25 lipca 1943 r. Wielka Rada Faszystowska w Rzymie usunęła Benita Mussoliniego ze stanowiska premiera. Na rozkaz króla Duce zostaje aresztowany i wywieziony w nieznanym kierunku. Dzień później w Wilczym Szańcu Hitler zleca Otto Skorzenemu odbicie Mussoliniego.
Skorzeny od razu zabrał się do pracy. Skontaktował się ze swoją jednostką w zamku Friedenthal i rozkazał adiutantowi Karlowi Radlowi wybrać 30 ochotników – najlepszych oficerów i podoficerów, jakich miał do dyspozycji. Następnego dnia o 6 rano mieli zameldować się w mundurach strzelców spadochronowych na lotnisku Staaken. O celu akcji piloci i żołnierze mieli dowiedzieć się dopiero w powietrzu. W takcie akcji Skorzeny zostaje oddany pod rozkazy Luftwaffe, a całą akcją dowodzi gen. Student. Na miejscu Student i Skorzeny rozpoczynają gorączkowe poszukiwania Duce. Ostatnia pewna wiadomość to, że Mussoliniego aresztowano 25 lipca pod willą króla Emanuela II. Tu trop się urywał.Włosi obawiali się, że Niemcy będą chcieli uwolnić byłego dyktatora, cały czas zmieniali miejsce jego pobytu i wysyłali fałszywe informacje na ten temat. Istniało ryzyko, że król Emanuel II będzie chciał przekazać obalonego dyktatora Anglikom. Mussoliniego szukali także Amerykanie. Poszukiwania trwają wiele tygodni. Pierwszy pewny ślad pojawia się, gdy w ręce wywiadu trafiają listy miłosne pewnego włoskiego karabiniera z wyspy Ponza. Jednak były dyktator przebywał na niej tylko tydzień. Odpłynął stamtąd w nieznanym kierunku 8 sierpnia na pokładzie niszczyciela „Panthére””, jak się później okazało na wyspę La Maddalena. Potwierdził to jeden z ludzi Skorzenego, który osobiście widział Duce na wyspie. W pobliżu willi, w której był przetrzymywany, cumował wodnosamolot Czerwonego Krzyża. Każdy start tej maszyny ubezpieczały dwa stacjonujące na wyspie myśliwce.
Rozpoczynają się przygotowania do akcji odbicia. Ewakuacja Duce ma być przeprowadzona 28 sierpnia z morza przy użyciu ścigaczy kapitana Maxa Schulza, kilku trałowców i kompanii Waffen-SS z Korsyki. Dziwnym zbiegiem okoliczności dzień wcześniej Mussolini znowu znika. Poszukiwania zaczynają się od nowa.W tym samym czasie zanotowano wzmożony ruch w eterze w okolicach masywu górskiego Gran Sasso. Gdy służby przechwyciły depeszę radiową generała Guellego, generalnego inspektora policji, w której informował on, że „przygotowania do zabezpieczenia Gran Sasso zakończone””, nie było wątpliwości – Duce został namierzony. W obliczu licznych przecieków należało tę wiadomość zachować w ścisłej tajemnicy. Kolejne miejsce pobytu Mussoliniego zostało wybrane znakomicie. Wodnosamolot przerzucił dyktatora z La Maddalena do miejscowości Vigna di Valle nad jeziorem Bracciano, a stamtąd ambulansem przewieziono go do hotelu Albergo-Rifugio na terenie kurortu narciarskiego Campo Imperatore w masywie Gran Sasso. Hotel położony był na wysokości 2112 m. Duce zajmował apartament nr 201. Ośrodek był oddalony od Rzymu o 120 km, można było się do niego dostać tylko kolejką górską Fonte Ceretto, ktorej dolna stacja znajdowała się w położonej niżej w dolinie miejscowości Assergia na wysokości 1120 m.
Hotel obsadzał 200-osobowy, dobrze uzbrojony oddział karabinierów. Głównego wejścia broniły ustawione tam stanowiska karabinów maszynowych. Obstawione były również wszystkie boczne wejścia do budynku. Łącznie wystawiono dziesięć posterunków przed hotelem i na terenie łąki, na której był położony. 50-osobowy silny oddział zajął i przygotował do obrony dolną stację kolejki. Desant z powietrza był na tej wysokości niemożliwy, wszystko wskazywało na to, że atak z zaskoczenia jest niewykonalny, a pozycja nie do zdobycia. W razie szturmu na dolną stację wiadomość o tym natychmiast zostałaby przekazana do hotelu. Przy budynku czekały cztery muły, które w razie jakiejkolwiek awantury przy dolnej stacji miały wywieźć Mussoliniego wysoko w góry. W skrajnie niekorzystnej sytuacji, gdyby potencjalni atakujący zdobyli dolną stację i ruszyli na górę, mieliby do stoczenia kolejną potyczkę na górnej stacji. W najgorszym razie ochrona byłego dyktatora miała go zabić. W żadnym wypadku nie mógł się dostać w ręce Niemców. Sytuacja była pod kontrolą, a generał Guelli miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
10 września Skorzeny i Radl jeszcze raz wsiadają do samolotu i lecą na lot rozpoznawczy nad Campo Imperatore. Po wylądowaniu Skorzeny nie ma wątpliwości. Jedyną formą ataku, która gwarantuje zaskoczenie, jest desant z powietrza. Jednak odpowiedzialny za przebieg i organizację całej akcji gen. Student i jego sztab nie mają złudzeń: desant spadochronowy nie ma szans. Na tej wysokości spadochrony opadają zbyt szybko, do tego lądowanie w górskim terenie jest niebezpieczne, a przede wszystkim niedokładne. To nie wchodzi w grę. Pozostają więc szybowce. Jednak jeszcze żadna armia świata nie przeprowadziła desantu szybowcowego w terenie górskim na takiej wysokości. Tu główne obawy budzą głazy i kamienie na lądowisku oraz mała przestrzeń do lądowania. Do tego teren jest bardzo stromy. Sztabowcy Studenta przewidują aż 80 proc. strat technicznych. „Formalnie zakazuję takiego lądowania”” – zakończył spotkanie gen. Student. Jednak innego wyjścia nie było. Rozkaz Hitlera był jednoznaczny, a waga zadania ogromna. Generał w końcu się zgodził. Zadanie miał wykonać I Batalion 7. Pułku Strzelców Spadochronowych dowodzony przez majora Otto Morsa. Spadochroniarze i komandosi Skorzenego mieli lądować na Gran Sasso 12 września o godz. 11.
W desancie miało wziąć udział 12 szybowców DFS-230. Każdy zabierał dziewięciu ludzi i pilota. Mieli do dyspozycji 108 ludzi (w tym 18 komandosów z „Friedenthal” tworzących grupę szturmową) oraz dwa ciężkie karabiny maszynowe, dwa średnie moździerze i dwa działa bezodrzutowe. Za zajęcie dolnej stacji kolejki i niewielkiego lotniska Aquila odpowiadał major Otto-Harald Mors. Do jego zadań należało także przerwanie łączności. Dysponował pozostałą częścią swojego batalionu spadochroniarzy. Uczestnicy akcji byli wyposażeni w karabiny automatyczne FG42. Była to broń opracowana specjalnie na potrzeby wojsk powietrznodesantowych. Na Gran Sasso została użyta bojowo po raz pierwszy.
Warunkiem powodzenia całej akcji było zaskoczenie. Skorzeny przeanalizował atak na belgijską twierdzę Eben-Emael przeprowadzony w maju 1940 r. Tam między lądowaniem spadochroniarzy na kopułach twierdzy a otwarciem ognia przez Belgów minęły trzy minuty. Teraz jego oddział będzie potrzebował ok. czterech minut na dotarcie do Mussoliniego. Szybowce Skorzenego i jego ludzi miały lądować jako 3. i 4. (jako 1. i 2. zaplanowano lądowanie spadochroniarzy von Berlepscha, aby zająć stanowiska i zapewnić im osłonę).
Wydawnictwo: Mireki
Rok wydania: 2020
Oprawa: miękka
Liczba stron: 328
Format: 14.4 x 20.5 cm
Numer ISBN: 9788365902238
Jesteśmy wielką rodziną i możemy łatwo żyć w zgodzie, pod warunkiem wzajemnego szacunku i utrzymania tego co stanowi o oryginalności każdego z nas. Europa to tęcza narodów, której kolory powinny się od siebie odróżniać.
(Otto Skorzeny)
12 grudnia 2020 o 09:36
Bardzo ciekawa akcja jeśli chodzi o aspekty wojskowe, planowanie etc. Z drugiej strony, strategicznie, marnowanie zasobów na bezsensowne działania (tak jak w przypadku wielu decyzji AH).
12 grudnia 2020 o 12:58
@Rdk
Dlaczego bezsensowne działania? Uwolnienie Mussoliniego i utworzenie Włoskiej Republiki Socjalnej zapewniła, że przynajmniej część Włoch pozostaje w jednym obozie z III Rzeszą Niemiecką. Z punktu widzenia działań wojennych było to istotne.
12 grudnia 2020 o 13:27
Mussolini przez lata nie potrafił stworzyć armii z prawdziwego zdarzenia i odciążyć Niemców na południu. Myślę, że AH przeceniał jego możliwości, prawdopodobnie z powodu osobistej sympatii i dodatkowo złych danych o nastrojach w 43. Mussolini był już wtedy skończony, to był cień człowieka. Lepszą opcją byłaby twarda okupacja północy Włoch. Problem w tym, że Włosi to nie Słowianie i trudno byłoby traktować ich jak bydło.
12 grudnia 2020 o 20:22
@Rdk
To prawda, że wojaczka Włochom udawała się „średnio” i to już od początku wojny, ale „twarda okupacja” wymaga skierowania części własnych sił do kontrolowania danego obszaru. Latem 1943 r. III Rzesza z pewnością nie miała niczego w nadmiarze. Tyczy się to tak ludzi, sprzętu jak i surowców.
12 grudnia 2020 o 13:36
Odnośnie Skorzennego, to po latach zaprzeczył pogłoskom o Hitlerze, wiodącym żywot na którejś z argentyńskich farm. W Irlandii przybył na wieczorek historyczny i poinformował zgromadzonych słuchaczy, że gdyby Fuhrer nadal żył, to on, Otto, z pewnością byłby teraz u jego boku, a nie osiedlał się na brytyjskich ziemiach