Demokracja to zły i szkodliwy ustrój – zdawali sobie z tego sprawę już mędrcy starożytnej Grecji (jak Heraklit, Platon, Ksenofont czy Arystoteles), zaliczając demokrację do grupy ustrojów zdegenerowanych. Ustrój, który niszczy państwo i jego instytucje oraz korumpuje i ogłupia naród. Demokracja to nie żadna „władza ludu” ani „rządy przedstawicieli ludu”, a wiara w te bzdury dowodzi właśnie ogłupienia wierzącego. W państwie demokratycznym lud ma równie mało do powiedzenia, co w państwach określanych zbiorczą nazwą „niedemokratycznych” – każdy z nas ma wiele okazji, by osobiście się o tym przekonać. Ustroje różnią się nie tym, czy władzę sprawuje w nich lud, czy nie, bo lud nie sprawuje władzy nigdzie. W każdym państwie władzę sprawuje względnie wąska klasa polityczna, a poszczególne ustroje różnią się od siebie mechanizmami selekcji członków tej klasy.
Demokracja w zasadzie gwarantuje, że skład klasy politycznej rządzącej państwem będzie najgorszy z możliwych. W warunkach demokracji do klasy politycznej wchodzi bowiem ten, kto najskuteczniej zabiega o popularność, czyli najskuteczniej podlizuje się wyborcom i obiecuje im gruszki na wierzbie. Innymi słowy – ten, kto najsprawniej manipuluje i kłamie, a także ma najwięcej pieniędzy na rozpowszechnianie swoich pochlebstw i kłamstw w postaci materiałów projektowanych przez profesjonalnych producentów reklam. Demokracja z konieczności oznacza więc rządy mętów. Konieczność utrzymania popularności, by utrzymać się przy korycie, wychowuje demokratyczną klasę polityczną w duchu konformizmu i sprzedajności. Nie ma czegoś, czego nie zgodziłby się zrobić demokratyczny polityk – żadnego błazeństwa czy łajdactwa, do którego nie potrafiłby się posunąć – jeżeli tylko usłyszy zniewalający argument „bo cię nie wybiorą”.
W ramach systemu demokratycznego nie może być żadnej alternatywy dla rządów mętów, miernot i wazeliniarzy. W demokracji niemożliwe jest kierowanie państwem zgodnie z racją stanu, gdyż ta często wymaga przeciwstawienia się tzw. „opinii publicznej” (kreowanej w całości przez media) i podejmowania decyzji niepopularnych – lecz na to żaden demokratyczny politykier się nie poważy, bo więcej go nie wybiorą, a swoje głosy przerzucą na jego konkurentów do koryta. W demokratycznej klasie politycznej nie ma też miejsca na ludzi z twardym kręgosłupem moralnym, ponieważ opowiedzenie się przez polityka bez wykrętów po stronie jasnych zasad moralnych zawsze przysporzy jego partii niepopularności. W demokracji w ogóle nie ma miejsca dla osób o skrystalizowanych poglądach, bo demokratyczny politykier, chcąc utrzymać siebie przy korycie, a swoje nazwisko w mediach, musi nieustannie wypowiadać jako swoje poglądy te, które są w danej chwili modne.
Demokracja to ustrój bezwzględnie zły i jako taki powinna być zwalczana przez każdego, komu leży na sercu dobro jego własnej wspólnoty politycznej.
Oczywiście natychmiast rodzi się pytanie: w jaki sposób możemy walczyć z demokracją? Próby obalenia ustroju z użyciem przemocy prowadzą do konfrontacji z całym państwowym aparatem bezpieczeństwa, są obłożone karą więzienia, a biorąc pod uwagę obecny stan permanentnej i wszechobecnej inwigilacji (w stopniu nieznanym wcześniej żadnemu państwu komunistycznemu, choćby z powodu braku możliwości technicznych), nie rokują w praktyce szans powodzenia. Istnieje jednak prosty sposób, dostępny dla każdego człowieka, przy którego pomocy możemy zwalczać ustrój demokratyczny, szkodząc mu i opowiadając się otwarcie przeciw jego istnieniu. Tym sposobem jest odmowa jakiegokolwiek udziału w wyborach, legitymizujących rządy demokratycznej klasy politycznej. A także namawianie innych, by uczynili to samo.
Na protest, że przecież tą drogą na nic się nie wpływa należy odpowiedzieć: nieprawda. Obecny ustrój opiera się na fikcji, że w demokracji władza realizuje wolę większości obywateli. (W rzeczywistości demokratyczni politycy mają w nosie wolę obywateli, a realizują jedynie nieznane większości z nas ciemne interesy – swoje własne, swoich protektorów, a także ośrodków zagranicznych.). Jeżeli liczba nie głosujących będzie rosnąć i w rezultacie tzw. „frekwencja wyborcza” spadnie na przykład do 15-20%, demokratyczne rządy staną się nieprawomocne nawet w świetle ideologii, na której same się opierają. Demokratyczna klasa polityczna nie będzie zdolna podtrzymywać dłużej fikcji, że jej szkodliwe panowanie jest zgodne z wolą większości. Dojdzie do kryzysu ustrojowego.
Nie należy słuchać tych, którzy twierdzą, iż w ten sposób sami pozbawiamy się możliwości popchnięcia spraw w dobrą stronę. Naiwnością byłoby także myślenie, że do tej pory rządy były nieudolne i destrukcyjne, bo wybierano niewłaściwych ludzi, a my teraz zagłosujemy na nowych, lepszych, nie skompromitowanych kandydatów, dzięki czemu demokratyczne rządy staną się nagle uczciwsze i mądrzejsze. Logika doboru demokratycznej klasy politycznej jest taka, jak opisano powyżej i nie ma od niej ucieczki: w demokracji nigdy nie będzie rządził nikt inny, niż polityczni i moralni degeneraci. Wszyscy demokratycznie wybierani politycy będą postępować tak samo, niezależnie od tego, jak bardzo obiecują wcześniej, że będą się różnić od swoich poprzedników. Nie głosując, nie odbieramy sobie na nich wpływu, ponieważ demokratyczna klasa polityczna i tak nie kieruje się zdaniem obywateli, tylko motywami całkowicie od niego niezależnymi, a udaje, że jest inaczej tylko na potrzeby utrzymania się przy korycie w następnej kadencji. Nas traktuje wyłącznie jako posłuszną maszynkę wyborczą, której można wmówić wszystko i która zawsze da się przekabacić, żeby zagłosować „właściwie” – zależy to jedynie od stężenia propagandy przedwyborczej.
Nie wierzmy również głosom alarmującym, że nie głosując, de facto udziela się poparcia najbardziej popularnemu ugrupowaniu. Te głosy należą wyłącznie do stronniczych, interesownych agitatorów poszczególnych partii, wyszarpujących sobie nawzajem głosy ogłupionych wyborców. Nie ma sensu głosować na partie pozaparlamentarne, łudząc się, iż ich ludzie są czyści, skoro nigdy nie wcześniej nie znajdowali się u władzy czy w sejmie. Partie te, z powodu braku państwowych dotacji na propagandę wyborczą w mediach, i tak nie zdobędą żadnych stołków, a głosując na nie, jedynie wzmacniamy legitymizację ustroju demokratycznego, zamiast ją podważać. Z tego samego powodu nie ma sensu oddanie z premedytacją głosu nieważnego – nieważny głos nie dodaje poparcia żadnej z partii, ale zwiększa „frekwencję wyborczą”, zamiast ją zmniejszać.
Nie bójmy się powiedzieć prawdy: demokracja to bagno, a demokratyczna klasa polityczna to ścierwo i inaczej być nie może. Każde wybory to dla Ciebie okazja, aby uderzyć w jedną i w drugą. Nie daj z siebie więcej robić tresowanej małpy w demokratycznym cyrku.
Adam Danek
Źródło: legitymizm.org
16 września 2024 o 15:06
Demokracja w formie bezpośredniej w skali „mikro” czyli powiedzmy na szczeblu gminnym moim zdaniem miałaby sens. Natomiast tzw. liberalna demokracja przedstawicielska na poziomie państwa jest rzeczywiście skorumpowanym, oszukańczym i nieefektywnym systemem.