1 października 1946 roku zakończył się w Norymberdze proces przeciwko głównym tzw. hitlerowskim zbrodniarzom wojennym. Dziś, gdy coraz częściej w ogniu politycznych polemik pojawiają się sformułowania mówiące o konieczności dokonania rozliczeń z epoką PRL-u w duchu norymberskich procesów, pojawia się pytanie: Czym był tak naprawdę proces w Norymberdze? Sprawiedliwą zapłatą za bezmiar zbrodni i cierpień wymierzoną ich organizatorom, czy też, jak mówił na sali sądowej marszałek H. Goering, „procesem zwycięzców nad zwyciężonymi”?
Pomysł przeprowadzenia procesu i ukarania winnych zbrodni wojennych zrodził się jeszcze w trakcie trwania działań zbrojnych i zawarty został w deklaracji moskiewskiej wydanej 1 XI 1943 r., w której czytamy m.in.: „główni przestępcy wojenni, których czyny nie dadzą się zlokalizować pod względem geograficznym, gdyż dotyczą one kilku krajów, zostaną ukarani na podstawie wspólnej decyzji aliantów”. Zapowiedź tę potwierdzono w trakcie konferencji londyńskiej, podpisując 8 VIII 1945 r. umowę o powołaniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego. Proces rozpoczął się 20 XI 1945 r. i trwał 218 dni. Akt oskarżenia obejmował cztery podstawowe kategorie „przestępstw”: wspólny plan — czyli spisek; zbrodnie przeciwko pokojowi (planowanie agresji); zbrodnie wojenne (egzekucje zakładników, zbrodnie na jeńcach) oraz zbrodnie ludobójstwa (eksterminacja grup etnicznych). Po 10 miesiącach trwania przewodu sądowego, 1 X 1946 r. MTW ogłosił wyrok, skazując m.in.: 11 czołowych przywódców nazistowskich na karę śmierci (M. Bormann — zaocznie), 3 na karę dożywotniego więzienia, 2 na 20 lat więzienia, 1 na 15 lat i 1 na 10 lat. Trzech podsądnych uniewinniono. Dwa tygodnie później, 16 X 1946 r., w sali gimnastycznej norymberskiego więzienia o godz. 1 w nocy wykonano przez powieszenie 9 z 10 orzeczonych wyroków śmierci (H. Goering popełnił samobójstwo). Po raz pierwszy w historii, przywódcy pokonanego w wyniku zbrojnej konfrontacji mocarstwa zostali potraktowani jak pospolici przestępcy, osądzeni i powieszeni.
Niemal nazajutrz po wykonaniu wyroku w wielu środowiskach, szczególnie prawniczych, pojawiły się poważne wątpliwości, co do sensu organizowania w przyszłości podobnych procesów (wątpliwości te były także obecne w trakcie jego trwania). Angielski profesor prawa międzynarodowego A. Smith wskazywał, iż konsekwencją norymberskiego procesu byłoby w praktyce to, „że w przyszłości mężowie stanu, którzy podjęli poważną decyzję wciągnięcia swego kraju w wojnę, byliby narażeni na powieszenie przez swoich wrogów, gdyby wojnę przegrali”. Z podobną krytyką norymberskich zasad wystąpił Włoch G. Vedovato, który zwracał uwagę na fakt braku jakichkolwiek rozwiązań prawnych dotyczących zbrodni wojennych w okresie trwania wojny. Tym samym sądzenie hitlerowskich przestępców było, jego zdaniem, bezprawne, łamało bowiem podstawową regułę prawa rzymskiego: lex retro non agit. G. Vedovato twierdził także, iż wobec tego znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby rozstrzelanie przywódców III Rzeszy na podstawie prawa okupacyjnego, niż organizowanie parodii procesu sądowego. Tożsame stanowiska w tej kwestii zajęli amerykańscy uczeni, m.in. prof. M. Kernitz na łamach miesięcznika „Commentary” oraz prof. S. Hook na łamach „Nation”. Amerykański kryminolog E Gault, odnosząc się do jednej z kategorii przestępstw objętych aktem oskarżenia, a mianowicie zbrodni przeciw pokojowi, uznał, że planowanie wojny agresywnej stwarza poważne niebezpieczeństwo, iż „wychowankowie West Point i innych szkół i kolegiów wojskowych, oficerowie regularnej armii, narodowej gwardii, korpusu rezerwy, oczywiście także i sztab generalny oraz wydział planów mobilizacyjnych – gdyby Stany Zjednoczone kiedykolwiek, broń Boże, przegrały wojnę — mogliby być uwięzieni i straceni jako przestępcy wojenni”. Jak się wydaje, było to niewątpliwie nader trafne stwierdzenie.
„Norymberga” była ewidentną próbą kryminalizacji wojny, traktowanej do tej pory jako akt suwerennej decyzji podejmowanej przez ośrodki kierownicze państwa. Był to powrót do lansowanych już po I wojnie światowej koncepcji. Już wówczas kraje zwycięskiej „entanty” próbowały osądzić i skazać za wywołanie wojny czołowych przywódców kajzerowskich Niemiec z Wilhelmem II na czele. Wojna przestawała być zbrojną rywalizacją dwóch państw czy koalicji, lecz stawała się krucjatą prowadzoną przeciwko „agresorowi”, którego trzeba było pokonać i zniszczyć. Przeciwnik nie był już normalnym wrogiem, z którym dzieliły nas sprzeczne interesy, a stawał się pospolitym przestępcą godnym po-gardy i szubienicy. Nie tylko środowiska prawnicze, ale także i polityczne opowiadały się przeciw „norymberskim procederom”, republikański senator S. Taft ostrzegał swoich rodaków: „zasady norymberskie podważyły fundamentalne prawa Stanów Zjednoczonych, w procesach tych przejęliśmy radzieckie idee sprawiedliwości”. Najgłośniejszy sprzeciw wobec norymberskich zasad wyraził M. Bardeche w książce „Norymberga — ziemia obiecana”, w której we wstępie napisał: „Książka moja ma przekonać świat, że nie można ślepo akceptować werdyktu zwycięzców. (..) W Norymberdze oskarżono Niemców na podstawie sofizmatów i kłamstw. Odsłonię te kłamstwa i sofizmaty”. Wydanie tej pozycji, a przede wszystkim napiętnowanie w niej alianckich zbrodni, doprowadziło autora książki do więzienia, w którym przebywał parę miesięcy.
Nic jednak nie było w stanie zaprzeczyć faktom, iż proces w Norymberdze był największą farsą sądową pierwszej połowy XX wieku. Dlatego też patrząc na to wydarzenie z dzisiejszej perspektywy należy sobie uzmysłowić, iż była to kolejna próba realizacji utopijnej wizji świata bez wojen i zbrodni. Próba, jak pokazują nam przykłady konfliktów z ostatnich kilkudziesięciu lat, nieudana. Zdaję sobie sprawę, że wielu Polaków, którzy przeżyli piekło hitlerowskiej okupacji, uważa proces w Norymberdze za akt dziejowej sprawiedliwości. Nie należy jednak budować jej w oparciu o instrumentalne traktowanie prawa, niszczenie autorytetu państwa i deprecjonowanie jego suwerennych decyzji.
Arkadiusz Karbowiak
Tekst ukazał się w “Szczerbcu”, czasopiśmie Narodowego Odrodzenia Polski, w rubryce „Poczta/Nadesłane”. Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Pismo do nabycia:
http://www.archipelag.org.pl/ oraz na Allegro
Autor jest politologiem, byłym wiceprezydentem Opola.
Najnowsze komentarze