life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Dr Dariusz Ratajczak: Czego możemy uczyć się od Czechów?

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Czechów od maleństwa miałem za tzw. ciepłe kluski. No bo to popularne „szwejki”, naród mieszczuchów i… zjadaczy knedli. Do tego płoche to jak zając szarak lub jakiś inny „kretek”. Nawet rozbójnik Rumcajs, najczystszy bandzior na świecie ukąpany we własnej latorośli – Cypisku, prawdopodobnie zresztą sudecki Niemiaszka z pochodzenia (Rumzeiss?), mi nie imponował.

Z czasem ten mój wredny stosunek do braci-Słowian ulegał zmianie. W końcu poczytałem to i owo o Korpusie Czechosłowackim, który przez pewien czas szachował połowę… Syberii podczas wojny domowej w Rosji (kolaborował tak z „białymi”, jak i bolszewikami – wiadomo: Czesi), wyrobiłem sobie zdanie o mądrości narodu, który wyzwalał swoją stolicę w momencie, gdy pan Adolf Hitler od sześciu dni przebywał w zaświatach, a Rosjanie właśnie gwałcili Niemki w zburzonym Berlinie…

Nadal jednak nie mogłem wyzwolić się z niewolniczego schematu: Czech to zasadniczo oportunista i życiowy minimalista. Inwazja wojsk Układu Warszawskie¬ go na Czechosłowację w roku 1968 i brak zbrojnego oporu ze strony tubylców tylko go umocniła. Nie mówiąc już o sytuacji w tym kraju w latach siedemdziesiątych („normalizacja”) i osiemdziesiątych (ciąg dalszy tejże), gdy „knedle” zdawały się akceptować czerwone gwiazdy i hasło: „Z Sovetskym Svazem a nigdy inak” na każdym kominie fabrycznym.

Przypadek sprawił, że moje wyobrażenie o czeskiej mizerii uległo całkowitej zmianie. Pewnego pięknego, sierpniowego dnia Roku Pańskiego 1993 jechałem rozklekotanym Volkswagenem „Passatem” w okolicach Złotego Stoku. Zatrzymałem samochód przy drodze wiodącej do Paczkowa i udałem się do pobliskiego lasku „za potrzebą”. Miałem pecha. Nieświadomie przekroczyłem granicę państwową Rzeczypospolitej, wdzierając się (co prawda nie głębiej niż 20 metrów) na terytorium Republiki Czeskiej. Inwazja została powstrzymana przez sympatycznych polskich pograniczników, którzy po 30 minutach trzymania autora tych słów „na muszce” – oddali intruza czeskiej policji (i przy okazji „zarobili urlop”). 15 minut później siedziałem w komisariacie w uroczym miasteczku Javornik, tłumacząc się gęsto, że to nie tak, że żaden przemyt, że nigdy więcej. I wtedy wszedł młody policjant ubrany na wzór amerykański (wierzcie mi: wyglądał jak nowojorski „krawężnik”), zakończył formalności, a potem – znając z protokołu przesłuchania moją profesję – pochwalił się, że również jest historykiem, 117 pochodzi z Hluczyńskiego Kraju (20 km od polskiego Raciborza) i jest, co rzadkie wśród Czechów, praktykującym katolikiem.

Policjant wytłumaczył mi na czym polega istota czeskiego patriotyzmu. To przede wszystkim miłość do ojczystego języka („najpiękniejszego języka na świecie!”); ekonomia krwi polegająca na nie upuszczaniu jej wtedy, gdy dla Polaków wydaje się to oczywiste („nie powtórzymy naszego samobójstwa z wieku XVII, byliście szaleńcami niszcząc waszą stolicę przy końcu wojny, należy trudne momenty przeczekać – koniunktura zawsze przyjdzie”) oraz autentyczne przywiązanie do własnego kraju („mały, ale nasz”). Siłą rzeczy skracam jego wykład, muszę wszelako stwierdzić, że przypadł mi do gustu. To jest wprawdzie filozofia narodu małego i trochę „zahukanego”, nie zawsze przystająca do polskich realiów, ale godna rozważenia w głównych swych nurtach.

Realizm polityczny, ochrona substancji narodowej, spójna wizja narodu i państwa. To Józef Mackiewicz (oraz… Narodowe Siły Zbrojne!), to niestety kropla w morzu polskiej tromtadracji i cierpienia bez godziwej zapłaty. Czesi elegancko odstawili pechowca na granicę. Wsiadłem do samochodu (w tzw. międzyczasie pozbawionego bocznego lusterka) i ruszyłem z piskiem opon. Po chwili jakiś podpity dureń omal nie wturlał mi się pod koła. Wstał z klęczek, otrzepał spodnie z których wystawała półlitrówka i warknął: „co, k…., człekaś nie widział?”. I tak pożegnałem się z polskim romantyzmem. Pijany samobójca zniknął za śmietnikiem…

dr Dariusz Ratajczak

Bohemia


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

11 Komentarzy

  1. Świetny tekst niezapomnianego doktora. „Patriotyczne” przygłupy do tej pory są dumne z tego:
    - ilu to Polaków poniosło śmierć za pomoc tułaczom,
    - że nie mieliśmy dywizji SS,
    - że nie kolaborowaliśmy,
    - że ginęliśmy, a w 1945 roku nas zdradzono,
    - że „honor nie jest na sprzedaż”,
    - etc. etc. etc..

    • Dokładnie, polactwo (którego nie utożsamiam z polskością, ani byciem dumnym Polakiem) dumne jest z tego, czego ja się w zasadzie brzydzę i wstydzę:
      - narażanie czyjegoś życia (w dodatku życia rodaków, a nawet krewnych) w imię ratowania obcych – pal licho gdyby narażało się swoje życie, ale często narażane było życie całej wioski w imię ratowana jednej osoby. Jeszcze bardziej tych „sprawiedliwych” deprecjonuje to, że nie jest pewne czy Niemcy zamierzali systematycznie eksterminować Żydów. Tacy „sprawiedliwi” powinni zostać posłani na śmietnik historii, a nie wynoszeni do panteonu bohaterów
      - w kwestii tych dwóch ostatnich – należy obalić tę szkodliwą mitologię według której „zachowaliśmy honor”. Żadnego honoru nie zachowaliśmy, bo po pierwsze, byliśmy przeciwko nacjonalistycznemu sojuszowi broniącemu cywilizacji europejskiej po stronie wrogów Tradycji, tych, którzy odpowiadają za degenerację i dysgenikę Europy, po drugie, Polacy masowo wspierali Sowietów, którzy mordowali w setkach tysięcy, a nawet milionach Polaków oraz odpowiadają za ludobójstwo i gnębienie wielu narodów Europy i Azji, niestety, ale taka jest prawda, że za rozpanoszenie się bolszewizmu na pół Europy i sporą część świata odpowiadają „nasi” poprzez złe dobranie sojuszników. Tak więc dzisiaj stawia się Polakom śmieszne zarzuty o kolaborację, a Polacy chwalą się, że nie kolaborowali, co dla mnie nie jest powodem do dumy. Polacy również dlatego nie zachowali honoru, bo w Jałcie zostali sprzedani jak tania dziwka, w zasadzie ani zachód, ani wschód nie traktował nas podmiotowo. Dlatego o jakim honorze tu mowa? Co jest honorowego w tym, że dokonaliśmy zbiorowego harakiri w czasie wojny?
      - ubolewam nad tym, że nie mieliśmy własnej dywizji elitarnej formacji, jaką była SS. Niemcy nie kwapili się do tworzenia takiej dywizji, ponieważ z perspektywy strategii militarnej było to bardzo ryzykowne. Mimo to były pewne pomysły ze strony Niemców, by utworzyć Polski Legion SS, mówi się przykładowo o historii Legionu Orła Białego, nie wiadomo jednak, czy faktycznie powstała taka formacja. Za to wiadomo, że Niemcy Brygadzie Świętorzyskiej proponowali przekształcenie w brygadę Waffen-SS, było przedsięwzięcie w ramach operacji „Weisser Adler” mające na celu powstanie polskich formacji zbrojnych sojuszniczych wobec Niemiec. Było też tysiące Polaków rozsianych po różnych jednostkach Waffen-SS bohatersko broniących Europy przeciw bolszewizmowi
      - w kwestii kolaboracji – niestety zbyt mało było jej zwolenników, którym zależało na ekonomii krwi Polaków i którzy mieli w sercu dobro Europy, dlatego w przeciwieństwie do reszty narodów Europy nie powstała polska rozbudowana struktura kolaboracyjna.
      Przez idiotyczne zachowanie Polaków przed wojną kultura białego człowieka upada i zamiast zdać sobie sprawę jak katastrofalne skutki ma to dla białej Europy, prawica i „narodowcy” reklamują się, że „ratowali Żydów”. Żenada…

    • Dodając jeszcze parę słów:
      Dzisiaj Polacy są oskarżani oprócz Żydów przez innych białych o kolaborowanie z Niemcami i mordowanie Żydów, co jest dla mnie niezrozumiałe, nawet gdyby to była prawda. Gdyby jednak udało się posłać antyfaszyzm do lamusa to gdyby Polakom zarzucano utorowanie drogi Sowietom, którzy wymordowali miliony Europejczyków i Azjatów oraz aliantom zachodnim w zaszczepieniu w Europie ich zdegenerowanej wspakultury to byłoby to dla mnie zrozumiałe. Dariusz Ratajczak raz powiedział estońskiemu weteranowi Waffen-SS „narody Europy cierpiały… przez was” – to samo można powiedzieć o nas niestety, Polacy mocno przysłużyli się Sowietom w zajęciu Europy wschodniej i utworzeniu więzienia zwanego blokiem wschodnim.

    • Co prawda Legion Orła Białego to fikcja bazująca na zlepku faktów, to jednak Polacy z Łotwy, Niemiec albo terenów włączonych do Rzeszy byli ochotnikami lub poborowymi w Waffen SS, warto także wspomnieć o planach utworzenia Legionu Góralskiego, jednak tylko garstce ochotników udało się przejść szkolenie. Polscy hiwisi z Unternehmung Weisser Adler nie mieli okazji walczyć, jednak ich istnienie to znak, że zezwolenie na utworzenie polskiej jednostki w ramach Wehrmachtu lub Waffen SS w 1944 to nie były puste słowa. Proponowano też współpracę ZWZ czy Witosowi, jednak propozycje odrzucono. Podobno Polacy znaleźli się też u Dirlewangera, co jest możliwe biorąc pod uwagę jak zróżnicowana była jego zbieranina. Warto się pochylić nad Generalnym Planem Wschodnim, którego dokumentacja zaginęła i została odtworzona dzieki zeznaniom. Liczne jednostki słowiańskie jak np. polski batalion Schuma pilnujący porządku na Wołyniu czy RONA stojąca na straży Republiki Łokockiej pokazuje, że sprawa rzekomego Planu jest niejednoznaczna, choć z pewnością w grę wchodziła germanizacja Kraju Sudeckiego i terenów zaboru pruskiego

    • 1. Co do Legionu Orła Białego – to, czy ta historia jest prawdą, czy fałszywką nie jest do końca jasne, bo wcale nie jest tak, że została ona wymyślona w necie, jak to przykładowo chce wmówić Konrad Rękas, tylko na ten temat są źródła Jerzego Kochanowskiego i Henryka Kawki w „Polityce” i w „Innych Obliczach Historii”.
      2. Co do etnicznych Polaków w Waffen-SS, którzy nie byli, ani nie zostali uznani za ‚folksdojczy’ – 1000 w Legionie Łotewskim SS, kilku zaciągnęło się do RONA (która niestety w 1944 roku dokonała zbrodni na Polakach w PW), raz przeczytałem, że kilku znalazło się w ukraińskiej SS Galizien, Polacy z Kresów służyli też w białoruskiej 30 dywizji SS, podobno że Polacy służyli też w Leibstandarte Adolf Hitler, jednej z najbardziej elitarnych formacji, podobno że Polacy służyli też w dywizji Wiking, która była najbardziej ogólnoeuropejską dywizją SS. Gdzieś przeczytałem, że Polacy byli też w SS-Jagdeinsatz Polen, ale to raczej bzdura, chociaż kto wie. U Dirlewangera też byli Polacy, ale dla normalnych ludzi, którzy mieli nieszczęście dostać się do tej jednostki nie był to żaden powód do dumy. Do tej jednostki szły największe mendy i nawet hitlerowcy nie kierowali się w poborze do SS-Dirlewanger polityką wobec Żydów i Cyganów, których było u Dirlewangera setki. Tę formację raczej porównałbym do sowieckich karnych batalionów niż elitarnych formacji.
      W każdym razie Niemcy dla etnicznych Polaków spoza volkslisty nie zamykali automatycznie drogi do Waffen-SS, a to, że dostęp do służby w tej formacji był dla Polaków utrudniony wynikał raczej z przyczyn politycznych niż etnicznych – Niemcy uznawali ewentualne ułatwienie służby dla Polaków za ryzykowne, poza tym z oczywistych powodów mało który Polak kwapił się do bycia SS-manem.
      3. Na temat Generalplan Ost niejeden raz się wypowiadałem i nie jestem przekonany do autentyczności tego planu, bo jedynym argumentem za były wysiedlenia z różnych części Polski, a równie dobrze mogły to być akcje przeciwpartyzanckie podobnie jak Akcja Wisła, a aprowizacje dla Wehrmachtu, które polscy chłopi musieli dostarczać były z militarnego punktu widzenia logiczne (która armia wygra wojnę bez zaopatrzenia?), roboty przymusowe lub zsyłki do obozów – chodziło o zwiększenie produkcji na potrzeby wojny, oczywiście nie usprawiedliwiam, ani nie akceptuję zsyłania Polaków do obozów, gdyby Niemcy posłuchali Studnickiego i zgodzili się na powstanie państwa kadłubowego wyszłoby to i Polakom i Niemcom na dobre. Jeśli chodzi o likwidowanie inteligencji – niewiem, czy Niemcom chodziło o intelektualną eksterminację polskości, bo dlaczego w takim razie Niemcy nie zlikwidowali Studnickiego (umarł on śmiercią naturalną w sędziwym wieku)?
      4. Niektórzy za argument za twierdzeniem, że Niemcy nie dopuszczali możliwości ugody z Polakami uważają to, jak działacze Narodowej Organizacji Radykalnej zostali potraktowani. Istnieją spekulacje, że NOR była inicjatywą Piaseckiego, który potajemnie chciał grać na dwa fronty z jednej strony mając swoich ludzi tworzących rząd kolaboracyjny, z drugiej strony tworząc ruch oporu przeciw Niemcom. Być może Niemcy wykryli ten hipotetyczny spisek lub nabrali podejrzeń wobec NOR i dlatego zlikwidowali ich. Zresztą Niemcy sami Piaseckiemu proponowali współpracę.

    • „choć z pewnością w grę wchodziła germanizacja Kraju Sudeckiego i terenów zaboru pruskiego”
      W plany germanizacji terenów zaboru pruskiego jestem w stanie uwierzyć, w końcu te obszary zostały zaanektowane. Gdyby po wojnie odtworzono państwo polskie to prawdopodobnie Polska otrzymałaby rekompensatę za aneksję tych ziem i Polacy spoza volkslisty zostaliby na te ziemie przesiedleni.
      Kraju Sudeckiego Niemcy nie musieli germanizować, bo Niemcy byli tam większością.

    • Moim zdaniem lepiej dla ukraińskiego, jak i polskiego nacjonalizmu byłoby gdyby w konflikcie OUN-M z OUN-B (Melnykowców z Banderowcami) wygrali Ci pierwsi. Melnykowcy nie planowali eksterminacji Polaków, nie byli aż tak zajadle antypolscy jak proalianccy banderowcy. Gdyby OUN-M dominowało w ukraińskim ruchu niepodległościowym to być może OUN-M nie dopuściłoby do rzezi wołyńskiej oraz NSZ z OUN-M by współpracowało przeciwko żydobolszewikom (coś jak Czetnicy z NDH na Bałkanach). Dzisiaj by były dobre relację polsko-ukraińskie, szowinizmu by aż takiego nie było. Ale niestety żydobanderowcy z OUN-B zniszczyli relację polsko-ukraińskie.

    • @NR1488
      Mam takie samo zdanie. Co prawda melnykowcy nie byli pro-polscy, a i zdarzało się, że oddziały melnykowskie lub związane z melnykowcami dokonywały zbrodni na Polakach, mimo to nie można zarzucić melnykowcom stricte ludobójstwa. Nie zabraniam Ukraińcom wynoszenia banderowców do panteonu ich bohaterów, ale mi jako Polakowi o wiele bardziej odpowiada mit melnykowski niż banderowski. Z drugiej strony nie dziwię się Ukraińcom, że wolą odwoływać się do banderowców niż melnykowców. Ich nacjonalizm jak na tamte czasy był dużo bardziej nowoczesny, innowacyjny i rewolucyjny niż nacjonalizm melnykowców zalatujący skansenem. Banderyzm był bardziej żywy niż melnykizm, dlatego rozumiem odwoływanie się przez ukraińskich nacjonalistów do mitu UPA. Nie oburza mnie używanie przez ukraińskich nacjonalistów flagi czerwono-czarnej, ta flaga symbolizuje hasło „Krew i Ziemia”, które jest hasłem wszystkich nacjonalistów niezależnie od kraju.
      Nie nazywałbym banderowców „żydo-banderowcami”. Zarzuty o żydowskie wpływy, czy żydowskie pochodzenie Bandery, Szuchewycza itd. jest charakterystyczne dla mediów związanych z Kremlem oraz sprzyjających im szurowskich portali lub portali związanych z endokomuną.

    • Ci wszyscy „patrioci” bez świętowania kolejnych rocznic masakr, nieudanych powstań, no i oczywiście hołdowania „ratującym” nie mieliby co robić ;)

    • Może to brutalnie zabrzmi, ale ostatnio zastanawiam się, czy podtrzymywanie mitu Polskiego Państwa Podziemnego w ogóle jest korzystne dla polskości rozumianej etnicznie. Tak po prawdzie, poza nacjonalistami do tego etosu w większości odwołują się ci wszyscy „patrioci”, o których mowa i mam wrażenie, że ten etos służy tylko im, nie nacjonalistom. Zdaję sobie sprawę, że częścią mitu Polskiego Państwa Podziemnego są formacje nacjonalistyczne, których idee kontynuują nacjonaliści z takich ugrupowań jak NOP, Szturmowcy itd. Tyle tylko, że aktualnie ich dziedzictwo niestety nie służy tym ugrupowaniom, utożsamia się ich z „narodowcami” i szowinistami względem sąsiednich narodów, oni zostali wykreowani na spadkobierców NSZ, NZW, Konfederacji Narodu i innych narodowych formacji podziemia.
      Związana jest z tym kolejna kwestia, współcześnie ruchy NR i NS połączyła wspólna sprawa, wspólne interesy, po części różnice ideowe między tymi środowiskami zatarły się, doszło do wzajemnej hybrydyzacji tych idei. W zasadzie to główną kwestią, która dzieli oba środowiska jest inspiracja przeciwstawnymi sobie mitami. Nie sądzę, by epatowanie mitem PPP służyło porozumieniu tych środowisk przydatnemu w ‚walce’ o białą Europę, z drugiej strony bez przełamania schematów anty-faszyzmu i „anty-nazizmu” w psychice Polaków ewolucja myślenia Polaków ku nacjonalizmowi jest niemożliwa. Nie mówię, że mamy preferować dziedzictwo NS nad dziedzictwem NR i PPP, bo celem przełamania tego schematu jest to, by szermowanie „faszyzmem” utraciło swą moc psychologiczną, dzięki czemu radykalny nacjonalizm przestanie mieć negatywne skojarzenia. Przyznajmy, że rytualizm upamiętniania tamtych czasów im dalej od końca wojny tym bardziej przybiera formę paranoi. Skoro takie wydarzenia jak potop szwedzki, bitwa pod Legnicą, najazd mongolski w pamięci historycznej Polaków nie zajmują naczelnego miejsca to dlaczego temat IIWŚ ma być cały czas wałkowany i ma obowiązywać „jedyna słuszna” narracja historyczna i ma ona nadal determinować naszą tożsamość narodową?
      Z drugiej strony uważam, że NSi też powinni swoją ideę postrzegać przez współczesny kontekst, a historyczny drugo-wojenny kontekst powinien mieć u nich trzeciorzędne znaczenie.
      Nie sądzę, by trzymanie się schematu mitów historycznych było konieczne do rozwoju strukturalnego ruchu nacjonalistycznego. W ostateczności post-giertychowski „RN” mocno bazujący na historyzmie nie potrafi przekonać szerszej publiczności do siebie, a taki Biedroń, czy „Koalicja Obywatelska/Europejska” nie mają swoich mitów historycznych, a mają duże poparcie społeczne. Chociaż z drugiej strony to jest złe porównanie, nacjonalizm nie jest bananowym mieszczańskim liberalizmem i musi mieć za sobą jakieś dziedzictwo historyczne. Mimo to, bazowanie na historyzmie tzn. uczynienie z historii głównego punktu odniesienia świadczy o impotencji ideologicznej i społecznej „narodowców”.
      W odrodzonej białej Europie historia II wojny światowej musi pozostać dyskusją historyków, podczas gdy białe narody potrzebują nowych mitów, które ich będą łączyć, a nie dzielić, które będą żywe, nie martwe, będą ożywiały białą rasę do samo-rozwoju.

    • W poniższych linkach więcej o możliwości sojuszu polsko-niemieckiego, artykuły te nie oddają pełnego obrazu sytuacji, bo pomimo, że poruszają temat niepoprawny to jednak są pisane pod tezę „nie dało się współpracować”:
      http://ioh.pl/artykuly/pokaz/polacy-po-stronie-niemcw,1052/
      http://niniwa22.cba.pl/polityka_mieli_walczyc_za_3_rzesze.htm

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*