Lewica powołuje się na „europejskość”. Mówi o potrzebie coraz większej „europejskości”. Obwieszcza, co jest europejskie, co nieeuropejskie, a co antyeuropejskie. I właściwie zawsze, kiedy wspomina o europejskości, ma przez to na myśli aktualnie modne w jej własnych kręgach formy profanacji i niszczenia prawdziwego dziedzictwa Europy. Gwoli uczciwości trzeba jednak przyznać, że zdarzył się w historii moment, kiedy właśnie lewica wystąpiła w obronie tego dziedzictwa – w obronie Europy.
Działo się to krótko po II wojnie światowej. Wojnie, której zakończenie przyniosło Staremu Kontynentowi ruinę oraz podwójną okupację – radziecką i amerykańską. W obu strefach okupant starał się zainstalować rządy dobrane spośród swoich zaufanych kolaborantów (choć zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie nie wszystkie okazały się całkowicie pozbawione patriotyzmu ani własnej inicjatywy). Wojna przetrzebiła natomiast szeregi zwolenników zrodzonej w latach trzydziestych idei dokonania rewolucji narodowej, a zarazem europejskiej i kontynentalnej – która paradoksalnie w realiach wojennych, wbrew dokonującemu się tragicznemu i krwawemu podziałowi wśród narodów, przeżywała rozkwit. Opowiadające się za nią stronnictwa z poszczególnych krajów wystąpiły po stronie państw Osi – politycznie, organizacyjnie, nieraz nawet militarnie. Po wojnie kontynentaliści padli ofiarą prześladowań, a także eksterminacji z rąk okupantów i sił z nimi kolaborujących, choć część z nich przetrwała w ukryciu lub dzięki emigracji poza Europę. W prawie wszystkich państwach europejskich władzę objęli sprzymierzeńcy jednego lub drugiego okupanta. Na opustoszałym placu boju sprawę przywrócenia Staremu Kontynentowi niezależności podjęła lewica.
Krótko po wojnie niekomunistyczna lewica zachodnia, zwłaszcza francuska i brytyjska, zaczęła propagować wizję „trzeciej drogi”. Środowiska te nie chciały wpisywać swoich krajów w blokowy podział świata. Nie chciały wasalizacji wobec USA ani ZSRR, nie chciały też popierać kapitalizmu. W ten sposób po pacyfikacji kontynentalistów i narodowych rewolucjonistów w 1945 r. lewica jako jedyna licząca się siła polityczna nolens volens podtrzymała ich dzieło do czasu, gdy ich własna aktywność i struktury zaczęły się odradzać. Dzisiaj tym wyraźniej widzimy: w trudnych latach powojennych kluczowe okazało się utrzymanie w obiegu publicznym poglądu, że niepożądana i szkodliwa jest również obecność Amerykanów w Europie i hegemonia Stanów Zjednoczonych – a nie tylko komunistów i Związku Radzieckiego. Czy to się komuś podoba, czy nie, w uproszczeniu można powiedzieć, iż lewica w krytycznym momencie przejęła kluczowe postulaty faszystów. Przygotowywała na europejskiej scenie politycznej miejsce dla późniejszych ruchów Trzeciej Pozycji, wskazujących alternatywę jednocześnie dla atlantyzmu i sowietyzmu; kapitalizmu i komunizmu; liberalizmu i marksizmu.
Sam termin „Trzecia Pozycja” wprowadził w obieg prezydent Argentyny, generał Juan Perón (1895-1974). Zaczął go propagować w swoich wystąpieniach około 1949 r. Była to jego odpowiedź na politykę Stanów Zjednoczonych, które w latach 1945-1946 próbowały poddać go ostracyzmowi na arenie międzynarodowej, w zemście za utrzymywanie bliskich stosunków z państwami Osi podczas wojny. „Trzecia pozycja” miała więc oznaczać jednakowe zdystansowanie się do obu bloków – wschodniego (radzieckiego, komunistycznego) i zachodniego (amerykańskiego, kapitalistycznego). Ponadto doktryna polityczna samego Peróna, realizowana przezeń w Argentynie – „justycjalizm” – nie wpisywała się w sztampowy podział lewica-prawica (1). Nie jest więc przypadkiem fakt, iż postać Peróna stała się później ważnym punktem odniesienia dla nowych ruchów tercerystycznych i narodowo-rewolucyjnych.
Związek Radziecki w końcu zawalił się i rozpadł pod ciężarem błędnych założeń politycznych i ekonomicznych własnej ideologii. Blok wschodni i Układ Warszawski dziś są już tylko wspomnieniem. Ale blok zachodni, NATO i amerykańska okupacja wojskowa Europy to nadal rzeczywistość, prawie osiemdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej. Dlatego usunięcie amerykańskich baz wojskowych ze Starego Kontynentu i rozwiązanie NATO, a przynajmniej wyprowadzenie z niego państw europejskich powinny nasuwać się jako pierwszoplanowy cel ruchów Trzeciej Pozycji, jak również patriotycznych sił na prawicy czy na lewicy.
Yankee go home!
Oto warunek wyzwolenia Europy. Europejczycy muszą rozpoznać Amerykę jako swojego głównego obecnie wroga.
Adam Danek
Przedruk wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji Nacjonalista.pl.
1. Niektórzy powojenni badacze zachodni zaliczyli peronizm do odmian faszyzmu. Szczególnie rozbudowaną ich typologię przedstawił związany ze środowiskiem tzw. neokonserwatystów amerykański politolog Seymour Martin Lipset (1922-2006), który w 1960 r. zaproponował podział faszyzmów na „prawicowe” (nacjonalizm żołnierski w republice weimarskiej, Nowe Państwo w Portugalii, regencja admirała Horthy’ego na Węgrzech, rządy Dollfussa w Austrii), „centroprawicowe” (włoski faszyzm, hiszpański falangizm), „centrowe” (narodowy socjalizm w Niemczech) i „lewicowe” (peronizm w Argentynie).
Nasza Europa – wolna od liberalizmu i marksizmu, bez obcych baz wojskowych (grafika pxfuel.com)
30 sierpnia 2023 o 14:49
Doskonały tekst, oby więcej podobnych na tym portalu!
30 sierpnia 2023 o 18:20
Zgadza się ,takie artykuły są świetne