Gdyby ktoś chciał przeczytać albo powrócić do trzech ostatnich dzieł pisarzy prawicowych poświęconych Niemcom, będzie z korzyścią jeżeli zrobi się to w następującej kolejności: Dramat francusko-niemiecki Léona Daudeta, Niemcy Jacques’a Bainville’a, tom drugi, oraz Francja naprzeciw Niemiec Pierre’a Gaxotte’a, gdyż taki jest właśnie porządek chronologiczny analizowanych zdarzeń.
Te dzieła utwierdzają czytelników w przekonaniu, że to nie jakiś Hitler jest osobnikiem niebezpiecznym, ale że jest nim cała rasa germańska ze względu na swoją naturalną agresywność, niezależnie od aktualnego przywódcy, i że jedynym sposobem, aby się z Niemcami uporać jest podzielenie tego kraju na wiele niezależnych bytów państwowych.
Dzieło p. Léona Daudeta jest dramatem w trzech aktach i licznych jednostkach pośrednich. Kiedy kurtyna otwiera się na pierwszym, dziennik Le Petit Parisien ma zaledwie trzy lata. Możemy trochę żałować, że nie przytacza tego, co usłyszał o wojnie roku 1870 od swojego ojca. Jednak ten okres jest znany wszystkim i relatywnie mało pouczający. Znacznie bardziej interesująca jest następna epoka i to, co w czasie jej trwania się dzieje, czyli pewien rodzaj zbliżenia intelektualnego pomiędzy Francją i Niemcami. Młody Daudet, wówczas student medycyny, uwielbiał Wagnera a Nietzschego uznawał za autora modnego. Pisał: „cały Nietzsche, cały Wagner, całe Niemcy są nieoswajalne”. I w swojej książce, której dekoracje, oświetlenie i atmosferę gwarantują liczne dygresje, pan Daudet, po tym jak poznał wiele osobistości niemieckiego dramatu ze względu na znakomitą znajomość ich języka, pokazuje Niemcy w ruchu, ruchu często nieuporządkowanym, typowym dla rasy germańskiej, ale jednocześnie kierowanym najpierw przez Bismarcka, a następnie przez Wilhelma II (którego projekty polityczne tłumaczy), przez sztab generalny będący rdzeniem całego systemu i zapewniający mu od dwóch wieków kontynuację wcielania w życie woli germańskiej.
Środek drugiego aktu zaskakuje nas pośrodku scen chwalebnych (odbicie fortu Douaumont przez Mangina), przerażających (zasadzka z Chemin-des-Dames), bezprecedensowych (atak Mangina na wzgórze Méry-Courcelles w biały dzień i bez przygotowania artyleryjskiego). Pomiędzy drugim a trzecim aktem, czyli w latach 1919-1939, nie ma, jak w poprzednim międzywojniu, prób zbliżenia, lecz następuje jedynie projekcja francuskich iluzji i ustępstw, co wcale nie wychodzi na jedno. Niczym sztukę dramatyczną czyta się sprawozdanie parlamentarne, w czasie którego Daudet zarzucał rządowi brak reakcji po zbyt łagodnie ukaranym morderstwie kapitana Monalègre. W dodatku, kilka tygodni później, Francja zniosła kordon celny na Renie. „Czym był kordon celny na Renie? Był, najprościej rzecz ujmując, przerwaniem wielkiego systemu gospodarczego Zollvereinu, który stał przed stu laty u podstaw jedności wojskowej i politycznej Niemiec. Trzeci akt, jak zapewne Czytelnik wie, rozgrywa się obecnie. Stanowi konsekwencję poprzednich, co wydaje się ewidentną koniecznością.
Wnioskiem z tego szerokiego i obszernego, niczym epicki dramat, a jednocześnie precyzyjnego i merytorycznego, niczym analiza, dzieła jest to, że „położenie kresu pangermanizmowi niemieckiemu nie wydaje się możliwe jak tylko poprzez zerwanie jego jedności jako czynnika generującego wojny, które coraz bardziej rozprzestrzeniają się po Europie, Azji, Afryce, Australii i Stanach Zjednoczonych, powodując straszliwą hekatombę, ze względu na rozwój techniki wojennej na lądzie, morzu i w powietrzu.”
Tom drugi Niemiec Jacques’a Bainville’a jest przedrukiem artykułów, które ukazywały się na łamach Action Française od listopada 1918 aż do stycznia 1936 roku. Wiedząc, równie dobrze jak p. Daudet, że Niemcy nie są narodem we francuskim znaczeniu tego słowa, lecz, cytując Hernani’ego, „maszerującą siłą”, rasą lubującą się w przekształcaniu i nieokreśloności, próbującą osiedlić się wszędzie tam, gdzie rozlega się jakiś ulotny ślad germanizmu, Bainville uważa, że polityka francuska powinna faworyzować wszystko, co tę masę w ciągłym ruchu mogłoby dekomponować. Ta zasada wcale nie jest nowa. Sięga swoimi tradycjami do Henryka II i Marillaca: „Komplikować sprawy niemieckie tak bardzo, jak tylko się da”. Tylko, że o tym nie trzeba głośno mówić. Przy okazji redakcji pierwszego tomu Niemiec, zasłużyliśmy na niełaskawą ingerencję cenzury, która polegała na skreśleniu dwóch zdań odnoszących się do owego pryncypium – zdań zaczerpniętych z tomu, który każdy mógł sobie zakupić po postacią gazety.
Dodajmy, że osiem dni później zostały one odtworzone przez p. Thierry Maulniera na łamach Revue Universelle bez zmiany jednego przecinka. Niemcom tak samo zależało na jedności Rzeszy, jak powinno zależeć nam na jej unicestwieniu. „Prawdziwym przedmiotem ich lęku, pisał Bainville 12. marca 1919 roku, jest podzielenie i rozczłonkowanie imperium.” Niestety! Nie mieli najmniejszego powodu, aby obawiać się swoich zwycięzców! „Nie trzeba było zapraszać hrabiego Brockdorffa do Wersalu, aby z wielką pompą potwierdzać tam jedność Niemiec – w tym samym miejscu, gdzie Bismarck i Wilhelm I uprzednio ją stworzyli. Ten pierwszy, kiedy wspominał o ‚koszmarze koalicji’, z pewnością nie miał na myśli sprzymierzenia głupców, którzy wykorzystali swoje zwycięstwo dla potwierdzenia jedności Niemiec”. Konsekwencja: „dalsze jej istnienie stwarza konieczność kontynuacji wielkiego wysiłku militarnego dla wszystkich narodów, które cieszą się smutnym przywilejem bycia sąsiadami Niemiec” (18. grudnia 1919). Ale ekonomiści uważali, że obrona Niemiec się opłaca, a przynajmniej utrzymanie jakiejś formy ich jedności. Ich kalkulacje spełzły na niczym ze względu na bankructwo finansów publicznych. Tymczasem Anglia nie miała takich powodów jak Francja dla życzenia sobie dysocjacji Niemiec. Wszyscy już znamy skutki dobrotliwej polityki Aliantów. Ileż to nazwisk i dat z historii dyplomacji współbrzmi w uchu kombatantów z takim samym bólem, lecz mniejszą chwałą, jak wszystkie te miejsca i dni najkrwawszych wydarzeń wojennych! Z całą pewnością najbardziej ponurym jest Moguncja. Bainville pisał 30. czerwca 1930 roku: „Ewakuacja wojsk jest doświadczeniem, doświadczeniem skrajnie niebezpiecznym, to skok w nieznane… Naraża nie tylko naród francuski, ale wszystkie inne oraz wystawia na szwank pokój.”
Wszyscy wiemy, że inny dziennikarz pisał w tym samym dniu, oszołomiony własną pychą, że ewakuacja zapewni Europie pokój. Nieszczęśnik przewidywał później, że Hitler nie dojdzie do władzy, nie utrzyma się u władzy, wreszcie – odnotowywał cofanie się nazizmu. To się nazywa popełniać wielkie błędy!
„A gdybym przez przypadek zrobił coś takiego,
z rozpaczy powiesiłbym się dnia następnego.”
Niestety, ów lekkomyślny i zdolny do wszystkiego człowiek po popełnieniu tych strasznych błędów został premierem Francji – następcą Richelieu i Mazarina. Nie przeszkadza mu to w udzielaniu dalszych wróżb swoim gazetom oraz konsultacji Amerykanom. Sześciu swoich ludzi umieścił w ministerstwach. Zostawmy tego profetę sam na sam ze swoimi iluzjami, wielkimi gośćmi oraz małymi lokajczykami ubranymi w koźle skóry. Jako że rozmawiamy o literaturze, to ogrzejmy się przez chwilę w ogniu buchającym z tych słów: „Francja w obliczu zjednoczonych Niemiec pozbawiona jest punktu zaczepienia.” albo: „Aby zwyciężyć, zbyt często musieliśmy liczyć na błędy i głupotę Niemców.” albo jeszcze: „Kiedy Bismarck pobił i zmarginalizował Austrię, kiedy przywiązał Niemców z południa do Prus, dążył jeszcze do wojny, aby skonsolidować swoje dokonania poprzez zwycięstwo nad Francją. Podobny pomysł przyjdzie na myśl Hitlerowi po Anschlussie, rozczłonkowaniu Czechosłowacji, odzyskaniu terytoriów zabranych przez Polskę albo innych wydarzeniach tego rodzaju.” To się nazywa zdolność przewidywania! Bainville napisał to 17. października 1933 roku. Zmarł 9. lutego 1936. Czytelnicy mogą być pewni, że nie cieszyłby się bardzo tym, że prognozy te sprawdzają się w przewidzianej kolejności, gdyż miłość do prawdy była u niego tak zaletą umysłu, jak i cnotą moralną, daleką od jakiejkolwiek satysfakcji osobistej: chociażby wynikającej z posiadania racji.
Jeżeli tak wierny i zdolny umysł przekazuje nam wszystkie skarby swojej mądrości, to nie robi tego po to, abyśmy zamykali je w bibliotece: zasłużylibyśmy wtedy na karę, podobnie jak ten, kto chowa swój talent w ziemi, zamiast go pomnażać. Propagujmy myśl Bainville’a po to, aby Aliantów nie zaskoczył pokój, tak jak wcześniej zaskoczyła ich wojna.
Najlepszym uczniem i godnym kontynuatorem Bainville’a jest p. Pierre Gaxotte. Jemu także historia służy do zrozumienia teraźniejszości i przewidzenia przyszłości. Artykuły, które zebrał w tom, ukazywały się głównie w Nation belgeod 1936 do 14 sierpnia 1939 roku i mają dla czytelnika francuskiego posmak nieznanego, co wzmaga przyjemność ich lektury.
Te tryskające humorem, a nawet poezją stronice wydały zdanie takie jak: „Flota angielska, podobnie jak armia francuska, są niezbędne dla zachowania pokoju na świecie.” Na temat podziału Niemiec i pozbawienia ich politycznej siły, aby jednocześnie umożliwić im dalsze promieniowanie kulturalne, p. Gaxotte myśli to samo, co p. Daudet i Bainville. Tak jak ten ostatni, przewidział, że brak restauracji Habsburgów spowoduje aneksję Austrii. Podobnie jak swój mistrz, uważa, że polityka francuska jest niewspółmierna do polityki niemieckiej. Nie trzeba dalej tego wyjaśniać. Niezwykle interesująca była analiza handlu zagranicznego Niemiec: w zamian za surowce i artykuły szybko zużywalne, dostarczali oni produkty praktyczne i trwałe: przeprowadzenie dowodu następuje u tego autora w sposób niezwykle elegancki. Czytając ten skromny, ale niezwykle treściwy tomik, cieszymy się, że młode pokolenie wyposażone jest w spostrzegawczość i zdolność perswazji, którą uważaliśmy za dobro ekskluzywne dla starszych kolegów. Pałeczka przechodzi w dobre ręce.
Robert Brasillach
Action Française, 25.04.1940.
Źródło: https://www.salon24.pl/u/lukasz-maslanka/
25 czerwca 2021 o 16:05
Sylwetka Autora:
https://www.nacjonalista.pl/2011/02/06/robert-brasillach-in-memoriam/
Był jednym z Nas.