Niepokoisz się, droga Anielo, o to, jak długo potrwają bożonarodzeniowe wakacje Twoich dzieci i kiedy dokładnie się rozpoczną. Podobne troski nawiedziły Cię już w okolicach Wszystkich Świętych, gdy wszystkie francuskie rodziny zadawały sobie pytanie: „Czy będziemy mieli Dzień Zmarłych?” Każdego roku tego typu problemy, absorbujące uczniów i rodziców, powtarzają się kilka razy. Nie jesteś jedyną, która żałuje i ubolewa, że data tych wakacji nie została oficjalnie ustalona już na początku roku. Osobiście widziałem całe mnóstwo delegacji spiesznie podążających do swojego suzerena, czyli pana ministra Jeana Zaya, w celu wyłożenia mu swoich skarg i żalów nad koniecznością czekania do ostatniej minuty, aby się dowiedzieć, czy zechce on podarować licealistom marną wolną sobotę albo skromny poniedziałek.
Książę oświecenia publicznego okazał się wielkoduszny i zechciał zająć się tak mało znaczącą kwestią. Ale zdziwiłabyś się pewnie, kochana Anielo, gdyby tak wysublimowany umysł poprzestał jedynie na tym. Pan Zay już wielokrotnie udowodnił, że potrafi wydobyć esencję z obłoku pozorów. To on przecież uznał p. Edouarda Bourdeta za autora awangardowego, p. François Latour za faszystę oraz doszukał się pierwiastków rabelaisowskich we fladze narodowej.
Idąc dalej tropem tych metafizycznych dociekań, wzniósł się na wyższy poziom refleksji dotyczącej problemu świąt oficjalnych i wolnych od pracy, aby obwieścić rodzicom następującą proklamację:
„Problem świąt jest niezwykle ważki. Tak się jednak składa, że nasuwa on rządowi szczerze demokratycznemu problemy, których wagi wy, maluczcy, raczej nie potraficie pojąć. Gdy otwieram kalendarz, co w nim dostrzegam? Na mój zielony kaganek! Święta uznane przez naszą Republikę są świętami katolickimi! Mrucząc z niedowierzania, czytam, przeglądam wszystkie dwanaście miesięcy w roku i co odkrywam: Wszystkich Świętych, Boże Narodzenie, Nowy Rok, Ostatki, środek Wielkiego Postu, Wielkanoc, Wniebowstąpienie, Zesłanie Ducha Świętego, Wniebowzięcie. Tylko 14. lipca jest świętem naprawdę laickim! Czy to was, drodzy państwo, nie dziwi? A co powiemy wyznawcom innych religii, którzy przyszliby do nas żądając dni wolnych od pracy z okazji swoich świąt? Bóg mi świadkiem, nie tylko katolicy żyją we Francji! Są także protestanci, prawosławni, izraelici, buddyści, muzułmanie. Musimy także zrobić coś dla nich.”
P. Jean Zay nie użył dokładnie tych słów. Mogę jednak Cię zapewnić, droga Anielo, że wymienił właśnie te święta oraz związki wyznaniowe, których doli zamierza ulżyć. Sama rozumiesz, że przed elokwencją i liberalizmem takiego kalibru, rodzice nie mogli uczynić nic innego, jak tylko się pokłonić. Chyba nie znalazł się żaden, który, pomimo uderzenia takim ładunkiem krasomówstwa, zdołałby odpowiedzieć ministrowi, że zebrali się tutaj w innym celu, i że obecność innych wyznań we Francji w żaden sposób nie przeszkadza odpowiednio wczesnemu wyznaczeniu wolnych dni dla uczniów. A jednak, to wyliczenie wprawiło mnie w stan głębokiej zadumy. Nie jestem człowiekiem specjalnie klerykalnym, ale czy jest jednak rzeczą uczciwą oskarżać Kościół katolicki za to, że domaga się tylu dni wolnych dla celebrowania swoich świąt? Wśród nich są tylko trzy (Wszystkich Świętych, Boże Narodzenie i Wniebowzięcie), które przypadają na ściśle ustalone dni i wymagają dobrej woli państwa. W dodatku Wniebowzięcie przypada na 15. sierpnia, więc jest poza kwestią. Ale czy słyszałaś, aby Kościół domagał się wolnych Ostatków? Środka Wielkiego Postu? Wielkanoc i Zesłanie przypadają mimo wszystko na niedzielę. Czy Wniebowstąpienie to nie czwartek? Niestety, pan Zay, pomimo całej swojej erudycji, był uprzejmy wykazać się niewiedzą na temat zwyczajów religii jeszcze często we Francji praktykowanej.
Natomiast trzeba przyznać, że interesują go inne religie. Rzuca mnie to w otchłań zakłopotania. Czy przypadkiem protestanci nie obchodzą takich samych (albo prawie takich samych) świąt jak katolicy? Czy w krajach protestanckich najważniejszym świętem nie jest Boże Narodzenie? Doskonale zdaję sobie sprawę, że sytuacja przedstawia się inaczej w przypadku izraelitów. Ale czy p. Zay zna wielu obywateli francuskich, mimo napływu emigracji rosyjskiej, którzy byliby wyznania prawosławnego? Czy we Francji metropolitalnej znajduje się wielu muzułmanów? Buddystów?
W tym ostatnim przypadku uznaję się za pokonanego. Dostosowywanie naszego kalendarza do wymagań buddystów wydaje mi się, droga Anielo, wprowadzaniem do życia publicznego lekkiego powiewu szaleństwa, podobnego do tego, który panuje w świecie komiksów lub amerykańskich komedii burleskowych. Przysięgam na wszystkie bóstwa – nie mam nic przeciwko buddystom. Jestem przekonany, że buddyści to bardzo porządni ludzie. Ale zadaję sobie pytanie, czy jest ich dużo we Francji i czy p. Zay pochyla się często, wraz ze swoim Sanhedrynem, nad trudnościami, przed którymi stoi Wielki Lama Orleanu i Żyjący Budda Montargis? Apeluję ze wszystkich swoich sił do francuskich buddystów, aby przemyśleli, czy naprawdę zależy im na świętowaniu Nowego Roku 17. marca albo 21. stycznia i czy potrzebują trzech dni postu w liceach z okazji zmartwychwstania Gantamy?
Wszystko to może Ci się, droga Anielo, wydawać całkiem zabawne i przyznaję, że w naszym cyrku panu Zay przysługuje miejsce eminentne. Ale po wybuchu śmiechu należałaby się, jak w komediach Molière’a, chwila refleksji, bo przyznasz, że przemowa księcia i pana Uniwersytetu francuskiego refleksji wymaga. Taką bowiem mądrością rządzi się nasz kraj – mądrością stawiania wszystkiego na głowie – łącznie z logiką i doświadczeniem. Gdyby p. Zay zechciał nas poinformować o konieczności ustawienia kalendarza wakacyjnego w sposób bardziej racjonalny – na przykład poprzez ustanowienie wakacji wielkanocnych w stałych ramach czasowych – możnaby dyskutować i nie byłoby powodów do oburzenia. Kościół nie chce przecież niczego więcej, jak tylko wolnej niedzieli. Ale słuchanie tego, że minister edukacji papla o Ostatkach jako święcie katolickim i domaga się dni wolnych dla prawosławnych oraz buddystów, przekracza ludzkie pojęcie. Poważny ton i prawie całkowita aprobata (Ach, jaki ten nasz minister jest stanowczy! Jaki tolerancyjny! Jaki nowoczesny!) wystawia, trzeba to przyznać, smutne świadectwo naszym elitom oraz tym, którzy je popierają.
Niezależnie od tego, czy p. Zay zajmuje się oświeceniem publicznym, Teatrem Francuskim, czy po prostu Francją w ogóle, robi to zawsze z tym samym niezakłóconym autorytaryzmem i tym samym kompletem argumentów z pogranicza delirium. Cytuje słowa i wymyśla fakty z precyzją dotąd zarezerwowanych dla mistrzów farsy i operetki. To doradca Ojca Ubu, którego wszyscy, niestety, biorą na serio. Ze swojej strony, droga Anielo, pragnąłbym złożyć Ci propozycję, którą mogłabyś także przedłożyć swoim przyjaciołom-buddystom. Skoro p. Zay wbił sobie do głowy, że Kościół katolicki chce uczynić Ostatki swoim świętem, dlaczego buddyści francuscy nie mieliby się zwrócić z apelem o zlaicyzowanie tego dnia? Myślę, że miałby on wszelkie szanse stać się świętem narodowym Frontu Ludowego.
Robert Brasillach
10 lutego 2020 o 21:13
Sylwetka Autora:
https://www.nacjonalista.pl/2011/02/06/robert-brasillach-in-memoriam/
Był jednym z Nas.