Jesteśmy młodymi Niemcami, pełnymi ducha i entuzjazmu. Urodziliśmy się i dorastaliśmy dla nieskrępowanego myślenia. Dlatego słowo „rewolucja”, w przededniu wojny, wzbudza w nas mistyczne drżenie. Wzrastanie w realiach państwa korporacyjnego nauczyło nas, że w historii przychodzi moment kiedy ludzie nie mogą dłużej znieść urzędującego parlamentu, reżimu czy prawa. Wielkie to chwile powstań i eskalacji przemocy, zrodzone z opresji. Nowe idee na barykadach, którym akompaniują bębny i czerwone flagi. W odbiciu tych obrazów, widzimy siebie. Krótkie przebłyski kiedy lud łamie łańcuchy i ogłasza nowe prawo, owoce nowego życia. Wszystko to oparte na oczywistej przesłance, o której nawet nie powinno się wspominać: na istnieniu idei, dla której warto walczyć.
Historia wielkich przewrotów uczy nas, że idea to myśl zrodzona przez kilka osób, która po długim i ciężkim marszu wchodzi w życie. Przyjrzyjcie się Reformacji albo Francuskiej i Rosyjskiej Rewolucji. Przypatrujcie się zwiastunom nadciągających burz – wielkiej literaturze, prorokom i męczennikom przelewającym krew za idee – nawet jeśli okazały się fałszywe.
Niespodziewanie, my także dostaliśmy szanse uczestnictwa w rewolucji czy raczej w ruchu, który nazwał się rewolucyjnym. To moment, w którym lud został otoczony ze wszystkich stron przez przeciwników i stoczył ostatnią, beznadziejną walkę. Tylko impuls wystarczył do powstania. Wszystkie ruchy rewolucyjne aktywizują się kiedy rząd jest słaby – to warunek udanego przewrotu. W naszym przypadku lud walczył o nową wizję świata. Porażka groziła nie tylko zaburzeniu wizji przyszłości państwa, ale także podstawowego bytu w nim.
To że przegraliśmy wojnę nic nie zmienia, nawet jeśli przegralibyśmy ją na innych warunkach. Poważne błędy zostały popełnione zarówno przed jak i w czasie wojny, ale rozliczenie przyszło dopiero po zawarciu traktatu pokojowego. Rewolucja okazała się tylko drobną ruchawką. Historia pokazała, że ludzie odpowiedzialni za ten ruch nie podołali jego ciężarowi. Przyczyną jest to, że nie kierowała nimi idea, ale wizja zysków i wsparcie tchórzliwych i ogłupionych sloganami mas.
Nawet osoby krótkowzroczne dostrzegą co się kryło za tymi hasłami. Tak zwana rewolucja 1918 roku była ożywcza jak kawał truchła, żer dla much. Jaka idea miała niby za tym stać? Wolność? Demokracja? Parlamentaryzm? Z czym do ludzi. Nic nowego nawet na formalnym poziomie. Za to rosyjskie rozwiązania były tylko mierną kopią tych z lat 1789 i 1848: stare marksistowskie frazesy wyciągnięte na sztandary. Gorzej, gdy liderom rewolucji przyszło do realizacji własnych pomysłów. Dzięki ich pomocy kapitalizm tylko się umocnił a obietnice wolności słowa brzmią jak kpina.
Jedyny czynnik łagodzący dla historycznego trybunału to fakt, że ta rewolucja materializmu w ogóle się udała. Można to powiedzieć jasno i wyraźnie. Podobnie jak odtworzyć przebieg przewrotu: kilku marynarzy przejęło miasta i stepy – symbole starej władzy. Być może, dla przyszłych pokoleń zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale ma to swoje wytłumaczenie. Stara władza straciła wolę życia. Organizm, który nie jest zdolny do neutralizacji zatruć po prostu umiera. Broń była przygotowana – należało ją tylko odpalić. Potęga dzieląca i rządząca przez ostatnie 50 lat runęła jak zamek z piasku. Reguł historii nie podważy się w sądzie: co było, nie wróci.
Przez ostatnie pięć lat Rzesza nie żyła żadna wielką idea poza żądaniami podwyżek dla robotników. Żadna budowla nie powstała z ruin. Żaden wielki cel nie został obrany.
Skutki są znane: konstans w polityce, błahe sprzeczki i bezradność wobec zewnętrznych potęg. Poza fasadowymi rządami i gabinetami krajem targali szabrownicy. Państwo podzieliło się na kradnących i okradanych, inne profesje wyginęły. Reprezentanci najbardziej wulgarnego materializmu, giełdowi spekulanci i rentierzy – te osoby są teraz u steru! Wszystko kręci się wokół dóbr, pieniędzy i zysków. Za wszystkimi krajowymi dyrektywami, rozporządzeniami i postulatami ciągnie się swąd spalenizny. Nie może być inaczej skoro rewolucja nie spłodziła żadnej nowej idei. Ten smutny spektakl trwa.
Prawdziwy przewrót jeszcze nie nadszedł, ale jego kroki już słychać! To nie reakcja, ale autentyczna rewolucja z jej wszystkimi znakami i symptomami. Jej ideą jest, ostry jak brzytwa, volkizm. Jej sztandarem – swastyka. Jej przejawem – wola mocy skupiona w jednym punkcie – w dyktaturze! Słowo zostanie zastąpione czynem, tusz krwią, frazes poświęceniem a pióro mieczem.
Wszystko to zamieni się w autentyczny i sprawiedliwy gniew. Nie będzie tam miejsca dla obskurantów, nie ogrzejecie swych rączek przy tym ogniu. Siłą rewolucji nie będą pieniądze, ale Krew płynąca w żyłach narodu. Krew, która prędzej wymrze niż pozwoli się zniewolić. Z niej narodzą się nowe wartości. Indywidualne poświęcenie zamieni się w wolność dla ogółu. Fala rewolucji przekroczy narzucone ograniczenia i zwalczy trucizny degenerujące państwo.
Za te wartości pójdziemy walczyć na barykady!
Ernst Jünger
23/24 września 1923, Völkischer Beobachter.
Źródło: Xportal.press
Najnowsze komentarze