Jak informuje dziennik Metro bez stałej umowy w roku 2009 pracowało 27% Polaków, co jest najwyższym wskaźnikiem w Europie. Do niedawna ten niechlubny rekord należał do Hiszpanii – 35% osób bez stałej umowy, jednak obecnie jest to „jedynie” 26%. Na Litwie czasowe umowy ma 3% zatrudnionych, w Czechach i na Węgrzech – 9%. Ogółem na czas określony w całej Unii Europejskiej pracuje ok. 14% osób.
Gazeta przytacza przykład 30-latki pracującej na infolinii znanej i szanowanej, dużej polskiej firmy. Powiedziała ona, że co trzy miesiące podpisuje nową umowę z agencją pracy, która współpracuje z pracodawcą. Zatrudniana jest na trzy czwarte etatu (tysiąc złotych na rękę), resztę godzin wypracowuje, gdy jest potrzeba.
„Nie mogę wziąć kredytu ani nawet telefonu komórkowego na abonament, bo nie jestem wiarygodną klientką. Mogę być zwolniona z dnia na dzień. Żyję bez poczucia bezpieczeństwa” – powiedziała dziennikarce „Metra”.
Źródło: PAP/Wp.pl/Onet.pl
19 października 2010 o 10:31
Pracodawcy opłaca się zatrudniać bez umowy . Bo taki pracownik według prawa pracy nie jest traktowany jako pracownik. Dlatego nie ma przywilejów pracowniczych. Może mu nie płacić i za to nie grozi mu żadna kara. Pracownik nie może się zgłosić do sądu by odzyskać swoje wynagrodzenie. Nie którzy muszą pracować bez umowy bo mają bardzo małą rentę i emeryturę . Niektórzy wolą pracować bez umowy po nie chcą by ich pieniądze marnował i kradł ZUS.
20 października 2010 o 02:01
Bez stałej umowy to znaczy, że pracuje na: umowę o pracę na czas określony, umowę o dzieło, umowę zlecenie. Niewywiązanie się z umowy może być dochodzone w sądzie i bynajmniej nie oznacza to, że pracodawca „Może mu nie płacić i za to nie grozi mu żadna kara”. Dzięki temu, że pracownik nie musi być zatrudniony na umowę o pracę na czas nieokreślony ma on w ogóle legalną pracę, bo inaczej pracodawca miałby za duże koszty zatrudnienia i zatrudniał tylko na „czarno”. W kilku profesjach „twórczych” jak naukowcy i dziennikarze ma dzięki temu przywileje podatkowe – tzw „uzus” w wysokości 50%. Ponadto nie musi płacić składek na upolitycznione związki zawodowe jak to miejsce w dużych przedsiębiorstwach. Może też częścią swoich dochodów dysponować o wiele lepiej niż czyni to ZUS. Należy też dodać, że nieprawdą jest, że takie takie osoby nie mają zdolności kredytowej. Nawet mali przedsiębiorcy od początku swojej działalności wykazujący tylko straty dostają kredyty i leasingi. A sposób w jaki agentura Agory w postaci Metra wyliczą, że 27% jest równe 1/3 zakrawa o paranoję.