To był sprawdzian dla Łodzi, który został zdany na ocenę bardzo dobrą.
W dniu 14 maja na terenie Starego Rynku w Łodzi zebrały się osoby, którym nie jest obce słowo patriotyzm, dla których ważny jest kształt przyszłej Polski. Znaleźliśmy się tam aby zaprotestować przeciwko paradzie homoseksualistów, która (sic!) podpięta była pod Święto Łodzi. W tym miejscu warto nadmienić to, iż tego samego dnia odbywała się ogólnopolska akcja – Noc Muzeów. Krótko: tak naprawdę zastanawiam się kto rządzi tym miastem i czy ktoś rzeczywiście sprawdza bądź nadzoruje przebieg wydarzeń kulturalnych. Otóż cały Fotofestiwal to jedna wielka farsa – wystawa w 90% przedstawia gołe osoby, bardzo często odważnie eksponujące swoje narządy płciowe, raz to stojąc w obsikanych majtkach, raz to leżąc w dziwnych pozycjach. Jeszcze gorsze jest to, że w pewnej szkole na korytarzu przedstawiono filmik z masturbującą się kobietą, która w tym samym czasie opowiada o swoich doznaniach. Każdy wie jak wygląda współczesna sztuka i jaki poziom prezentują artyści. To tyle o (pseudo)artystycznych wydarzeniach, przejdźmy do konkretów.
Nasza pikieta przeciwko środowiskom homoseksualnym zgromadziła kilkaset osób. Ciężko oszacować dokładną liczbę, gdyż co chwila dołączali się do nas kolejni łodzianie.
Druga strona medalu jak zawsze była dziwnie ubrana. Oczywiście rozdawali kolorowe baloniki, grali na bębenkach, robili dobrą minę do złej gry. Znalazły się tam osoby skupione wokół środowisk homoseksualnych, Młodzi Socjaliści, Antifa (chyba 2 osoby). Na czele marszu równości szedł Robert B. Mimo fejsbukowych zapewnień na marsz przybyło jedynie 70-80 osób.
Swój protest zaczynamy zgodnie z czasem. Zebrani przy zegarze słonecznym, niedaleko zbiórki lewicowych entuzjastów, po krótkim przemówieniu organizatora pikiety, kierujemy pierwsze gorące pozdrowienia. Hitem dnia okazały się dwie pieśni: zakaz pedałowania wykonany w rytmie stadionowym (co przy klaskaniu robimy ciekawy efekt), oraz „hej lesby, hej lesby, ja was nie rozumiem, jak wy się bawicie plastikowym zbójem”. Oczywiście nie obyło się też bez okrzyków antyrządowych, ponieważ manifestacja była wspierana przez liczne zastępy kibiców Widzewa i ŁKSu. W trakcie pikiety byliśmy intensywnie monitorowani i podsłuchiwani przez policję.
„Marsz równości” rusza z 30 minutowym opóźnieniem. Już na początku przywitani są jajkami. Lewactwo w obawie o swoje ubrania, schodzi z ulicy na chodnik, chowając się za policją. My nie odpuszczamy i idziemy za nimi. Przy wąskich uliczkach w centrum miasta policja nas blokuje, tym samy zmusza nas to do wyboru innej trasy. Kilkuset osobowa grupa „kiboli, skinheadów, itp.” cały czas próbuje przebić się na ulicę Piotrkowską, czyli tam dokąd zmierzało lewactwo. Nie było to łatwe zadanie, gdyż wąskie przejścia, stróże prawa i często pozamykany bramy uniemożliwiały przedostanie się na główną ulicę. Cieszy przy tym pomoc miejscowych mieszkańców i pracowników, którzy po tym jak zostali poinformowani o idei naszego „biegu”, wskazywali najszybszą trasę na Pietrynę.
Ostatecznie udało się to kilkudziesięciu osobom, które zablokowały dalszy przemarsz „Marszu Równości” na 20 minut. Niestety musieliśmy ustąpić, gdyż policja zaczęła dokonywać „przypadkowych zatrzymań” co z naszym dalszym postojem wiązało cięższe konsekwencje. Biedroniowcy zawracają, a przechodnie oddychają z ulgą (dosłownie).
Na koniec warto wspomnieć o podziękowaniu ze strony lewicowych partyzantów dla policji za ochronę ich przemarszu (ciężkim zadaniem było wyłapanie o czym śpiewają, co może jedynie o nich świadczyć) oraz o napisaniu przez pewną gazetę (każdy wie) – obrońcy tradycyjnych wartości (czyli My) w cudzysłowie. Pozostawiam to bez komentarza.
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy stawili się na naszej pikiecie.
15 maja 2011 o 22:44
Wszytko fajnie. Tylko jak ktoś możne niech mi wyjaśni o co chodzi z tym hasłem „antifa-gejowska propaganda” ?