Ostatni rok życia Sharama Amiri w pełni obrazuje dwulicowość amerykańskiego reżimu. Uprowadzony, następnie torturowany, irański fizyk jądrowy w końcu powrócił do kraju, gdzie zaprzeczył wszelkim informacjom spreparowanym na użytek USA.
Od momentu zaginięcia naukowca Iran słusznie twierdził, iż został on uprowadzony przez amerykańskie i saudyjskie tajne służby w czerwcu 2009 roku podczas pielgrzymki do Arabii Saudyjskiej. Z kolei amerykańska administracja ogłosiła, iż Sharam rzekomo sam uciekł prosząc o azyl w USA.
Jednak Irańczyk pojawił się niespodziewanie w poniedziałek w ambasadzie Pakistanu (od zwycięstwa rewolucji islamskiej w 1979 roku, USA i Iran nie utrzymują stosunków dyplomatycznych, a interesy dyplomatyczne tego kraju w Stanach Zjednoczonych reprezentuje placówka Pakistanu.) w Waszyngtonie. Wyraził w niej chęć natychmiastowego powrotu do Iranu.
Po powrocie, na lotnisku w Teheranie Sharama Amiri został powitany kwiatami od żony, syna, rodziców i irańskiego wiceministra spraw zagranicznych. Złożył również oświadczenie, w którym oskarżył CIA o uprowadzenie go do Stanów Zjednoczonych.
- Byłem brutalnie przesłuchiwany przez amerykańskich i izraelskich agentów. Torturowali mnie fizycznie i psychicznie. Próbowali wymusić na mnie oświadczenie, że sam uciekłem do USA, by zdradzić tajemnice irańskiego programu badań nuklearnych. Amerykanie grozili, że przekażą mnie Izraelowi – powiedział Amiri.
Najnowsze komentarze