W 1991 r. św. Jan Paweł II ogłosił „Centessimus annus” – swoją trzecią (i ostatnią) encyklikę poświęconą zagadnieniom społeczno-ekonomicznym. Znalazły się w niej między innymi słowa: „Państwo, w sytuacjach wyjątkowych, może spełniać także funkcje zastępcze, wtedy mianowicie, gdy zbyt słabe lub dopiero się tworzące sektory społeczne lub organizacje przedsiębiorstw nie są przystosowane do swych zadań. Te zastępcze interwencje, usprawiedliwione pilnymi potrzebami wiążącymi się z dobrem wspólnym, powinny być, w miarę możności, ograniczone w czasie, by nie odbierać na stałe wspomnianym sektorom i organizacjom przedsiębiorstw właściwych im kompetencji oraz nadmiernie nie poszerzać zakresu interwencji Państwa ze szkodą dla wolności tak gospodarczej, jak i obywatelskiej. Byliśmy w ostatnich latach świadkami znacznego poszerzenia zakresu tego rodzaju interwencji, co doprowadziło do powstania w pewnym sensie nowego typu Państwa – »Państwa dobrobytu«. Rozwój ten w niektórych Państwach miał na celu sprostanie licznym koniecznościom i potrzebom i zaradził ubóstwu i brakom niegodnym osoby ludzkiej. Nie obeszło się jednak bez przesady i nadużyć, które, zwłaszcza w ostatnich latach, spowodowały ostre krytyki »Państwa dobrobytu«, określanego jako »Państwo opiekuńcze«. Niesprawności i niedostatki w Państwie opiekuńczym wynikają z nieodpowiedniego rozumienia właściwych Państwu zadań. (…). Interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, Państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których – przy ogromnych kosztach – raczej dominuje logika biurokratyczna, aniżeli troska o to, by służyć korzystającym z nich ludziom.”[1]
Powyższego fragmentu kurczowo uchwycili się wszelkiej maści liberalni katolicy i katoliccy liberałowie, a także liberałowie bezbożni, udający jednak katolicyzm lub przynajmniej „szacunek dla chrześcijaństwa” na potrzeby polemiki z katolickimi krytykami ideologii „wolnego rynku”. Wywijali oni zacytowanym wycinkiem encykliki niczym cepem przed nosem swoim przeciwników, wykrzykując: ha, oto macie dowód, że katolik nie może popierać państwa opiekuńczego, a Kościół potępia interwencję państwa w gospodarkę i jest za liberalizmem! Zwolennikom rozjechania buldożerem „wolnego rynku” wszelkich form zbiorowej współzależności i współodpowiedzialności ludzi w stosowaniu tego typu argumentacji naturalnie nie przeszkodził fakt – zresztą może po prostu im nieznany – że w innych częściach tej samej encykliki Ojciec Święty poddał krytyce kapitalizm[2] i liberalizm ekonomiczny[3]; wystąpił przeciw wyzyskowi pracowników[4], przeciw „wolności umów”[5], przeciw nieograniczonemu prawu własności[6], konsumpcjonizmowi[7] i samej ideologii „wolności”[8]; przypomniał, że rynek nie dostarcza dóbr niemierzalnych w pieniądzu[9], kryterium działalności gospodarczej powinna być realizacja dobra wspólnego, a nie zysk[10], zaś państwo ma kontrolować gospodarkę[11] i zwalczać bezrobocie[12]; wreszcie wyraził poparcie dla solidaryzmu społecznego[13], opcji preferencyjnej na rzecz ubogich[14], idei sprawiedliwości społecznej[15], osłon socjalnych[16] i ochrony środowiska[17].
Wielokrotnie i z różnych pozycji oskarżano Kościół, że swojego stanowiska w kwestiach ekonomicznych nie formułuje dostatecznie jasno, że nie wskazuje konkretnych rozwiązań lub czyni to zbyt ogólnikowo. To niewłaściwe postawienie sprawy. Ludzie świeccy, często żyjący tylko swoim dzisiaj, wczoraj i myślami o jutrze, powinni pamiętać, że Kościół ogarnia spojrzeniem cały świat, a czas odmierza w stu- i tysiącleciach. Konkretne rozwiązania gospodarcze nieustannie ewoluują wraz ze zmieniającymi się warunkami życia społeczeństw. Aby dobrze odpowiadać na problemy, muszą być dostosowane do miejscowych uwarunkowań i potrzeb. Konkretne rozwiązania gospodarcze są więc z natury partykularne i uzależnione od kontekstu, przemijające. W rzeczywistej polityce gospodarczej nie ma niezmiennych recept, takich jak wyimaginowany „wolny rynek” liberałów. Magisterium Kościoła ma tymczasem walor powszechny. Kościół z uwagi na charakter swojego urzędu nauczycielskiego musi dbać, aby jego nauka, także ta dotycząca spraw społecznych, była uniwersalna. Przemijają całe epoki i imperia, wraz ze swoimi systemami i formacjami gospodarczymi, a Kościół trwa, więc nie może co chwilę wywracać i rewidować własnego nauczania. Nie ignoruje kwestii ekonomicznych, lecz podaje w tej materii ogólne wskazania, pozostawiając ich aplikację do konkretnego czasu i miejsca myśli i inicjatywie świeckich chrześcijan i innych ludzi dobrej woli. Ogólne wskazania w kwestii rozwiązań gospodarczych muszą zaś siłą rzeczy mieć charakter raczej zaleceń niż kazuistycznych nakazów i zakazów.
Do postulowania konkretnych rozwiązań ekonomicznych Magisterium Kościoła najbardziej zbliżyło się w encyklice Piusa XI „Quadragesimo anno” z 1931 r., w której papież wskazał najgodniejszy urzeczywistnienia ustrój gospodarczy – korporacjonizm. Nawet jednak ten najdalej idący papieski dokument pozostał zaleceniem, a nie nakazem, i nie oznaczał, że wierni muszą stać się zwolennikami ustroju korporacyjnego pod groźbą grzechu. Katolicy krytykujący w latach trzydziestych korporacjonizm z pozycji czy to liberalno-kapitalistycznych (np. Adam Krzyżanowski), czy etatystycznych (np. polskie środowiska „Prosto z Mostu” i RNR-Falangi) nie byli przecież ekskomunikowani za herezję.
Także dzisiaj katolicy mogą opowiadać się za państwem opiekuńczym. I nie tylko za jego złagodzoną, zliberalizowaną wersją, jaka funkcjonuje dziś w krajach skandynawskich i w Europie Zachodniej, ale również za państwem opiekuńczym w jego starszym, „twardym” wariancie, krytycznie ocenionym przez św. Jana Pawła II. Jestem przekonany, że powrót Europy do utraconej wewnętrznej stabilności wymaga odbudowy państwa dobrobytu w jego klasycznej postaci, a więc odwrócenia skutków jego demontażu dokonanego po 1980 r. Potrzebujemy państwowych przedsiębiorstw. Potrzebujemy nacjonalizacji i etatyzacji bogactw naturalnych, kolei, banków, większego przemysłu i wielkich korporacji. Potrzebujemy całkowitej likwidacji Otwartych Funduszów Emerytalnych i przywrócenia w pełni repartycyjnego systemu ubezpieczeń społecznych.
Europejskie państwa narodowe po raz pierwszy podporządkowały sobie całokształt gospodarki w latach 1914-1918. Uczyniły to na potrzeby wojenne. Po zakończeniu I wojny światowej na ogół nie wyzbyły się jednak nowych narzędzi polityki gospodarczej i w czasach niespokojnego pokoju (1918-1939) nie zliberalizowały swoich ustrojów ekonomicznych. W latach 1939-1945 zasoby gospodarcze poddano jeszcze bardziej wzmożonej mobilizacji, kontroli i zarządzaniu na potrzeby wojenne. Od 1945 r. zetatyzowana już struktura gospodarek została przestawiona na nowy, pokojowy system pracy, którego celem była odbudowa życia społecznego po bezmyślnych zniszczeniach wojennych i zapewnienie dobrobytu szerokim masom ludności. Epoka datowana na lata 1945-1980 to czas pełnego rozwoju instytucjonalnego i szczytu powodzenia państwa opiekuńczego na Zachodzie. W 1979 r. Wielka Brytania wkracza w erę „thatcheryzmu”, a Ameryka w 1981 r. w erę „reaganomiki”. Począwszy od 1980 r. państwa oddają władzę nad swoimi gospodarkami międzynarodowemu sektorowi prywatnemu i działającym w jego interesie globalistycznym instytucjom takim jak GATT, a potem Światowa Organizacja Handlu i Unia Europejska.
Inaczej mówiąc, lata 1914-1980 to okres maksymalnej kontroli państw nad gospodarką, czyli jej największego unarodowienia (nacjonalizacji). Ustroje gospodarcze krajów zachodnich były wówczas w największym stopniu narodowe. Po 1945 r. kontrolę tę zaczęto w usystematyzowany sposób wykorzystywać w konstruktywnych celach pokojowych – z bezprecedensowym rezultatem. Od 1980 r. następuje ponowne umiędzynarodowienie (internacjonalizacja) procesu gospodarczego. Znoszenie barier celnych, deregulacja i prywatyzacja sprawiają, że rozwój ekonomiczny zwalnia, nierówności majątkowe wzrastają skokowo, a większość bogactwa przechwytuje garstka oligarchów-prywaciarzy, którzy bynajmniej nie zamierzają dokonywać jego redystrybucji pomiędzy masy rodaków. Dziś musimy przeprowadzić renacjonalizację: powrócić do narodowo-społecznego modelu gospodarki z lat 1945-1980.
Polityka gospodarcza i społeczna nie wyczerpuje jednak zakresu zadań państwa opiekuńczego. Państwo opiekuńcze ma być opiekunem – czyli protektorem – swojego narodu. Musi chronić dobra narodowe przed wszystkimi, którzy chcieliby je rozgrabić czy przywłaszczyć. Dlatego przyszłe państwo opiekuńcze nie może ponawiać błędów popełnionych przez pierwszą generację zachodnioeuropejskich państw dobrobytu. Państwo opiekuńcze powinno pozostać państwem narodowym. Przyznawane przez nie prawa i przywileje przysługują jego obywatelom. Nie mogą się automatycznie rozciągać na każdego obcego, który dostanie się na jego terytorium. Właściwie zorganizowane państwo opiekuńcze nie będzie tolerować nielegalnych imigrantów, lecz chronić dobrobyt swego narodu surowymi procedurami deportacyjnymi. Będzie prowadzić restrykcyjną politykę migracyjną, ograniczając do minimum również legalną imigrację. Pełna ochrona tożsamości narodowej wymaga wreszcie zastąpienia ius soli (zasady, że obywatelstwo państwa nabywa się przez urodzenie na jego terytorium) przez ius sanguinis (zasadę, że obywatelstwo państwa dziedziczy się po rodzicach posiadających to obywatelstwo), najlepiej połączonego z zakazem równoczesnego posiadania obywatelstwa innych państw.
Dopiero tak zorganizowane państwo opiekuńcze stanie się Narodowym Państwem Pracy.
Adam Danek
Przypisy:
[1] Jan Paweł II, Centessimus annus, Wrocław 2000, s. 98-99.
[2] Tamże, s. 10-13, 67-68, 71, 85-86.
[3] Tamże, s. 11-12, 21, 23, 80-81, 85-86.
[4] Tamże, s. 18-22, 69, 84.
[5] Tamże, s. 19-21.
[6] Tamże, s. 61-62, 88.
[7] Tamże, s. 73-75, 84.
[8] Tamże, s. 37, 80-81.
[9] Tamże, s. 69-70, 81-82.
[10] Tamże, s. 71-72, 75-76, 86-87.
[11] Tamże, s. 81.
[12] Tamże, s. 88-89.
[13] Tamże, s. 24.
[14] Tamże, s. 24-25, 111.
[15] Tamże, s. 31.
[16] Tamże, s. 33-35, 70.
[17] Tamże, s. 76-78.
*
Źródło: Xportal.press
Najnowsze komentarze