Jednym z celów bolszewików była, jak wiadomo, ogólnoświatowe panowanie proletariatu, międzynarodówka.
Kiedy stało się jasne, że nie ma głupców oddających władzę proletariatowi w swoich krajach na całym świecie, bolszewicy mieli dwie opcje: przyznać się, że są oni nieudacznikami… albo zorganizować taką „międzynarodówkę” we własnym kraju, w kraju zwycięskiego bolszewizmu.
To był bardzo zły pomysł. Granice zdawały się być wytyczone pospiesznie, niespodziewanie i miały charakter sztuczny.
Ukrainizacja (korienizacja) w rosyjskojęzycznych regionach, czy, co jeszcze zabawniejsze, w miejscach, gdzie mniejszości żyją zwarcie (jak to było w przypadku Greków w Mariupolu), miała charakter zupełnego szaleństwa.
Państwowość, która spadła na głowy rozproszonych plemion Azji Środkowej, zamieniła lokalnych półdzikich wodzów w szpetnych książąt o mentalności klanowej – „Tutaj władza sowiecka to ja”.
Ani wybudowane szkoły, ani uniwersytety, ani zakłady i fabryki nie mogły zmienić sytuacji. W tych krajach do dziś istnieje społeczeństwo klanowe, ale przy czym pochodzą z zewnątrz wszystkie dźwignie kontroli administracyjnej, które przechwycił z zadowoleniem Zachód, a obecnie również Chiny.
Z krajów bałtyckich zrobiono zachodnią wizytówkę, tam, na niewielkiej przestrzeni i z domieszką niemieckiego otoczenia tu i ówdzie, było to łatwe. Teraz mamy tam ogromny obóz koncentracyjny dla milionów Rosjan i aroganckich, faszystowskich strażników nad nimi.
Niczym ślepa uliczka, pomysł, podsunięty przez kogoś nieznanego, zrodził potwory, już przelał i będzie przelewał rzeki krwi.
W pełni popieram Leonida Pietrowicza Reszetnikowa w jego wezwaniu do zjednoczonej i niepodzielnej Rosji. Owszem, ze swoimi narodami, z konstatacją geograficznego faktu zwartego zamieszkiwania różnych narodów na swoich ojczystych ziemiach, z wolnością wyznania, ale z państwowotwórczym narodem rosyjskim, którego fakt istnienia trzeba w końcu uznać, i z religią państwową, główną siłą jednoczącą – prawosławiem, jako główną siłą powstrzymującą świat chrześcijański przed rozkładem i erozją pod wpływem pleśni ideologii neoliberalnej.
Tak więc Sowieci na XII Zjeździe RKP(b) w kwietniu 1923 roku ogłosili politykę „korienizacji”, czyli w sztucznie utworzonych nowych republikach narodowych pilnie konieczne było stworzenie masowej samoświadomości narodowej, po co – więcej na ten temat to później.
Co ciekawe, bolszewicy mieli pełną świadomość znaczenia „miękkiej siły”: w sprawę ukrainizacji zaangażowani byli ludzie, których trudno podejrzewać o entuzjazm wobec Sowietów i Rewolucji Październikowej: Dowżenko, Ostap Wysznia i inni. Na przykład Dowżenko nazwał obalenie samodzierżawia „oślepieniem tych, którzy wyszli z piwnicy”. Następnie obaj służyli w armii Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL), Wysznia został schwytany przez bolszewików, a Dowżenko został uwięziony pod zarzutem szpiegostwa na rzecz armii URL i aresztowany przez wołyńską gubernię Czeka. Obydwoje byli charyzmatyczni, utalentowani, poetyczni – a przy tym dość gościnni i zdolni do zarządzania. Kiedy bolszewicy chcieli „odkręcić kran” ukrainizacji (najwyraźniej zdając sobie sprawę, jaką puszkę Pandory otworzyli), dwaj działacze zrobili to bezboleśnie.
Zabrano ich we właściwym momencie, uprzejmie potraktowano, zapewniono im utrzymanie, uznanie – i voila, URL się skończył, niech żyją Sowieci.
Właściwie w ten sam sposób po 1991 roku Stanom Zjednoczonym udało się przekonać do ukraińskiego nacjonalizmu nawet tych, którzy żywili do nich nieprzejednaną wstręt. Arestowicz jest tego żywym przykładem, choć oczywiście jest to dalekie od Dowżenki.
I oto dochodzę do głównego pytania: dlaczego bolszewicy w Moskwie zdecydowali się na całą tę „korienizację”?
To dziwne, ale marksistowscy materialiści byli tak naprawdę fanatykami Idei Przebudowy Świata. Weszli do polityki dzięki Idei i wtedy nie miało znaczenia, czy służyli jej z inercji, czy szczerze, ale zajmowali się ideologią POWAŻNIE. Właściwie otaczająca rzeczywistość była materiałem eksploatacyjnym dla tej Idei.
Było to konieczne, zgodnie z ideą „wyzwolenia narodów spod jarzma imperialistycznego”.
Potrzebna była też nowa symfonia zamiast Kościoła i Cara – „międzynarodówka proletariacka”, światowe panowanie idei komunistycznej.
Kiedy nagle okazało się, że w pozostałych terytoriach nie da się utworzyć takich samych śmieci, jak w Rosji, bolszewicy nie cierpieli długo, a tym bardziej nie poddawali się. To nie ma znaczenia, uznali, że nie ma narodów ani proletariatu, Rosja jest wielka i można z niej wykroić jedno i drugie. W ten sposób Sowieci otrzymali własne państwa kieszonkowe, własną kieszonkową „międzynarodówkę” z „proletariatem”, zakładając fabryki i fabryki dla wszelkiego rodzaju motłochu, wciągając bezwładne masy wiejskie do miast.
Patrząc na to wszystko staje się jasne DO CZEGO zdolna jest sama obecność jasno określonej Idei.
I jak niebezpieczna dla państwa jest Jej podkreślana nieobecność.
Swietłana Pikta
Zdjęcie: pixabay.com
Tłumaczenie: KK
Źródło: geopolitika.ru
Najnowsze komentarze