Liberalizm, ta zadufana doktryna nowoczesności, nosi maskę tolerancji, rozrywając korzenie cywilizacji. Świat, który nasi przodkowie zbudowali kamień po kamieniu, jest teraz pęknięty pod ciężarem własnych sprzeczności. Tożsamość nie jest przypisem w historii — jest fundamentem narodów, świętym dziedzictwem tych, którzy byli przed nami. Amerykańscy myśliciele Madison Grant i Lothrop Stoddard to rozumieli. Nie głosili podziału. Opowiadali się za zachowaniem. Nie szukali dominacji. Cenili sobie ciągłość. Nie byli złoczyńcami. Byli strażnikami prawdy, która teraz jest pogrzebana pod gruzami liberalnego rozkładu. Podobnie jak Hamlet wpatrujący się w otchłań, Zachód wahał się, wątpił w siebie, podczas gdy ci, którzy wiedzieli lepiej, zostali odrzuceni. Tragiczna wada liberalizmu — jego arogancja — stała się jego powolną trucizną.
Kolonializm był wielką sprzecznością. Rozszerzał wpływy Zachodu, jednocześnie korodując rdzeń samego Zachodu. Imperia rozprzestrzeniały się, pochłaniając obce ziemie, ale czyniąc to, pochłaniały własne poczucie własnej tożsamości. Brytyjczycy i Francuzi starali się kształtować świat na swój obraz, ale zapomnieli o ochronie serca własnych cywilizacji. Prospero w „Burzy” starał się przynieść wiedzę i porządek do nieznanego świata, ale w trakcie tego procesu stał się rozbitkiem, wygnańcem, niezdolnym do powrotu do domu. Amerykanie, rozszerzający się coraz bardziej, wierzący w „Objawione Przeznaczenie”, ignorowali ostrzeżenia mędrców. Przyjęli wzrost bez równowagi, imperium bez introspekcji. Przeszłość została zapomniana, lekcje zignorowane. Wiek ekspansji stał się wiekiem erozji.
„The Rising Tide of Color” Stoddarda, „The Passing of the Great Race” Granta to nie są odmiany broni nienawiści, ale ostrzeżenia przed rozpadem. Nie wzywały do wykluczenia. Wzywały do szacunku: szacunku dla granic między narodami, dla prawa każdej kultury do istnienia i rozwoju na własnych warunkach. Ustawa imigracyjna z 1924 r. w Stanach Zjednoczonych nie była aktem złośliwości. Był aktem samozachowania, uznaniem, że świat nie jest bezkształtną masą, ale matrycą odrębnych ludów, z których każdy ma swoje przeznaczenie. Jednakże liberalizm, w swoim gorączkowym marszu ku homogenizacji, zburzył tę równowagę. Podobnie jak Lear dzielący swoje królestwo między tych, którzy pragnęli jedynie wykorzystywać i eksploatować, Zachód rozdał swoje dziedzictwo, wierząc w swoją prawość, podczas gdy ślepo podążając w zapomnienie.
Świat racjonalny — uporządkowany, wznoszący się Zachód — nie zginął w bitwie. Zginął w kapitulacji. Poddał się poczuciu winy, zwątpieniu w siebie, złudzeniu, że można wymazać historię, nie wymazując siebie. Dzisiejszy liberalny Zachód postrzega tych, którzy odmawiają asymilacji, jako przeszkody, jako zagrożenia. Jednakże to ci, którzy stoją twardo, którzy pamiętają, którzy czczą swoje korzenie, pozostają żywotni. Rzym trwał przez stulecia, ale kiedy porzucił swoje tradycje, kiedy pozwolił, by rządzili nim obcy, niemający żadnego interesu w jego przetrwaniu, upadł. Stawianie oporu inwazji jest teraz przestępstwem. Upieranie się, że tożsamość ma znaczenie, jest określane jako niebezpieczne. Jednakże co jest bardziej niebezpieczne, niż zapomnienie, kim jesteś?
Rewolucje nie zdarzają się przypadkiem. Tak zwane „powstania”, rewolucje kolorowe, zmiany reżimu — żadne z nich nie ma charakteru organicznego. Ukraina, Bliski Wschód — niegdyś silne kultury, teraz zredukowane do pól bitewnych dla sił pozostających poza ich kontrolą. A jeśli ideologia zawodzi, wtedy przychodzą bomby. Irak, Libia, Syria — narody rozdzierane pod pozorem wyzwolenia. Stary porządek zostaje zdemontowany, pozostawiając po sobie jedynie popioły. Podobnie jak Brutus racjonalizujący zabójstwo Cezara, liberalizm głosi wolność, dzierżąc sztylet. Mówi szlachetnym tonem, ale pozostawia po sobie jedynie chaos. Zachód mówi o demokracji, jednocześnie zaprzeczając suwerenności innych. Proklamuje „prawa człowieka”, jednocześnie niszcząc prawa narodów do istnienia jako samych siebie.
Ideologia woke, nieślubne dziecko liberalizmu, udaje, że chodzi o sprawiedliwość, pożerając tych, którzy zbudowali świat, w którym żyje. Ona nie podnosi. Ona wymazuje. Ona nie chroni. Ona rozpuszcza. Król Lear znał paranoję. Nie mylił się: zdrada pochodzi z wnętrza. Ci, którzy odrzucają ten dogmat — niezależnie od tego, czy są to narody, kultury czy jednostki — są wypędzani, wygnani, uciszani. Jednakże wygnanie nie jest końcem. To przestrzeń przed powrotem, moment przed odrodzeniem. Burza może szaleć. Przeminie. Pozostaną ci, którzy odmówili uklęknięcia.
Struktury, które kiedyś podtrzymywały tożsamość i ciągłość, zostały napisane na nowo. Instynkt zachowania pozostaje, jakkolwiek zawstydzony, stłumiony lub utopiony w szalonej retoryce. Dzisiejszy porządek globalny nie rządzi siłą, ale łańcuchami finansowymi, kontraktami, iluzjami. Klaudiusz Hamleta nie zabijał mieczem. Mordował trucizną, szeptem, oszustwem. Tak samo liberalizm, rozmontowując tożsamość nie siłą, ale manipulacją. Nie pali książek. Przepisuje je. Nie niszczy historii. Opowiada ją na nowo, ostrożnie, wybiórczo. Zachód był kiedyś domem. Teraz jest rynkiem, gdzie wszystko, nawet dusza, jest na sprzedaż.
Globalny projekt liberalizmu nie dotyczy jedności. Dotyczy jednolitości. Nie celebruje różnorodności. Boi się jej. Nie ceni różnic. Niszczy je. Chce jednego świata, jednej drogi, jednego modelu istnienia. Jednakże świat nie potrzebuje pojedynczego porządku. Świat potrzebuje etnopluralizmu, prawa wszystkich ludów do własnych ścieżek. Zachód nie powinien narzucać się światu, tak jak świat nie powinien narzucać się Zachodowi. Niech każda cywilizacja idzie własną drogą. Koriolan odmówił poddania się i został wygnany. Zachód, jeśli się nie obudzi, spotka ten sam los. Istnienie jako coś odrębnego jest teraz największym aktem buntu.
Mit postępu trwa, ponieważ jest starannie redagowany. Liberalny świat pamięta swoje zwycięstwa, zapomina o porażkach. Mówi o wolności, budując łańcuchy. Ryszard III, przebiegły oszust, okrywał się cnotą, dopóki nie nadszedł właściwy moment, by przejąć władzę. Tak samo liberalizm, uśmiechając się, gdy wymazuje historię, gdy przepisuje rzeczywistość. Nie ma prawdziwej lojalności wobec ludzi, kultury, niczego poza własną ekspansją. Nie pyta, co jest słuszne. Pyta, co jest użyteczne.
Liberalizm to rasizm, elegancki korporacyjny rodzaj, taki rodzaj, który sprzedaje się jako postęp, podczas gdy patroszy całe kultury jak rzeźnik siekający mięso. Nie celebruje odmienności. Pożera ją, połyka całe cywilizacje i wypluwa jednolite plastikowe klony maszerujące w tym samym martwym rytmie „wolności” i „demokracji”. Nie pyta, czy ludzie chcą zachować swój styl życia. Mówi im, że są zacofani, jeśli próbują. Liberalizm to kolonizator owinięty w sygnały cnoty, misjonarz z aureolą znaku dolara, śliski sprzedawca, który promuje świat, w którym wszystko wygląda tak samo, brzmi tak samo, myśli tak samo. Buduje centra handlowe na świętej ziemi i nazywa to modernizacją. Zastępuje języki sloganami, tradycje trendami. Zabija różnorodność w imię „inkluzji”. A co najgorsze? Nazywa siebie antyrasistowskim, podczas gdy wymazuje tożsamości, które rzekomo ma podnosić na duchu.
Aby przerwać cykl, trzeba przejrzeć iluzję. Liberalizm nie jest zbawieniem. Jest podporządkowaniem. Nie daje wolności. Oferuje złoconą klatkę. Odrzucenie go nie oznacza regresu, ale żądanie, aby tożsamość miała znaczenie. Zachód nie jest abstrakcyjnym konceptem, nie jest zbiorem polityk. Jest żywą istotą, linią, dziedzictwem. Makbet, w swoim ostatnim tchnieniu, ujrzał prawdę: wszystkie jego podboje, wszystkie jego zbrodnie, były na nic. Zachód również musi się obudzić, zanim będzie za późno, zanim jego własna tragedia zostanie w pełni opisana. Jednak jest jeszcze czas. Czas, aby pamiętać. Czas, aby odbudować. Czas, aby odrzucić imperium, przyjąć tożsamość i iść naprzód — nie jako zdobywcy. Zamiast tego, jako opiekunowie czegoś, co warto ocalić.
Constantin von Hoffmeister
Tłumaczenie: KK
Źrodło: geopolitika.ru
25 lutego 2025 o 03:12
,,…liberalizm ta zadufana doktryna nowoczesności nosi maskę tolerancji rozrywając korzenie cywilizacji…”. A Rosja to jaką maskę nosiła gdy wyrzynała całe wagony Słowian wysługując się Syjonom po rewolucji bolszewickiej ?
,,…kolonializm był wielką sprzecznością. Rozszerzał wpływy Zachodu jednocześnie korodując rdzeń samego Zachodu…”. To podobnie jak Rosja która zamiast trzymać się Słowiańszczyzny za podszeptem Niemców i Masonów zlikwidowała I RP torując na wschodzie drogę zgniliźnie ideowej.
,,…Imperia rozprzestrzeniały się pochłaniając obce ziemie ale czyniąc to pochłaniały własne poczucie własnej tożsamości…”. Co do pochłaniania obcych ojcowizn to Rosja nie gorsza w klasyfikacji końcowej. Nie wiem czy wie ile ma tych obwodów i autonomicznych jednostek.
,,…Brytyjczycy i Francuzi starali się kształtować świat na swój obraz ale zapomnieli o ochronie serca własnych cywilizacji…”. To podobnie jak Moskwa która zajmuje się stawianiem meczetów parzącym się jak króliki muslimom podczas gdy białych Rosjan trawi demoralizacja , alkoholizm , narkomania i depopulacja.
,,…jednakże to ci którzy czczą swoje korzenie pozostają żywotni…”. A jakie to korzenie czci Rosja ? Może tak sprzeczne jak to że w Piątek czczą tych co wysadzali Cerkwie a w Sobotę tych co pod ich gruzami ginęli ? Pomijając narodowe święto jedności uroczystość wygnania polskiej załogi z Kremla ( tak mocno tej łysej pale z Placu Czerwonego to kolcem w dupie stoi )
,,…pozostaną ci którzy odmówili uklęknięcia…”. Odmówili ? No wydaje mi się że oczy to mi jeszcze dobrze działają i Pan Władziu pali chanukije sprawniej niż Rabiny na Negevie , że o mizianiu się z Chabadowcami i otaczaniu całym wianuchem żydooligarchów z litości nie wspomnę. Tacy jak Mozgowoj swoje wiedzieli…”