu i epatujesz tą „wiedzą” w komentarzach.
Mnie Degrelle interesuje i inspiruje jako przywódca przedwojennego ruchu Rex i tyle. To jak później potoczyły się jego losy to już inna sprawa i nie będę tego oceniała. Sam chyba to najlepiej wyraził w cytowanym liście otwartym do Jana Pawła II. Nacjonalista zaś nie powinien kaleczyć ojczystej mowy. „Bo tu my jako Polacy stoimy przed wyborem bohaterów, czy ma być nimi NSZ, Mosdorf i inni, czy NOR i Degrelle”. Toż jakiś bunga-bunga wysławia się lepiej niż strażnicy „czystości” idei narodowej. Rozumiem hormony buzują, ale nie histeryzuj, Targowicy nikt pomników nie będzie stawiał – chyba że już stoją w główkach 16-letnich „narodowców”.
6 kwietnia 2011 o 17:55
„I teraz Degrelle, wielki antykomunista który nagle z komunistami ramie w ramie działa- w sprawie Polski”
Jasiu, dobrze się czujesz?:) Może wyjdź na dwór i pograj w piłkę, to ci wyjdzie lepiej niż jakiś debilny sarkazm.
Degrelle określał Walonów „francuskojęzycznymi Germanami” od samego początku istnienia Legionu Walońskiego, prawdopodobnie z przyczyn politycznych i z chęci zapewnienia Walonom lepszej pozycji w nowej sytuacji. Żeby zrozumieć motywacje Degrella i jemu podobnych w tamtym czasie, należy zdobyć się na analizę stanu psychologicznego ówczesnych Belgów, Francuzów, Flamandów, Duńczyków, Norwegów, itd, na co się żaden szesnastoletni tru-narodowiec nie zdobędzie, bo to za ciężkie. Rządy tych narodów zostały pokonane w krótkiej walce i uciekły za morze lub ocean. Jakże to kontrastowało z propagandą anty-niemiecką przed wojną we Francji czy Belgii, ukazującą, że nie ma praktycznie żadnego zagrożenia, że Niemcy są słabe, że linia Maginota nas obroni.. i co? I społeczeństwa północno-zachodniej Europy zostały pozostawione same sobie, a spektakularne zwycięstwa Wehrmachtu i praktyka Blitzkriegu wywarła na nich ogromne wrażenie. Felix Steiner pisze w swej książce bez ogródek, że dla Belgów w tamtym czasie zwycięstwo Niemców w wielkiej wojnie było czymś bardziej niż oczywistym. Wobec takiego stanu rzeczy starano się poprawić swe stosunki z okupantem, który notabene notorycznie obiecywał, że po zakończeniu wojny wszystkie europejskie narody odzyskają suwerenność w nowym ładzie polityczno-ideologiczno-gospodarczym.
6 kwietnia 2011 o 18:20
Chciałbym, żeby w polskim „ruchu narodowym” znalazł się chociaż jeden taki „kolaborant” vel „neonazista” (hahaha), vel „zdrajca” zamiast setek narodowych onanistów ideologicznych i strażników czystości idei i jedynych słusznych mundurków, obecnych tylko w internecie.
6 kwietnia 2011 o 19:28
1. Germańskość ogłosił na koniec wojny w 1944 wraz z projektem stworzenia satelickiego państwa.
Co do późniejszych losów . W starożytnych Atenach był ktoś taki jak Alkibiades. Proszę się zapoznać z jego losami. Opisuje to prof. Jaroszyński w jednej ze swoich książek. Scharakteryzować owe myślenie można krótko: Nie ma znaczenia kto czego dokonał liczy się efekt ostateczny.
2.Ja tu z wami dyskutuje. Wykazałem że tekst nie jest obiektywny. Nikt temu nie zaprzecza. Napisałem swoje zdanie, jest moje i mam do niego prawo. Każe mi się wyjść , grac w piłkę, wyzywa od onanistów etc.
przy tym wszystkim nie zaprzecza się tezie jaka postawiłem że działał ramie w ramie z Gebertem w sprawie Gdańska.
Tak mi się przypomniał materiał z D Dukiem, gdzie prowadzący program 12 razy przypomina że należał on do klanu. D. Duke zapytał wprost ; Po co 12 razy to przypomniano? i wyjaśnił: żeby od razu zdyskredytować go jako rozmówcę.
To jest stara bolszewicka metoda: Nie jesteś w stanie obalić argumentów atakuj osobę
Stan psychiczny?? się zastanawiam. Czyli twierdzenie że zachód był psychicznie słaby.
Weźmy NZS, czy WiN.Tu Niemcy tu bolszewia. Oni walczą. Wszyscy ich zostawili sprzedali- walczą
A tacy Francuzi, Belgowie. Paryż padł…to my już będziemy kolaborantami.
Ergo wzorem dla was są psychicznie słabi ludzie a słabość uczynimy cnotą i wzorem do naśladowania
7 kwietnia 2011 o 21:46
Psychicznie słabi ludzie, którzy gdy tylko dotarli na front pod koniec 1944r. to słyszeli rozkaz dzienny „obrona pozycji do ostatniego żołnierza”. Psychicznie słabi ludzie, z których po wyrwaniu się z kotła czerkaskiego została szczątka, a po powrocie do ojczyzny uzupełniali swój stan osobowy w 100% + dochodziły do tego tysiące kolejnych ochotników, gotowych iść na śmierć. Psychicznie słabi ludzie, którzy bronili Berlina w wielonarodowym europejskim tyglu w kompaniach liczących po 14, 20, 40 żołnierzy i walczący do samego końca, mimo iż zdawali sobie sprawę tego, że czerwonych już nie pokonają.
Mam prośbę, nie atakuj języka polskiego, bo piszesz bez znaków przestankowych, bez ładu i bez składu.
Efektem ostatecznym życia Degrella była jego śmierć i wielka spuścizna myśli wykraczającej poza zdolność rozumowania dla wielu dyżurnych strażników jedynoszłusznościzmu.
Gdańsk przed wojną był przeważająco niemiecki, to tak na koniec.
I niczego nie wykazałeś:)
12 kwietnia 2011 o 00:24
To się tam przenieś.
Widać ci bardziej na sercu obrona Berlina niż np. Warszawy
14 kwietnia 2011 o 22:44
@albinus127
No brawo, dziecku widzę skończyły się argumenty, to musi sypnąć piaskiem po oczach, w imię naturalnie „najmojszej” racji.
15 czerwca 2023 o 22:19
Trza przyznać, Płonące Dusze nie są łatwą lekturą. Autor czasem twardo stąpa po ziemi i mówi jasno, krotko, płomiennie niczym dowódca do żołnierzy: czyń to, czy tamto, czasem jednak trochę za bardzo „odlatuje” w sferę poezji, niektóre fragmenty mnie wręcz nużą i męczą pewnym takim przepoetyzowanoem i oderwanymi, rozbudowanymi opisami jakiś tam błahostek, ale nie zmienia to faktu, że jest co najmniej równie dużo fragmentów gdzie jest ogień i pasja, która rozlewa się też na czytającego.
16 czerwca 2023 o 11:23
Z ciekawości pytam: ukazała się po polsku jakaś biografija wodza Rexu?
20 czerwca 2023 o 13:35
Trochę bez entuzjazmu pisze autor o Degrellu, zwłaszcza jego zaangażowaniu w czasie wojny. Realizm polityczny motywacją wyruszenia na front wschodni? Raczej idealizm! Chodziło wszak o zmiażdżenie zog i ocalenie Europy – a nie o jakieś tam lokalne gównoburze walonsko-flamandzkie. Realizm polityczny kojarzy mi się z cuckserwatywna pornografia publicystyczną antypatycznych postaci w rodzaju wielomskiego. Liz buty twych zydokomunistycznych panów – tak nakazuje realizm polityczny! Do takich (s)realistów politycznych to ja bym chciał strzelać tak jak NSZ!