W dniu 15 września nastąpiło otwarcie nowej fabryki „Zelmer” w Rogoźnicy pod Rzeszowem, na które przybyli między innymi wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik (kandydat PO na senatora w okręgu rzeszowskim) oraz wiceminister gospodarki Rafał Baniak. Nie dotarł mający wziąć udział w „uroczystości” Donald Tusk. Biskup fabrykę poświęcił, politycy sypnęli garścią pustych, przedwyborczych zapewnień, po czym wszyscy zadowoleni rozjechali się do domów.
Wszyscy, z wyjątkiem pracowników, którym nawet na chwilę łaskawie pozwolono przerwać pracę i przyglądać się defiladzie kolejnych VIP-ów. Scena jakby żywcem wyjęta z reymontowskiej „Ziemi Obiecanej”. Bo zakłady „Zelmer”, które od kilku lat posiadają niechlubną opinię producentów tandety (między innymi przez przeniesienie dużej części produkcji do Chin), mają także szanse dzierżyć prym wśród najgorszych pracodawców. Sytuacja, która obecnie panuje w podrzeszowskiej fabryce, daje się streścić w kilku słowach. „Wyzysk”, „obóz pracy”, to najczęstsze określenia które padają z ust byłych i obecnych pracowników. Mówi się o skandalicznych praktykach zakazu korzystania z toalet poza 15-minutową przerwą, pracę bez zapewnionej wody w temperaturze 40 stopni, przypadki omdleń. W tym wypadku słowa prezesa spółki o działaniu na rzecz polepszenia warunków pracy, można skwitować huraganem śmiechu. Tyle, że do śmiechu z pewnością nie jest pracownikom zatrudnionym w zakładzie.
Najnowsze komentarze