Niedawno na portalu Nacjonalista.pl pisano o tym, że tradycyjnie już i ochoczo polskie elity polityczne uczestniczą w żydowskiej Chanuce i wykazywaliśmy co to może oznaczać w praktyce. Ale pozostaje jeszcze inny aspekt.
Abstrahując od tego, jak kwestia ta wygląda z perspektywy doktryny Chrześcijańskiej – człowiek biorący udział w obcym rytuale, którego ezoterycznych znaczeń kulturowi profani znać nie mogą, po prostu zmąca swoją duchową higienę. Z bydlęcą wręcz tępotą i naiwnością, charakterystyczną dla pozbawionego głębszej tożsamości i niewykształconego wewnętrznie Shabbos goja, dobrowolnie poddaje się on wpisaniu w obręb cudzej tradycji, co w tym przypadku oznacza wyłącznie deprecjację. Ten wyraz mentalnego skolonizowania i serwilizmu musi budzić niesmak.
W najlepszym razie uczestnictwo w żydowskich obrzędach stanowi jedynie typowy gest kierowanego świeckimi pobudkami liberalnego materialisty, odzwierciedlając przy okazji także jego stosunek do samego Chrześcijaństwa. Nawet jeśli przypisuje im wyższą funkcję, wydarzenia tego typu mają dla niego głównie pragmatyczny charakter. Jednakże nawet wówczas mówi to o obu stronach więcej, niż zapewne chcieliby sami zainteresowani, sugerując pewną hierarchię.
Pozostaje wreszcie kwestia czysto symboliczna. Uczestnicząc w Chanuce celebruje się żydowskie wystąpienie przeciwko kulturze greckiej. Świadomy lub nie – jest to wyraz silniejszej więzi z żydostwem, niźli z tym, co uznaje się za fundament, z którego jako naród w prostej linii się wywodzimy.
Krzesimir Jedwabny
Najnowsze komentarze