Doświadczając codziennie degeneracji rewolucyjnej nierzeczywistości, z konieczności partycypując w tym tragicznym obrazie świata, jakże często z egzaltacją w sercach spoglądamy w stronę świata idei, tego, który odwzorowuje w najwyższym stopniu nasze wartości. Nie ma on jednak nic wspólnego z buntowniczymi wyobrażeniami wyalienowanych z wszelkiego Porządku intelektualistów, którzy na potrzeby swych chorych ambicji tworzą wyimaginowane projekty, mające w ich przekonaniu wyswobodzić ludzkość od rzekomej niesprawiedliwości.
My – Ludzie Tradycji, spragnieni prawdziwego Ładu i Autorytetu wcielonego w doczesność nie chcemy i nie możemy pogodzić się z ostatecznym zwycięstwem Rewolucji, choć większość bitew zakończyła się klęskami. Co gorsza, postęp metafizycznej Rebelii przeciwko wszelkiej świętości uwidacznia się również w nas samych, gdyż uwikłani w okowy zdegenerowanej nowoczesności, nie jesteśmy jak dotąd do końca zdolni się z nich wyzwolić, by czystym, nieskażonym małością i upodleniem wzrokiem dostrzec i zespolić się w największym oddaniu ze wszystkimi oczywistymi i prawdziwymi Twierdzami Tradycji…
Czy nie zdarzają się sytuacje, w których zdaje się nam odczuwać, jakoby kiełkować zaczynało ziarno niepewności i wątpliwości co do naszej drogi w obliczu potężnej przewagi nowoczesności – tej hydry Buntu – i jej popleczników? Czy nie zarzuca się nam politycznego, społecznego i kulturowego skansenizmu, w którym niczym marginalny plankton żywić mielibyśmy się gnijącymi odpadkami przestarzałych zabobonów? Jak często zdarza się nam ulegać tym rebelianckim podszeptom?
Stając w obronie własnych ideałów i wartości, przekonani o słuszności swej drogi – jako, że bronimy uniwersalnej Prawdy – nie powinniśmy poddawać się obłędnej retoryce o nierealności, fantazji, a zatem bezcelowości podejmowanego trudu. Więcej nawet, zadaniem naszym jest wierzyć i walczyć o powrót Hierarchii, Porządku i Autorytetu, uśpionych niczym dogasające ognisko, które wielu wydaje się już martwe, a w rzeczywistości przyczajone do ponownego rozświetlenia swych oczyszczających płomieni na skutek dopływu świeżych sił, które to my właśnie reprezentujemy. W przeciwnym razie już dziś możemy złożyć wszelką broń, zaprzestać oporu wobec pogardzanych antywartości i przyłączyć się do triumfującego orszaku egalitaryzmu, antyładu, ateizmu i każdego innego zła.
Czyż walka o Prawdę nie wymaga poświęcenia? Czy w obliczu mocno niesprzyjających warunków winniśmy rewidować – nie doraźne cele, albowiem dla ich osiągnięcia można zdobyć się na wolę kompromisu przybliżającego nasze zwycięstwo – ale fundamentalne Zasady i Prawa? Otóż jeżeli w razie nieuchronnej klęski za wszelką cenę – nawet zdrady – dążyć będziemy do znalezienia się po zwycięskiej stronie – to owszem, ale wtedy ci, którzy pójdą za głosem podszeptów ze strony Rewolucji, okażą swą właściwą naturę, naturę pariasów, tych, którzy nawet nie byli zaliczani do tradycyjnego społeczeństwa aryjskiego, a więc najpodlejszego motłochu, sprowadzonego do roli najniżej sytuowanych niewolników.
Ale nie w przypadku całkowitego oddania i ufności w prawidła Tradycji, ponieważ dla nas Walka i Honor są niezbywalnymi aspektami naszych egzystencji!
My wiemy, że prawdziwy Ordo istnieje niezależnie od tymczasowych koniunktur i wyobrażeń wszystkich apostołów postępu i podejmowanych przez nich działań dla Jego unicestwienia. Jakże naiwni w swym postępowaniu są ci, którzy chcą zniszczenia prawdziwego Porządku, tego, co wieczne i uniwersalne! Zaś my stając w szeregach Strażników Tradycji musimy być niezłomni w defensywie Jej Praw, gotowi w obliczu ostatecznego starcia z siłami rozkładu, bez nadziei na zwycięstwo, do trwania na posterunkach z wypisanymi na sztandarach Wiernością, Honorem i Tradycją!
Marek Rostkowski
„Reakcjonista”, nr 1
Najnowsze komentarze