Historycy myśli politycznej są zgodni co do tego, że urodzony w 1868, a zmarły w 1952 roku francuski pisarz i publicysta Charles Maurras był najwybitniejszym i najbardziej wpływowym w całym – i to nie tylko zachodnim – świecie intelektualnym przywódcą prawicy w pierwszej połowie XX wieku. Prawicy – uściślijmy to koniecznie – kontrrewolucyjnej, to znaczy nie takiej (jak to jeszcze dzisiaj rozumie się to pojęcie), która całkowicie pogodzona z demoliberalnym (nie)porządkiem spiera się z lewicą co najwyżej o redystrybucję kilku procent PKB, lub (co gorsza) jedynie o to, jak daleko należy wychodzić naprzeciw żądaniom „hominternu” i jemu podobnych „sił postępu”, ale takiej, która walczy o to, żeby pokonać śmiercionośne następstwa wszystkich rewolucji religijnych, politycznych, społecznych i kulturalnych, które sprzysięgły się, aby zniszczyć wzniesiony na fundamencie prawdy katolickiej gmach Christianitas.
Maurras, mając umysł obdarzony geniuszem i najświetniejsze w swojej epoce pióro, wypracował doktrynę polityczną kontrrewolucji, nazwaną „nacjonalizmem integralnym” (nationalisme intégral). Nacjonalizm oznacza w tym wypadku kierowanie się jako nadrzędną racją dobrem narodu (a nie jednostki czy klasy), ale niekoniecznie jego „wolą”, która może być zaciemniona namiętnościami tłumu albo zmącona przez demagogów. Nadto, nacjonalizm ów jest świadom, że naród stanowi owoc „supranarodowej” cywilizacji, wychowanej przez Kościół katolicki i rozkwitającej w średniowieczu. Chociaż jedność polityczna tej cywilizacji – nazywanej przez Maurrasa „łacińskością” (latinité) – legła w gruzach pod ciosami protestantyzmu, makiawelizmu i nowożytnego absolutyzmu, nacjonalizm ów jest właśnie jedynym dziedzicem tamtej jedności, spajanej przez papiestwo. Przymiotnik „integralny” zaś oznacza, iż jest on dopełniony przez rojalizm, czyli instytucję narodowej monarchii, jako jedynego zwornika zdolnego pogodzić partykularne interesy i podporządkować je dobru wspólnemu narodu.
Doktryna Maurrasa stała się ideowym credo założonej w 1908 roku ligi politycznej pod nazwą Akcja Francuska (Action Française). Przyczyniła się ona również w wielkim stopniu do zjawiska nazwanego „odrodzeniem katolickim” (renouveau catholique). Przez kilka dekad zatem Maurras był niekwestionowanym wodzem opinii katolickiej, tak we Francji, jak poza nią. Lecz zarazem był w tym niemały paradoks, albowiem ów polityczny lider katolików przez prawie całe swoje dojrzałe życie nie był osobą wierzącą. Jak to było możliwe?
Dramat utraty wiary
Wychowany przez matkę – gorliwą katoliczkę, Charles Maurras był dzieckiem bardzo pobożnym, znał dobrze katolicką liturgię, a w kolegium jezuickim, do którego uczęszczał oraz w Instytucie Katolickim w Aix-en-Provence, który ukończył, dobrze poznał tomizm. Jego pracą dyplomową i zarazem pierwszą publikacją było studium Święty Tomasz z Akwinu jako student i wykładowca Uniwersytetu Paryskiego.
Niestety, począwszy od 14 roku życia, wskutek pewnych powikłań laryngologicznych, Maurras zaczął stopniowo tracić słuch. Popadanie w kalectwo (którego bezpośrednim skutkiem była konieczność porzucenia marzeń o karierze oficera marynarki), zachwiało jego dziecięcą ufnością w Bogu. Nie oznaczało to od razu zaniechania praktyk religijnych. Kryzys pogłębił się po wyjeździe do Paryża, ale młody Prowansalczyk wciąż jeszcze praktykował kierowany zdalnie wskazówkami ks. J.-B. Penona (późniejszego biskupa Moulins), jak ta oto: „Trzeba rozważać Jezusa Chrystusa nie tylko jako wspaniałego Władcę, ale również jako kogoś żyjącego, i zwracać się do Niego jako do Przyjaciela. Jest na to środek bardzo prosty. Czytaj Ewangelię, sam tekst, bez komentarzy; zwłaszcza św. Łukasza i św. Jana. Jest niemożliwe, abyś czytając choćby jeden rozdział dziennie, nie poczuł głębokiej słodyczy boskości, która płynie zawsze od Naszego Pana; ponawianie tej czynności może cię zastawać zimnym i roztargnionym, ale w końcu to cię porwie”. Ks. Penon powierzył też duszę Maurrasa trosce słynnego rekolekcjonisty (m.in. opiekuna duchowego bł. Karola de Foucauld) o. H. Huvelina, i jeszcze w 1889 roku Maurras odbywał w kościele św. Augustyna rekolekcje. Lecz kryzys nieubłaganie zmierzał ku ostatecznemu zwątpieniu: w liście do Penona na Boże Narodzenie 1890 roku 22-letni Maurras wyznaje, że jego dusza znajduje się w „dziwacznym (bizarre) stanie” i czuje, że wielka przestrzeń oddziela go od wiary”; tydzień później ów stan ducha kwalifikuje jako „ducha agnostycyzmu”.
Pierwsze lata po utracie wiary są całkowitą duchową otchłanią. Maurras, który rozpoczyna błyskotliwą karierę literacką (o polityce nie myśli prawie w ogóle), publikuje książki ostentacyjnie wręcz „pogańskie” (a niektóre teksty niepublikowane są jeszcze gorsze). Jest w nich kimś w rodzaju współczesnego Celsusa czy Juliana Apostaty (albo Nietzschego), wielbiącego arystokratyczny geniusz klasycznej Grecji i Rzymu, a chrześcijaństwem gardzącego jako wytworem koczowniczych Semitów i prymitywną religią niewolników, żywiących się resentymentem wobec „panów życia”. Taki stan rzeczy trwa do schyłku XIX wieku. Wstrząs i przełom – nie nawrócenie jednak! – przychodzi w kulminacyjnym punkcie „sprawy Dreyfusa”, który rozogniła i podzieliła Francję. Maurras, angażując się odtąd w politykę, pojmuje tę oczywistość: że Kościół katolicki jest jedyną siłą moralną, która może ocalić przed rozkładem społeczeństwa, atakowane przez wrogów tradycji. Każdy zatem, kto miłuje i chce ocalić swój (w tym wypadku francuski) naród, musi stanąć po stronie Kościoła.
Obrona religijna
Wbrew temu, co mu wielokrotnie zarzucano – fałszywie i wbrew intencjom autora interpretując jego hasło „najpierw polityka” (politique d’abord) – Maurras nigdy nie traktował religii i Kościoła „instrumentalnie”, czyli jako narzędzie w ręku politycznych celów. Zawołanie politique d’abord nie oznacza postawienia obowiązków narodowych nad obowiązkami wobec Boga, ani interesów narodowych nad przykazaniami Bożymi i nakazami moralności, lecz jedynie uświadomienie sobie i innym, że istniejąca forma rządu jest nie tylko antynarodowa, ale również z gruntu wroga religii katolickiej i Kościołowi, a zatem zła z samej swojej natury, a nie z „przypadłości”. Katolicy „przyłączeni” do Republiki łudzą samych siebie i naród, że swoją lojalnością „udobruchają” jej masońskich władców i skłonią do zelżenia antykatolickiego kursu. Ale Republika ich nie potrzebuje: „Republika potrzebuje gorliwych republikanów, Żydów, protestantów, masonów, meteków [tj. kosmopolitycznych cudzoziemców – J.B.]”. Polityka jest więc środkiem do przywrócenia panowania religii, lecz polityka ma także swoją godność, i jest nią godność środka. W porządku godności religia jest na pierwszym miejscu, co wyraża sekwencja pojęć w sławnej trójformule: obrona religijna (défense religieuse) – obrona społeczna (défense sociale) – obrona narodowa (défense nationale). Dlatego, „jeśli nacjonalizm [tj. polityka „obrony narodowej” – J.B.] jest kompletny, jeśli jest logiczny, to prowadzi praktycznie do obrony religii i społeczeństwa”, natomiast „praktycznie obrona religijna i obrona społeczna nie doprowadzają wprost do obrony narodowej lub doprowadzają w sposób drugorzędny, odległy i niezadowalający”. „Polityka religijna” musi być katolicka i zgodnie z tym uprzywilejowywać katolicyzm tak w społeczeństwie, jak w Państwie”, ponieważ „katolicyzm i patriotyzm, katolicyzm i ład francuski, katolicyzm i myśl ludzka, katolicyzm i cywilizacja powszechna, przyciągają się wzajemnie”. Dlatego na pytanie marszałka Pétaina, czego najbardziej potrzeba Francji do podniesienia się po klęsce, Maurras udzielił odpowiedzi uniwersalnie aktualnej – „dobrych oficerów i dobrych kapłanów” (un bon corps d’officiers et un bon clergé).
Prokatolicki siłą rzeczy
Swoją pozycję względem Kościoła dojrzały Maurras określił najpełniej w drugim rozdziale książki Akcja Francuska i religia katolicka, zatytułowanym: Niewierzący a dobrodziejstwo katolicyzmu (L’incroyant et le bienfait du Catholicisme). Człowiek niewierzący, a zarazem podziwiający Kościół i broniący Go, przyjmuje postawę „pro-katolickości”, powodowanej tyleż niezachwianym przekonaniem o dobroczynności katolicyzmu, co obcością w stosunku do wszystkiego, co katolicyzmowi jest obce i co mu się przeciwstawia: „Tak oto, bez długich deliberacji z mojej strony, co do obecnej mojej pozycji doktrynalnej, samą siłą rzeczy i logiki moich poglądów antyprotestanckich, antyżydowskich i antymasońskich, jednakże nigdy antykatolickich, stałem się prokatolicki (j’étais procatholique) prawie bezwiednie (…). A zatem bronię Kościoła. Bez upoważnienia i być może bezprawnie, z pewnością także zbyt słabo, ale z całej duszy i tak, jak potrafię. Nie mogę bronić go inaczej, jak będąc tym, kim jestem, zajmując pozycję, na której się znajduję, która dla wierzącego nie jest ani wystarczająco mocna, ani zaszczytna. Tymczasem, jestem na niej i nie mogę być gdzie indziej, trzeba to widzieć, aby wiedzieć co czynię i jak to czynię”.
Dlaczego niewierzący chce bronić Kościoła? Przede wszystkim dlatego, że katolicyzm jest gwarantem, źródłem i uzasadnieniem wszystkiego, co w oczach francuskiego patrioty, wychowanego w tradycji katolickiej, jest dobre, prawdziwe i piękne: „Wszystkie nasze ulubione idee, ład, tradycja, dyscyplina, hierarchia, autorytet, ciągłość, jedność, praca, rodzina, korporacja, decentralizacja, autonomia, organizacja robotnicza, są zachowywane i doskonalone przez katolicyzm. Tak jak katolicyzm średniowieczny znalazł wykończenie w filozofii Arystotelesa, tak nasz naturalizm społeczny odnajduje w katolicyzmie swoje najtrwalsze i najdroższe mu zasady”. Kościół katolicki był i jest opoką ładu, skałą, o którą rozbijają się fale barbarzyństwa i anarchii, wszystkiego, co jest nie-ładem: rewolucji, egalitaryzmu, demokracji, liberalizmu, socjalizmu…
Kościół Porządku
Nie mogąc zatem być w pełnej łączności z Kościołem jako wierzący chrześcijanin, Maurras identyfikował się z Nim jako człowiek cywilizacji łacińskiej, jako „Francuz-Rzymianin”. Tym, co elementarnie łączy rzymskość, katolicyzm i człowieczeństwo, jest afirmacja bytu, tego co jest, rzeczywistości, mówienie „tak”. To szatan mówi „nie”, a jego rebelii metafizycznej odpowiada na ziemi bunt religijny protestantów przeciwko Kościołowi Rzymskiemu i bunt społeczny rewolucjonistów przeciwko Monarchii. „Tak” i „nie”, posłuszeństwo i bunt – oto podstawowe przeciwieństwo. „Rzym mówi «tak», Człowiek mówi «tak». (…) To, co pozytywne, jest katolickie, to, co negatywne, nie jest takim”. Już zatem sam „prosty smak” (simple goût) do autorytetu może sprawiać, że „pewne natury niereligijne, lub bez wiary religijnej, mogą żywić dla Katolicyzmu wielki respekt, zmieszany ze skrytą czułością i głębokim afektem”.
Maurras doskonale wie, że konstatacja: „Kościół katolicki jest rządem” to tylko „reguła zewnętrzna” (la règle extérieure), i że jest w katolicyzmie „coś”, co ją nieskończenie przekracza; niemniej zasada ta jest, i jest ważna: jeśli się jej zaprzeczy, zerwaniu ulegnie także harmonia z tym, co ją przekracza, a jeśli jest się jej posłusznym, to, co jest ponad nią, ulega także wzmocnieniu. A zatem, „Katolicyzm jest wszędzie porządkiem (ordre). To w tym najogólniejszym określeniu sama istota religijności znajduje oddźwięk u jej zewnętrznych admiratorów”. Mogą ją rozpoznać i zaakceptować zarówno ci, dla których Kościół jest Prawdą – czyli wierzący, jak i ci, dla których – jak dla samego Maurrasa – jest On („tylko”) Porządkiem (l’Eglise de l’Ordre).
Potępienie i ułaskawienie
Heroiczna – okupywana więzieniem i procesami – walka Action Française i jej niewierzącego przywódcy w obronie Kościoła prześladowanego ze zdwojoną siłą przez Republikę po ustanowieniu w 1905 roku tzw. rozdziału (séparation) Kościoła od państwa nie zdała się na nic, gdy w stosunkach dyplomatycznych Francji z Watykanem nastąpiło przejściowe „odprężenie” po I wojnie światowej. 29 XII 1926 roku w „L’Osservatore Romano” opublikowane zostało oficjalne potępienie organizacji i dziennika „L’Action Française” (którego lektura została katolikom zakazana), a jednocześnie wpisano na Indeks Ksiąg Zakazanych siedem książek samego Maurrasa. Sankcje przewidziane dla opornych, tj. tych, którzy nie wystąpiliby z Ligi AF lub nie zaprzestali abonowania dziennika były najsurowsze z możliwych, łącznie z zakazem udzielania sakramentów (z wyjątkiem ślubu, który wszelako mógł być udzielany tylko w zakrystii – in nigris) oraz pochówku na poświęconej ziemi.
Przyczyny, jawne i ukryte, potępienia z 1926 roku są nieustająco przedmiotem gorących sporów, a obrońcy Action Française kładą nacisk zwłaszcza na aspekty polityczne, takie jak szantażowanie Stolicy Apostolskiej wznowieniem prześladowań Kościoła przez premiera A. Brianda, któremu – jako autorowi pojednawczej wobec Niemiec „polityki Locarno” – przeszkadzało fundamentalnie antyniemieckie nastawienie Maurrasa. Długo by o tym można rozprawiać, dwie rzeczy wszelako są bezsporne. Pierwsza ta, iż potępieniu nie towarzyszyło żadne uzasadnienie doktrynalne, co jest ewenementem w całej historii Kościoła. Druga, iż przynajmniej cztery z potępionych książek Maurrasa zostały przezeń napisane we wspomnianym wyżej okresie „pogańskim” jego życia intelektualnego i (jako dzieła stricte literackie) nie miały żadnego związku z programem i działalnością Action Française.
Faktem jest również, że ów dramat potępienia i wykluczenia z Kościoła trwał aż trzynaście lat. Dopiero w styczniu 1937 roku przeoryszy karmelitanek z Lisieux (siostrze św. Tereski) udało się nakłonić Maurrasa do napisania kornego listu do papieża. Kiedy z kolei wkrótce Maurras odsiadywał trzymiesięczny wyrok w więzieniu, otrzymał od Piusa XI odręcznie napisany, trzystronicowy list. W kolejnym liście, który Maurras wysłał do papieża 10 V 1937 roku, prosił o ułaskawienie Action Française, gdyż Francja pogrążona jest w „czerwonej anarchii”. Młyny Boże jednak, jak wiadomo, mielą powoli, i rozwiązanie tej kwestii przypadło dopiero następcy Piusa XI, Piusowi XII. Po otrzymaniu poufnej informacji od Mons. Alfreda Ottavianiego o możliwości rychłego zdjęcia ekskomuniki, 19 VI 1939 roku komitet kierowniczy Action Française wystosował list do papieża, w którym przepraszał za wszystkie „polemiki i dyskusje” z autorytetem pontyfikalnym, jakie miały miejsce na łamach dziennika po potępieniu z 1926 roku oraz deklarował „jednomyślną wolę rozwijania aktywności dziennikarskiej wyłącznie w domenie społecznej i politycznej, w sposób, który nigdy nie będzie przeszkadzał tym z nich, którzy są katolikami, w posłuszeństwie, wszystkich zaś będzie zobowiązywał do respektowania nakazów autorytetu kościelnego w zakresie problemów, które choć należą do sfery społecznej i politycznej, stanowią jednak przedmiot zainteresowania Kościoła ze względu na ich odniesienie do celu nadprzyrodzonego”. Ostatecznie, 5 VII 1939 roku ogłoszony został dekret Św. Oficjum anulujący wszystkie sankcje w stosunku do dziennika „L’Action Française” i jego czytelników.
Maurras i św. Pius X
Przeciwnicy Maurrasa, odrzucający hipotezę o politycznych motywach potępienia, akcentujący zaś powody doktrynalne, przypominają, że Kongregacja Indeksu już w 1910 roku (a zatem jeszcze za pontyfikatu św. Piusa X), a powtórnie 16 I 1914 roku, wciągnęła na Index cztery książki Maurrasa – uznane za „bardzo złe” (pessima): Droga do Raju, Antinea, Kochankowie z Wenecji i Trzy idee polityczne, a większość członków Kongregacji skłaniała się również do potępienia trzech dalszych dzieł: Przyszłość inteligencji, Polityka religijna i Czy zamach stanu jest możliwy?
Prawda to, lecz jest również prawdą, że Pius X, przyjmując do wiadomości ustalenia Kongregacji, zalecił atoli niepublikowanie jej dekretu i prowadzenie dalszych badań, a także stwierdził, że „te dzieła są zakazane i za takie należy je uznawać, co w swoim czasie będzie opublikowane”, powiedział jednak również: Damnabilis non damnandus („zasługujący na potępienie, lecz jeszcze niekonieczny do potępienia”). Życzliwość (nie pobłażliwość!) tego świętego papieża – znanego przecież jako nieugięty obrońca ortodoksji, który dopiero co potępił modernizm (encyklika Pascendi Dominici gregis) – dla Maurrasa szła jednak znacznie dalej niż tylko wstrzymanie orzeczenia. W szczytowym momencie kontrowersji opublikował swoje znamienne świadectwo belgijski muzykolog, Camille Bellaigue, którego Pius X przyjął onegdaj na audiencji, podczas której sam papież poruszył temat Maurrasa. Pius X skarżył się na tych, którzy warcząc „jak psy” (comme des chiens) domagają się od niego: „Skaż go Drogi Ojcze Święty, skaż go! A ja im odpowiadam: «Idźcie sobie, idźcie czytać wasze brewiarze, idźcie modlić się za niego»”.
Kluczowy w tej rozmowie jest wszelako inny fragment. Według relacji Bellaigue’a, papież nazwał wówczas Maurrasa „dobrym obrońcą Wiary i Kościoła”. Ten fragment relacji zdał się nieprawdopodobny nie tylko przeciwnikom Maurrasa, ale i jemu samemu, kiedy w 1926 roku Bellaigue ujawnił przebieg tej rozmowy. Maurras sądził, że zaszła tu drobna, lecz istotna pomyłka fonetyczna, i Pius X powiedział faktycznie: „obrońca Stolicy [Świętej]”, a nie wiary. Po włosku bowiem słowa „wiara” (fede) i „stolica” (sede) brzmią prawie identycznie. Lecz Bellaigue stanowczo podtrzymał swoją wersję: „Nie. «Wiary». Takie były jego słowa, dobrze je słyszałem”.
Ta wersja zgadza się z innymi świadectwami, jak na przykład kardynała Alexisa Charosta, któremu Pius X tuż przed śmiercią powiedział: „Tak długo, dopóki ja żyję, Action Française nie będzie potępiona. Ona zrobiła zbyt wiele dobrego. Ona broni zasad i autorytetu. Ona broni porządku”. Lecz jeszcze bardziej wymowne jest to, co jesienią 1911 roku Pius X powiedział na audiencji prywatnej matce Maurrasa, pielgrzymującej do Rzymu. Po udzieleniu jej błogosławieństwa zwrócił się do niej następującymi słowy: „Nie przekaże Pani synowi tego, co teraz powiem?” – „Nie powiem mu tego nigdy”. – „Błogosławię jego dzieło”. I po chwili milczenia dodał: „Ono wzrasta”.
Długa droga do Damaszku
Od kiedy na życzenie samego Piusa XI, jeszcze w latach 30., mediacji pomiędzy Rzymem a Maurrasem podjęły się karmelitanki z Lisieux, w Karmelu odprawiana była regularnie msza św. za zbawienie duszy Karola (pro Caroli salutate). Jednak sceptyczny rozum stawiał opór prawie do końca, barykadując się w strategii wynajdywania przeszkód, tak typowej dla intelektualisty. W listach wspomina o nieopuszczającej go nadziei na pokój ducha, ale jest oczywiste, że go jeszcze nie odnalazł; wie, że pragnie osiągnąć ten punkt ostateczny, ale obawia się, żeby „nie był to arbitralny wybór mojej fantazji lub mojej woli”. Przewodnikiem duchowym Maurrasa w ostatnim roku jego życia został ks. kanonik Aristide Cormier, któremu zawdzięczamy bezcenne wspomnienia. Do ich pierwszego spotkania doszło w klinice św. Symforiusza w Tours, 1 IV 1952 roku. Kanonik postawił zasadnicze pytanie: „Gdzie jest Pańska dusza względem Boga?” – „Jego twarz ściągnęła się. Usiadł na krześle, jakby się chciał zasłonić. Głowa wzniesiona, wzrok twardy, wreszcie wyrąbał odpowiedź, której nie zapomnę nigdy w życiu: «Wiedz księże, że w tej kwestii jestem bardzo uparty»”. Podczas następnego spotkania krnąbrny niedowiarek był już bardziej ufny: „Mam wielkie pragnienie, aby wierzyć. Dałbym wszystko za to” – powiedział. Wyznał też, że modli się, najczęściej i najchętniej do Świętej Dziewicy. Ale są rzeczy wciąż dla niego „niejasne” (incompréhensibles) i „niepojęte” (inconcevables).
13 XI 1952 roku Maurras sam wezwał kanonika. „Nadszedł czas, żeby ksiądz pomógł mi dokończyć to, co trzeba, aby było zrobione” – rzekł. Następnie wyspowiadał się, odmówił Confiteor, otrzymał absolucję i Wiatyk. 15 listopada utracił przytomność. Około 23.30 odzyskał ją na chwilę i wyszeptał: „Mój różaniec”. Zmarł o piątej nad ranem. Ostatnie słowa, jakie wyszeptał niesłyszący od sześćdziesięciu lat starzec, brzmiały: „Pierwszy raz słyszę, że ktoś nadchodzi”.
prof. Jacek Bartyzel
Pierwodruk w: „Nasz Dziennik”, 22-23 czerwca 2011, nr 144.
Najnowsze komentarze