6 sierpnia oficjalnie zaprzysiężono nowego (p)rezydenta. Na fali absurdalnych z punktu widzenia interesu Polski i narodu polskiego (gdzie ten będący esencją demokracji spór programowy?) sensów nienawiści w stosunku do jego kontrkandydata najwyższym przedstawicielem państwa została osoba, która w przedwojennej Polsce mogłaby co najwyżej pełnić funkcję woźnego w Belwederze. Dawni kumple z tzw. opozycji demokratycznej od lat taplający się w chadeckim szambie zostali śmiertelnymi wrogami. Od wczoraj jeden z nich tryumfuje. Znakomity ekspert w dziedzinie hydrologii, współczesnych stosunków międzynarodowych, ulubieniec establishmentu, typowy demoliberał z bogatym zapleczem Zbychów, Rychów i Mirów. Dzielnie wspierany przez kolegę o aparycji meksykańskiego śmieciarza z wdziękiem tłumaczącemu pospólstwu, iż podwyżki podatków to dar niebios dla narodu. Mamy nadzieję, iż nowy namiestnik wcieli w życie zapowiedzi poczynione podczas oficjalnej wizyty w Izraelu w grudniu 2009 roku i wpłynie na rząd w kwestii przygotowania ustawy rekompensacyjnej, która stanowiłaby podstawę do wypłaty odszkodowania za pozostawione w Polsce w okresie II wojny światowej mienie żydowskie. W końcu słowa przysięgi prezydenckiej mówią: dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem. Trzymamy również kciuki za dalsze sukcesy na polu zadłużania państwa, a więc każdego z nas. Liczymy na aktywne wsparcie rządu w tych sprawach – jak się bawić to na całego.
Kolejnych 5 lat niekończącego się święta dla międzynarodowych i krajowych lobbies. Członkostwo w Unii Wolności wyrosłej m.in. ze słynnego „Kongresu Aferałów” to nie był przypadek.
Im gorzej tym lepiej?
Najnowsze komentarze