Komentarze Bąkiewicza, Bosaka i Wielomskiego na temat wpisu lubelskiego ONR upamiętniającego Degrelle’a dowodzą, że środowisko narodowe jest poważnie skorodowane demoliberalną poprawnością polityczną, przejawiającą się bezrefleksyjnym przejęciem rosyjsko-anglosasko-żydowskiej wersji historii Europy, w której II wojna światowa była „starciem dobra ze złem”, w starciu tym zaś „dobro” reprezentowane było przez obóz związany z UK, USA i ZSRR, natomiast „złe” było wszystko co miało jakiekolwiek związki z Niemcami.
Pisałem już wielokrotnie, że zarówno z punktu widzenia prawdy historycznej, jak i z powodów pragmatycznych, powielanie takiej narracji przez Polaków jest głupie i szkodliwe, wpisując się przy tym doskonale w mentalne i symboliczne struktury jankeskiej dominacji nad naszym krajem. II wojna światowa była wznowieniem tragicznej europejskiej wojny domowej i dziejową katastrofą Europy, w której klęskę ponieśli wszyscy Europejczycy. Złe było samo wywołanie i doprowadzenie do tej wojny, po jej wybuchu nie było zaś już „dobrych” orientacji, choć ta proniemiecka wydawała się dla ludzi Prawicy akurat najmniej zła i najbardziej naturalna.
Co do samego Degrelle’a, to – jak wspomniałem już kiedyś wcześniej – nie funkcjonuje on w środowisku polskich narodowców jako nazista, co z upodobaniem wmawiają narodowcom jedynie fascynaci obrony pomników „radzieckich wyzwolicieli” i PRL-owszczyzny. Od czasu wydania polskiego tłumaczenia „Płonących dusz” i pamiętnego posłowia prof. Wieczorkiewicza do „Frontu Wschodniego”, Degrelle zaistniał w świadomości polskiej prawicy jako:
- przedstawiciel chrześcijańskiego rewolucjonizmu (jak Jose Antonio Primo de Rivera, Corneliu Codreanu, Bolesław Piasecki);
- zwolennik społecznego solidaryzmu i państwa pracy jako drogi do odrodzenia wspólnoty narodowej;
- reprezentant politycznego romantyzmu, całkowicie poświęcający się „sprawie” i pracy dla niej;
- ożywiciel ducha rycerstwa, wypraw krzyżowych, Średniowiecza, heroicznych wieków cywilizacji chrześcijańskiej;
- nieprzeciętny talent literacki i dzielny żołnierz zarazem (jak Ernst Junger), uosabiający faszystowski ideał połączenia mistrzostwa we władaniu piórem z mistrzostwem we władaniu mieczem, ideał ciągłości i harmonii pomiędzy umysłem a ciałem;
- wróg komunizmu i europejski patriota, wychodzący w swych patriotycznych uniesieniach daleko poza narodowy egoizm i rasizm, w kierunku solidarności wszystkich ludów europejskich.
Polscy zwolennicy Degrelle’a widzą w nim i cenią go właśnie za te cechy, a nie za jego fascynację Hitlerem, czy jego raczej dyletanckie i dość kontrowersyjne interpretacje historyczne. Zainteresowanie Degrellem nie produkuje zatem kolejnych nazistów, chorobliwych germanofilów ani nawet rewizjonistów historycznych, tylko rozwija u swoich adeptów marzenia o bohaterskich przygodach, idealizm, żarliwość i gotowość do poświęceń: dusz, w których – pisząc Tomaszem Gabisiem – „rozpala dumny i dziki ogień wikingów i arystokracji wypraw krzyżowych”. Stykający się z mitem Degrelle’a czerpią więc z niego to, co w nim najlepsze, i mit ten też wydobywa z tych ludzi to, co w nich najlepsze.
Musi to budzić zaniepokojenie u wszystkich „moskiewskich gównojadów” i wyznawców radzieckiej wizji historii, jak też u tych „starszych wiekiem i doświadczeniem działaczy”, którym chodzi o to, by młodym ludziom obciąć skrzydła i zamiast wychować ich na mężczyzn, zrobić z nich oślizgłych karierowiczów noszących teczki za jakimiś „republikanami”, czy innymi „katolickimi wolnościowcami”. Mit Degrelle’a jest dla nich jak dla niedźwiedzia cierń wbity w jego łapę, i dlatego nie przepuszczą żadnej okazji by Degrelle’a obsmarować. Bohaterowie jednak nigdy nie umierają, ale towarzyszą nam w bardziej subtelnym wymiarze rzeczywistości. Degrelle będzie więc zawsze z nami, a dialog z nim i jego pisarstwem po latach dawać będzie nam siłę do walki z demoliberalnym światem miękkich kluch, karierowiczów, oportunistów kunktatorów i koniunkturalistów.
Wielu jest takich, którzy mit Degrelle’a próbują „dekonstruować”, wyszukując odbrązawiające jego bohatera fakty. To zabieg równie daremny i degenerujący duchowo, jak żałosne jest miotanie się endeckich karłów, poświęcających gros swojej aktywności na zwalczanie mitu marszałka Piłsudskiego. Ja sam jestem bardzo krytyczny wobec historycznej postaci Piłsudskiego i krytycyzm ten w ostatnim roku dość dramatycznie u mnie wzrósł. Z upływem lat nabrałem również krytycyzmu, czy w każdym razie dystansu, do historycznego Degrelle’a. Mit jest jednak oparty na historii jedynie bardzo luźno. Prawda mitu jest zaś w prawdą w zasadzie samodzielną wobec prawdy historii. I dlatego tej prawdzie mitu Marszałka, ani prawdzie mitu Degrelle’a nie zaszkodzi na pewno dłubanina historyczna rozmaitych „odbrązawiaczy”, tak jak kiedyś dłubanina biblistyczna Zenona Kosidowskiego nie zaszkodziła mitowi chrześcijańskiemu. Jedyne, czym coś takiego grozi, to duchowe skarlenie samego „dłubacza”, dość powszechne zresztą w tym gremium rzeczników mieszczańskiej „filozofii kantoru”, czy wręcz politycznej „ideologii kurewstwa”.
Ja sam – nie wstydzę się tego napisać – czytywałem (również po francusku) Degrelle’a z wypiekami na twarzy, i tak jak do dziś pozytywnie oceniam, polecam innym i czasem nawet sam lubię wrócić do lektury pochłanianych pasjami w młodości powieści podróżniczo-przygodowych Verne’a, Sabatiniego, Szklarskich, Wernica, May’a, czy Stevensona, tak też Degrelle jako figura symboliczna i jako bohater rycerskiego mitu krucjatowego wciąż pozostaje dla mnie istotnym punktem odniesienia i inspiracją.
Ronald Lasecki
Źródło: facebook.com
19 czerwca 2019 o 12:02
1. Opinia mainstreamowych „narodowców” o Leonie Degrelle nie ma znaczenia, bo gdyby Leon Degrelle dzisiaj żył to by ich wyśmiał.
2. Cieszy mnie, że Ronald Lasecki obracający się wokół środowisk bratających się z enfokomuną przyznaje, że II wojna światowa nie była starciem sił dobra i zła, poszczególne państwa (takie jak Słowacja, Węgry, Bułgaria), jednostki wojskowe (różne jednostki Waffen-SS), formacje ruchu oporu (takie jak czetnicy, Polskie Państwo Podziemne, ale też wśród obu znajdowali się źli, ci co mordowali) pomimo że stały po różnych stronach barykady reprezentowały stronę dobra w tym konflikcie. Niemniej jednak w skali ogólnej nie licząc poszczególnych fragmentów konfliktu (takie jak zbrodnicza działalność Niemców w Polsce) racja leżała po stronie Niemców i ich sojuszników, to oni bronili Matki Europy wraz z jej kulturą, cywilizacją i resztą rzeczy, które zawierają się w Europie podczas gdy sowieciarze i alianci zachodni dokonali, oraz ich spadkobiercy nadal dokonują brutalnego gwałtu na Matce Europie poprzez niszczenie jej cywilizacji, kultury, multikulti i agresję tych, których sprowadzili wobec Europejczyków, jak i działania deprawujące białych ludzi i inne anty-białe działania ZOG.
3. Zadziwia mnie to, że Lasecki w tym artykule jest sceptyczny wobec PRLowskiej narracji historycznej, przyznaje, że wejście Armii Czerwonej do Polski nie było żadnym wyzwoleniem. Nie wiem, czy kiedykolwiek powielał tę narrację, ale wydaje mi się, że środowiskom wokół których się obraca endokomunistyczna narracja historyczna jest nieobca.
4. O ile zgadzam się z przychylnymi opiniami Laseckiego wobec Leona Degrelle to nie zgadzam się z jego krytycyzmem w innych sprawach. Uważam, że Degrelle słusznie postąpił walcząc przeciw wrogom Europy u boku Niemców. Nie zamierzam mu wypominać jego stosunku do Rzeszy, jak i jego stosunku do Hitlera, jako że sam patrząc zarówno obiektywnie, jak i z perspektywy Polaka mam do Hitlera stosunek niejednoznaczny. Patrząc obiektywnie – niejednoznaczny jest cały okres jego rządów, patrząc z polskiej perspektywy – nie można oceniać jednoznacznie negatywnie przedwojennego okresu jego rządów, a to, że wojenny okres był dla Polaków taki, a nie inny to nie do końca było w przedwojennym planie Hitlera, bo on chciał Polaków mieć jako swoich sojuszników. Hitler był postacią niejednoznaczną, dlatego Degrelle jak o nim i jego ideologii wspominał, w większości nie zmyślał, po prostu widział tylko dobrą stronę Hitlera i w sumie można mu jedynie zarzucić to, że nie widzał jego złej strony, nic więcej. Tyle tylko, że nie miało to wpływu na całkowite prowadzenie się przez Leona Degrelle, dlatego i tak uważam go za osobę nieskazitelną. Nie ma też co porównywać mitu Leona Degrelle do mitu Piłsudskiego. Ten pierwszy ma nieliczne i niewielkie wady, ten drugi ma tyle samo zalet, co wad.
24 czerwca 2019 o 22:43
Na xportalu kolejny świetny tekst o Leonie Degrelle:
http://xportal.pl/?p=34851#comment-61593
A w komentarzach dno i wodorosty. Konrad Rękas ze swoimi argumentami „fajnie” „ile Pan ma lat” oraz niejaki gall anonim bredzący, że dla Leona Degrelle „Słowianie to podludzie” „bydło od gnoju”. Śmiechłem
24 czerwca 2019 o 22:44
Cucksewatyści z trzeciego obiegu PRLowskiego XD