6 lutego 1945 roku rozstrzelano Roberta Brasillacha, francuskiego poetę, dramaturga, prozaika, krytyka literackiego, publicystę i tłumacza. Był jednym z wielu wybitnych europejskich twórców, którzy swoje zaangażowanie ideowe po odmiennej od demoliberalnej lub komunistycznej stronie przypłacili więzieniami, ostracyzmem, a niejednokrotnie śmiercią. Philippe d’Hugues, autor jego biografii tak mówił o drodze ideowej niepokornego pisarza:
Robert Brasillach nigdy nie przestał wierzyć we Francję. To właśnie dlatego w 1944 r. odmówił opuszczenia Francji, aby schronić się za granicą. Podobnie jak marszałek Pétain, Robert Brasillach sądził, że gdy po zakończeniu wojny zostanie podpisany traktat pokojowy, Francja powinna znaleźć się po stronie zwycięzcy. Do listopada 1942 r. zanosiło się raczej na zwycięstwo Niemiec, stąd polityka współpracy z nimi proponowana przez rząd, który miał siedzibę w Vichy. Brasillach popierał tą politykę, tym bardziej, że przystąpienie ZSRS do wojny stawało się – jak wtedy wielu myślało – ogromnym zagrożeniem, pociągającym za sobą ryzyko skomunizowania Europy. Po anglo-amerykańskim desancie we francuskiej Afryce północnej (Maroko i Algeria), a później we Włoszech klęska Niemiec wydała się prawdopodobna. Robert Brasillach przestał wtedy wierzyć w użyteczność aktywnej kolaboracji i opuścił „Je Suis Partout”.Tylko, że teraz oddziały niemieckie okupowały już całą Francję i z Niemcami trzeba było postępować ostrożnie po to, żeby uchronić ludność cywilną przed represjami z ich strony. Ta praktyka ostrożnościwobec Niemców potwierdzona została przez i tak zbyt wiele niewinnych ofiar. W tym samym czasie członkowie komunistycznego ruchu oporu rozumowali całkiem przeciwnie, a to dlatego, iż mieli nadzieję na doprowadzenie do wybuchu powstania ludowego we Francji. Nie stało się tak. Lud nie rozpoczął powstania. Był osłabiony rozmiarem niesamowitej katastrofy z 1940 r. i jej następstwami. Osłabiła go nieobecność w kraju prawie dwóch milionów jeńców wojennych. Tylko bardzo nieliczni, odważni młodzi ludzie (najczęściej źle dowodzeni) porwali się na nierówną walkę, której inwazja w Normandii z czerwca 1944 r. nadała a posteriori sens. Jeżeli zaś chodzi o antysemityzm pisarza… Nie był to antysemityzm nazistowski czy biologiczny rasizm wraz z charakterystyczną dla III Rzeszy całą pseudo-naukową otoczką- ten był mu obcy. Surowe prawodawstwo, którym Vichy pozbawiało Żydów praw (możliwe było uzyskanie zwolnień) nie pociągało za sobą jednak ani masakr ani planów eksterminacji, a to, co działo się w hitlerowskich obozach koncentracyjnych nie było we Francji znane przed 1945 rokiem. Zresztą już w 1938 r. Robert Brasillach napisał w swej gazecie: „ani pogromów, ani prześladowań” i precyzował „nie jesteśmy rasistami”.
Na podstawie: portal.arcana.pl
Najnowsze komentarze