„Rzeczpospolita” donosi o problemach małych przedsiębiorców. W tym roku zostanie zamkniętych co najmniej 4 tys. tradycyjnych sklepów spożywczych. Niszczy je przede wszystkim spadek koniunktury i rozwój sieci dyskontów.
W pozycję małych sklepów uderzają zwłaszcza sieci dyskontowe, jak Aldi, Lidl czy Netto. Lider tego rynku – sieć Biedronka, ma już 1,5 tys. sklepów, a rocznie otwiera co najmniej 100 kolejnych, nie tylko w małych miastach, ale nawet na wsiach (w dużych miastach rynek jest już przesycony).
– W takim miejscu od razu powoduje bankructwa niemal całej konkurencji, wytrzymują tylko piekarnie. Trudno się temu dziwić, skoro klienci szukają tanich produktów – mówi prezes jednej z franczyzowych sieci spożywczych.
Bankructwo tradycyjnych sklepów uderza również w hurtowników, dla których małe sklepy były kluczowymi klientami. Jeśli trend nie zostanie odwrócony może to zachwiać pozycję hurtowni na rynku.
Na podstawie: rp.pl
8 lipca 2010 o 11:36
Mnie dziwi że te małe sklepy bankrutują. Są tam wysokie ceny. Wiele sklepów prowadzą ludzie nie doświadczeni i nic dziwnego że później bankrutują. Jedynie szanse mają przetrwać sklepy znajdujące się bloku lub pobliżu. Na pewno przetrwają monopolowe bo dają na kredyt i sprzedają alkohole które pije głównie margines społeczny a normalni ludzi ich nie piją.
8 lipca 2010 o 12:01
U nas w tym roku otwierają polomarket i biedronkę, w mieście liczącym ok. 5 tys mieszkańców, wokół marketów jest kilka małych sklepików, właściciele obawiają się spadku obrotów. Ale rzeczywiście ceny w sklepikach są dość wygórowane, zmieni się to pewnie po otworzeniu marketów.
8 lipca 2010 o 13:55
w żabce jest bardzo drogo, a mimo to ich przybywa…
8 lipca 2010 o 18:32
Bo zajmują lokalne po sklepach spożywczych. Marketach ludziom łatwiej znaleźć prace i nie trzeba wielkiego wykształcenia. Takie małe sklepy nie potrzebują dużo pracowników. Często małe sklepy nie płacą pracownikom i płacą mało. Markety dbają o swoją opinię.