Lato miało się już ku końcowi, a ja siedziałem jeszcze w Saint-Malo, odpoczywając po długiej, bardzo pracowitej zimie. Pogrążony w myślach szedłem wolno wzdłuż wybrzeża. Tego dnia wróciłem już zamyślony z „Grand-Be”. Nagle drgnąłem. Jakaś pani wołała na mnie z daleka po nazwisku, biegnąc co tchu w moją stronę, z gazetą w ręce.
— Ah! Niech pan słucha, niech pan patrzy! Niech pan przeczyta, jak pana traktują! Ah! To pan jeszcze nie czytał?
Palcem podkreśliła miejsce w gazecie. — Ale też pana urządzili! Była pełna radości, aż biło od niej szczęściem.
— Pan jest Celine? Nieprawdaż?
— Ależ tak… tak… To moje przybrane nazwisko, mój pseudonim! Co to za gazeta? O czym?
— Najpierw niech pan przeczyta, co piszą. Przecież to dziennik paryski, to „Journal”. Nazwali pana „renegatem”. Renegat jak Andre Gide, jak Fontenoy, jak tylu innych.
Krew mi uderzyła do głowy od tej zniewagi. Skoczyłem jak oparzony. Stawiano mi już tysiące zarzutów, ale nie nazywano mnie jeszcze renegatem! — Ja, renegatem? Ja zaprzańcom? Zaprzańcem kogo i czego? Przecież nigdy i niczego się nie zapierałem. Okropna zniewaga! Co to za parszywy pysk, co z racji mego stosunku do komunizmu śmie rzucać na mnie obelgi? Nazywa się Helsey! Ale go przecież nie znam! Skądże więc te obelgi, skąd ta żółć, ta gorycz, wykrzywiająca mu zgniły pysk? Tak. To napisane na widocznym miejscu i grubymi literami. Ta pani się nie omyliła. Ma czelność ten typ. „Opinia renegatów, Gide’ów, Celine’ów, Fontenoy’ów itd., nie ma oczywiście żadnego znaczenia. Plują na to, co uwielbiali!” Najadł się łajna ten szczur! Takim prawem pozwala sobie to cielę fajdać w podobny sposób? Wszak nigdy się niczego nie zapierałem, niczego nie adorowałem. Nie wchodziłem na estradę pyskować urbi et orbi: „Należę do was! Przepadam za wami, oddałbym za was życie!…” Nie! Nie! Nie! Nigdy nie krzyczałem ani do mikrofonu ani na wiecu: uwielbiam cię, panie Stalin, modlę się do ciebie, panie Litwinow, kocham cię Kominternie. Jeszcze w swym życiu nie głosowałem. Moja karta wyborcza powinna znajdować się w merostwie. Nigdy nie wątpiłem o tym, że głupców jest zawsze więcej, muszą więc zwyciężyć. Po cóż więc miałbym się na próżno trudzić. Wszystko wiadomo z góry. Nigdy nie podpisywałem żadnej odezwy przeciwko tym lub owym prześladowaniom. Możecie być spokojni. W tych odezwach zawsze chodzi o Żydów lub masonów. Gdybym był „męczony” ja krajowiec, ja Francuz, nikt by nie płakał nad moim losem. Nie krążyłyby od jednego krańca ziemi po drugi odezwy, broniące mojej skóry. Przeciwnie. Wszyscy byliby zadowoleni, a przede wszystkim Francuzi, a potem oczywiście Żydzi krzyczeliby unisono:
„Ah! mieli zupełną rację. Dobrze mu tak, dobrze temu zwyrodnialcowi, temu wstrętnemu, zafajdanemu histerykowi. Powinni go wykończyć tego przeklętego krzykacza. Niech go szlag trafi jak najprędzej!”.
Oto, co spadłoby na moją głowę, oto współczucie, jakim by mnie obdarzono. Ja się doskonale orientuję i nigdy do niczego nie chcę należeć: ani do radykołków, ani do pułkowników, do doriotyzujących, ani do rycerzy ciemności — masonów, ani do dzieci Garches ani Pantin — słowem do niczego. Naleję, o ile mnie tylko stać na to, do siebie samego. W obecnych czasach jest to dosyć trudne. Gdy się jest dobrze z Żydami, to żądają oni wszystkiego dla siebie: i litości i zysków. Jest to już taka rasa: wszystko bierze, a niczego nie daje. Lecz ponieważ mówię o mojej podróży, ponieważ zostałem sprowokowany przez „Journal”, muszę się trochę wytłumaczyć, podać trochę szczegółów.
Nie na darmochę odbyłem swą podróż do Rosji. Nie byłem tam ani w charakterze ministra, ani posła, ani pielgrzyma, ani aktora, ani znawcy sztuki. Wszędzie i za wszystko buliłem swoją własną forsę: hotele, taksówki, tłumacza, jadło — wszystko, wszystko. Wydawałem w rublach kolosalne sumy. Nie szczędziłem jednak kosztów, byle by wszystko należycie zobaczyć. Niech wiedzą ci, co się tym interesują, że nie korzystałem z żadnej absolutnie łaski Sowietów, że nie winienem im ani jednej filiżanki kawy, ani jednego szeląga, że mnie się jeszcze od nich forsa należy. Płaciłem w całości za wszystko i o wiele drożej, niż jakikolwiek „inturist”. Nie przyjąłem absolutnie nic. Mam jeszcze umysłowość przedwojennego robotnika; nie jest więc moim zwyczajem gniewać się na tych, którym jestem coś dłużny. Sowiety nie zapłaciły mi za prawo tłumaczenia moich dzieł. Z tego tytułu należy mi się u nich najformalniej w świecie 2.000 rubli! Opuszczając Rosję, nie wysłałem do wielkiego lepidaura Stalina telegramu z powinszowaniami i uściskami. Nie chrapałem wygodnie w specjalnym pociągu. Podróżowałem tak samo, jak każdy inny człowiek. Nie, nie tak. Znacznie wygodniej, bom płacił. Od południa aż do północy towarzyszyła mi tłumaczka (z policji). Płaciłem jej pełną taryfę. Zresztą była bardzo uprzejma. Wabiła się Natalia. Bardzo ładna i z temperamentem, blondynka, tchnąca komunizmem, a w nagłej potrzebie jego prozelitka. Zresztą zupełnie poważna, nie było jej w głowie, a jak jej pilnowano! Mieszkałem w hotelu Europa — drugorzędnym, pełnym wszelakiego robactwa. Nie robię z tego dramatu; oczywiście, widziałem o wiele gorsze rzeczy, ale tak czy owak nie był to „luksus”, a za sam pokój płaciłem 250 franków na dobę. Nie byłem wysłannikiem żadnego pisma, żadnego wydawcy, żadnej partii, żadnej policji. Podróżowałem całkowicie na własny koszt i tylko dla własnej ciekawości. Niech wiedzą, niech sobie powtarzają — czysty jak złoto! Natalia, była dla mnie tylko tłumaczką. Odchodziła ode mnie około północy. Odzyskawszy wolność, puszczałem się na chybił trafił po mieście. Krok w krok za przechodniami trafiałem do różnych ciekawych kątów. Często wstępowałem również na chybił trafił do mieszkań — do mieszkań obcych, zupełnie mi nieznanych ludzi. Niekiedy zapędzałem się ze swym planem w ręku o bardzo wczesnej godzinie aż na przedmieścia — przedmieścia bardzo niezwykłe. Nikt mnie nigdy nie odprowadzał. Nie jestem dzieckiem. Wiem mniej więcej, jak się postępuje z każdą na świecie policją. Bardzo by mnie to dziwiło, gdyby mnie ktoś śledził. Ja też mógłbym mówić, obserwować, przedstawić bezstronnie i papląc, spowodować rozstrzelanie ze 20 ludzi. Gdy mówię, że jest to wszystko obmierzłe, to można mi wierzyć na słowo (bo jest to tak samo prawdziwe, jak i to, że pewnego pięknego wieczoru ubiegłego lata, przepływając obok Kronszztadtu, okręt Colombie musiał wytrzymać huraganowy ogień karabinów maszynowych).
Nędza rosyjska — doskonale się jej przyjrzałem — przechodzi wszelkie wyobrażenie. To nędza w stylu Dostojewskiego, nędza azjatycka, to śmierdzące piekło, to śledź wędzony, ogórek i donosicielstwo. Rosjanin to urodzony dozorca więźniów, to nieudany Chińczyk, to kat. Żyd pasuje do niego znakomicie. Wyrzutek Azji, wyrzutek Afryki. Obaj stworzeni po to, by żyć ze sobą w małżeństwie. To najlepiej dobrana — z piekła rodem — para. Po dwutygodniowym pobycie w Sowietach miałem już zupełnie zdecydowane o tym zdanie, i wcale nie krępowałem się-tego głosić. Natalia usiłowała — to był jej obowiązek — nawrócić mnie, przekonać. Z początku robiła to bardzo delikatnie, ale później napotkawszy na opór z mej strony, wpadała w gniew. I to też nic nie pomagało. Powtarzałem na prawo i na lewo w Leningradzie, w rozmowach z Rosjanami, z turystami, że Rosja obecna jest krajem okropnym, że nawet świnie nie czułyby się dobrze w tym gnoju. A ponieważ Natalia chciała mnie koniecznie nawrócić, wiec pisałem to do wszystkich na widokówkach i wysyłałem pocztą. Tam są bardzo ciekawi. Niech wiedzą z kim mają do czynienia. Nie potrzebowałem się niczego absolutnie wyrzekać, niczego w bawełnę owijać. Myślę, jak chcę, jak mogę i głośno. Moje oburzenie jest zrozumiałe i naturalne skoro mnie traktują, jako renegata! Nie lubię tego! Ten Helsey dobrze zarabia, obrzucając błotem innych. Powiedziałem to tej osobie, co mi dała do przeczytania jego artykuł. Cóż może robić lepszego ten pismak? Dziś wygłupia się w ten sposób na temat komunizmu. Jutro będzie pomstował na przepisy celne, po jutrze na stratosferę. Wszystko jedno o czym, byle pisać, jednak z tym warunkiem, że będzie to miało pokup. To cała jego sztuka. Wreszcie były to wakacje i miałem wolny czas. Powiedziałem więc sobie: „No, teraz ja wam pokażę”. Chwyciłem za pióro i napisałem do naczelnego redaktora „Journala”. Było to sprostowanie, zapewniam państwa! Czekam na wydrukowanie. Na próżno. Piszę drugi raz, trzeci. Ciągle bezskutecznie. Tak to z powodu zgnilizny prasy można bezzasadnie obrzucać ludzi błotem.
Prawdę rzekłszy, to zdaje mi się, że ci, co wracają z Rosji, mówią aby nic nie powiedzieć. Podają mnóstwo bezstronnych i obojętnych szczegółów, lecz unikają poruszenia rzeczy istotnej. Nigdy nie mówią o Żydach. We wszystkich książkach o Sowietach Żyd jest nietykalnym tabu. Gide, Citrine, Dorgeles, Serge itd. nie wspominają o nich ani słówkiem. Udają, że robią prawdę, a jest to tylko paplanina, mydlenie oczu, krętactwo, omijanie rzeczy najważniejszej — omijanie Żyda. Krążą dokoła prawdy, ale jej nie dotkną, bo chodzi o Żyda. To są kuglarze, lichego gatunku akrobaci! Mają zawsze na dole siatkę. Choć który spadnie, to kości sobie nie połamie. Co najgorzej grozi mu niewinne zwichnięcie. Oklaski zawsze pewne.
W obecnych czasach jedynym niebezpieczeństwem dla każdego wybitnego człowieka, czy to będzie uczony, pisarz, aktor filmowy, polityk, niebezpieczeństwem najgorszym jest zadarcie z Żydami. Żydzi są panami w Rosji, Anglii, w Ameryce — wszędzie, wszędzie! Można być błaznem, buntownikiem, nieustraszonym wrogiem burżuazji, zaciekłym obrońcą pokrzywdzonych — Żyd gwiżdże na to! Zabawa! Biadolenie. Tylko nie waż się dotknąć Żyda, bo gorzko pożałujesz! Żyd jest królem pieniądza i wymiaru sprawiedliwości. Obojętne pośrednio czy bezpośrednio. Do niego należy wszystko: prasa, teatr, radio, izba posłów, senat, policja. Wielcy odkrywcy tyranii bolszewickiej, krzyczą na całe gardło: „To się szerzy!” Biją się aż do bólu w piersi, ale nigdy nie wspomną o straszliwym szerzeniu się mikrobu żydowskiego, nie dotkną sprawy światowego spisku. Dziwna ślepota! (Opisując Hollywood, jego tajemnice, jego zamiary, jego władców, jego światową reklamę, jego fantastyczny bazar międzynarodowego ogłupiania, Heriat nie wspomina nigdzie ani słówkiem o tym, co najistotniejsze — że jest on stolicą żydowskiego imperializmu). A tymczasem Stalin jest tylko katem, wprawdzie na niebywałą skalę, ale tylko katem, ociekającym krwią pomordowanych ofiar, jest tylko Sinobrodym dla marszałków, straszliwym potworem uzupełniającym folklor rosyjski. Lecz z tym wszystkim jest to kat — idiota, dinozaur w ludzkiej postaci, bo masy rosyjskie posłuszne są tylko takim potworom. Jest jedynie posłusznym narzędziem okrucieństwa tak samo, jak Roosevelt, jak Lebrun.
Co do rewolucji rosyjskiej to inna, niezmiernie skomplikowana historia, to niezbadana przepaść. Za jej kulisami stoją Żydzi: oni rządzą, decydują, są absolutnymi panami. Stalin jest tylko figurantem jak Roosevelt, jak Lebrun, jak Clemenceau. Triumf rewolucji bolszewickiej na dalszą metę możliwy był jedynie z Żydami, dla Żydów i przez Żydów. Kiereński wspaniale przygotował grunt dla Trockiego. Trocki dla dzisiejszego Kominternu (żydowskiego). Żydzi, jako sekta, jako rasa, Żydzi rasiści (oni wszyscy są rasistami) obrzezani, agresywni, uzbrojeni w żydowską namiętność, w żydowską żądzę zemsty, w żydowski despotyzm. Żydzi rzucili na pałace Romanowych ogłupiałe, zezwierzęcone masy robotników i chłopów, jak rzucali zawsze i wszędzie niewolników, aby zburzyć, zniszczyć to, co im zawadzało. Walą się podstawy, pękają wiązadła, a ogłupiały, uzbrojony frazesami robotnik od pługa, sierpa i młota dostaje się wnet pod władzę nowych gospodarzy, nowych urzędników, stając się coraz bardziej niewolnikiem Żydów.
Istotną cechą „postępu” społecznego na przestrzeni wieków jest opanowywanie władzy przez Żyda — władzy we wszystkich dziedzinach. Każda rewolucja przygotowywała mu coraz ważniejsze miejsce. Za czasów Nerona Żyd był mniej niż niczym, a obecnie wygląda tak, że zostanie wszystkim. W Rosji ten cud już się dokonał, a we Francji już niewiele do tego brakuje. Z kogo i jak powstaje Sowiet w ZSRR? Z dostatecznie zezwierzęconych, dostatecznie wiernych systemowi Stachanowa robotników (przynajmniej w drugim pokoleniu) oraz z biurokratycznej inteligencji żydowskiej. Nie ma zaś inteligenta europejczyka, nie ma możności jakiejkolwiek krytyki z jego strony. To jest treścią każdej komunistycznej rewolucji. Władza może być utrzymana w ręku Żyda jedynie z warunkiem, że wszyscy inteligenci w partii będą Żydami, lub przynajmniej mieszańcami: pół, ćwierć Żydami (tacy zawsze są najzacieklejsi). Dla formy i od zagranicy, od parady zagranicznej tolerowane są niektóre służalcze typy figurantów aryjskich (w rodzaju Tołstoja), ale za pomocą przywilejów i strachu, utrzymywane w absolutnej zależności. Wszyscy inteligenci — nie-Żydzi, to znaczy ci, co mogliby nie być komunistami (Żydzi i komuniści to dla mnie synonimy) zostali wyłapani i pomordowani lub zesłani nad Bajkał i na Sachalin. Oczywiście są w tej liczbie i „źli” Żydzi, są „Radkowie”, są zdrajcy dla oka, dla galerii, jest nowa odmiana Judaszów, jak Wiktor Serge. Niekiedy się ich prześladuje, czasem nawet rozstrzeliwuje, skazuje na wygnanie, ale to tylko dla formy: okrutna, krwawa ententa ciągle istnieje. Litwinow, Trocki–Bronstein nienawidzą się tylko wobec nas, tylko dla oka. Jeżeli nawet gdzieś w biurze lub ambasadzie wegetuje jakiś Aryjczyk, pochodzący z dawnych sfer oficjalnych lub zamożnej rodziny, Aryjczyk, któremu udało się uniknąć śmierci, to musi on codziennie dawać dowody najbezwzględniejszego, najnędzniejszego, najpodlejszego podporządkowania się ideałom żydowskim, ta znaczy supremacji żydowskiej we wszystkich dziedzinach: kulturalnej, materialnej, politycznej. Żyd jest w głębi duszy dyktatorem, dwadzieścia pięć razy więcej, niż Mussolini.
Demokracja jest zawsze i wszędzie jedynie parawanem dyktatury żydowskiej. W ZSRR nie potrzeba nawet już i tego, nie potrzeba politycznych manekinów —„liberałów”. Wystarczy Stalin. Zwyczajny Żyd mógłby się stać, być może, łatwym celem antykomunistów całego świata, rebeliantów przeciwko żydowskiemu imperializmowi. Ze Stalinem na czele Żydzi są bezpieczni. Kto morduje? Kto masakruje? Kto dziesiątkuje ludność Rosji? Cóż to za jeden ten zbrodniarz, ten kat superborgiowski? Kto rabuje i pustoszy? Ależ na Boga! Przecież to Stalin! On jest więc tą tarczą ochronną dla wszystkich Żydów. Nie ma potrzeby krępować się, będąc turystą w Rosji: można wygadywać co się tylko podoba, byle by nie mówić źle o Żydach. Tego warunku trzeba bezwzględnie przestrzegać!
Piętnujecie ustrój komunistyczny, złorzeczycie mu, piorunujecie, Żydzi gwiżdżą na to z przedziwną obojętnością. Ich przekonania są ugruntowane wspaniale. Pomimo swej koszmarnej obrzydliwości, jakiej nie można sobie wprost wyobrazić, Rosja jest początkiem i to niezmiernie ważnym początkiem rewolucji światowej, zapowiedzią wielkiego dnia żydowskiego, wielkiego triumfu Izraela. Możecie więc, panowie, zużywać całe tony papieru na opisywanie bolszewickich okropności, możecie się oburzać, miotać pioruny, ile wam się tylko podoba — będą się z tego raczej śmiali i uznają, że jesteście coraz głupsi i coraz bardziej ślepi. Jeżeli zaczniecie krzyczeć wszędzie na całe gardło, że ZSRR to piekło, również się to na nic przyda. Ale inny już będzie skutek, gdy zaczniecie głosić, że diabłami w tym nowym piekle są Żydzi, a potępieni — to goje. Bądźcie jednak spokojni: wszystko można naprawić przy pomocy propagandy (kopalnie na Uralu nie są jeszcze wyczerpane). Lecz tak czy owak wykrycie tajemnicy powoduje pewne komplikacje, a szczególnej tajemnicy żydowskiej, no i oczywiście musi to kosztować.
Louis-Ferdinand Céline
Jeden z najwybitniejszych francuskich pisarzy – Louis-Ferdinand Céline – wciąż jest obiektem ostracyzmu ze strony pewnych środowisk, które nie mogą mu wybaczyć niechęci do Żydów i bolszewizmu. Po zakończeniu wojny oskarżono go o kolaborację z Niemcami, określano go mianem „hańby narodowej”, Jean-Paul Sartre domagał się dla niego kary śmierci. Przypominamy fragment jego głośnej pracy „Pogromowe drobiazgi”, którą w odcinkach drukowało w latach 1938 – 1939 legendarne pismo „Prosto z Mostu”.
20 grudnia 2018 o 18:44
Styl Celine’a jest niepowtarzalny
17 września 2019 o 00:45
Polecam wszystkim 2 powieści Autora wydane po polsku:
https://www.nacjonalista.pl/2014/06/25/louis-ferdinand-celine-podroz-do-kresu-nocy/
https://www.nacjonalista.pl/2019/04/22/louis-ferdinand-celine-z-zamku-do-zamku/
27 maja 2024 o 20:09
Louis-Ferdinand Céline, właśc. Louis-Ferdinand Destouches (ur. 27 maja 1894 w Courbevoie na przedmieściach Paryża, zm. 1 lipca 1961 w Meudon) – francuski prozaik; pisarz i eseista, zwany „enfant terrible świata literackiego”. Uczestnik I wojny światowej. Jeden z najważniejszych, najbardziej wpływowych i zarazem najbardziej kontrowersyjnych pisarzy XX wieku, prekursor egzystencjalizmu w literaturze, porównywany nieraz do Markiza de Sade. Z wykształcenia lekarz, co znalazło odzwierciedlenie w percepcji świata w jego powieściach. Innowator języka literackiego, który wzbogacił o argot i specyfikę języka mówionego, wyzwolonego ze składni francuskiej. Znany zwłaszcza dzięki skandalizującej powieści Podróż do kresu nocy, określanej przez Jerzego Stempowskiego jako powieść bez estetyzmu. Wyróżniał się ostrym, prowokacyjnym stylem obfitującym w wulgaryzmy, pełnym ironii, satyry i czarnego humoru. Uznany za jednego z największych (obok Jeana-Paula Sartre’a, Alberta Camusa i Samuela Becketta) pisarzy opisujących kondycję człowieka XX wieku.
.
Do dziś toczą się spory i kontrowersje wokół „antysemickich” poglądów Céline’a oraz sprawy rozmiarów jego kolaboracji z okupantem niemieckim w czasie II wojny światowej.
.
Aj waj, „antysemita i kolaborant” – najlepsza rekomendacja