Codziennie zjawiało się u mnie wiele osób tak z Warszawy jak z prowincji, to też miałem wiadomości o wszystkim co się działo w Kraju: o rozstrzeliwaniu właścicieli ziemskich za znalezioną broń, o usuwaniu ich z majątków które powierzano ,,Treuhänder”om, o zabieraniu sklepów i nieruchomości żydowskich. Przyszła także wiadomość o rozstrzelaniu przeszło stu mężczyzn w Aninie jako odpowiedź za zabicie dwóch żołnierzy niemieckich. Żołnierze ci byli zabici przez dwóch zwykłych bandytów. Rozpoznał ich policjant polski i wezwał żołnierzy niemieckich na pomoc. W utarczce żołnierze niemieccy zostali zabici.
Aresztowań w Warszawie było bardzo dużo, i rodziny aresztowanych zwracały się do mnie o interwencję. Miałem przedwojenne, podpisane przez Hessa zaproszenie na zjazd w Norymberdze w charakterze gościa honorowego. Służyło mi ono jako przepustka do Gestapo i jako dokument, który w tamtych czasach posiadał pewną wartość polityczną.
Wśród urzędników Gestapo przeważali półinteligenci, ujawniający na każdym kroku swą ignorancję. Aresztowano dyrektora biura Macierzy Szkolnej. Poszedłem w tej sprawie do Gestapo. Spytałem:
– Dlaczego prześladujecie instytucję, która odnowiła swe istnienie dzięki gen. Beselerowi ?
– Co nas może obchodzić jakiś rosyjski generał – brzmiała odpowiedź.
Dałem wykład o powstaniu Macierzy za czasów rewolucji r. 1905, o jej zamknięciu w r. 1908 przez rząd rosyjski i o tym jak podczas pierwszej okupacji niemieckiej Beseler pozwolił na wznowienie jej działalności. Usłyszałem:
– Niemcy Trzeciej Rzeszy nie mogą liczyć się z polityką Drugiej.
Nie tylko między polityką okupacyjną Drugiej i Trzeciej Rzeszy zachodziła olbrzymia różnica, ale nie mniejsza różnica zachodziła w osobowym składzie administracji. Na przykład kierownikiem centralnego urzędu policji na całe generał-gubernatorstwo warszawskie za czasów pierwszej okupacji był Stitzer, były prokurator przy Sądzie Najwyższym w Lipsku, wybitny prawnik, posiadający rozległe wykształcenie polityczne, gdy podczas drugiej na czele Gestapo stali urzędnicy policyjni, u których cenzus naukowy zastępowała przynależność partyjna.
Za czasów pierwszej, okupacji Kreischefem w pewnym powiecie był profesor slawistyki Maschke, za czasów drugiej w tym samym – ex-fryzjer, posiadający t.zw. „Blutorden”, który otrzymał jako ranny w pierwszej, nieudanej rewolcie hitlerowców.
Na czele wydziału prasowego podczas pierwszej okupacji stał Cleinow, znany publicysta, redaktor poważnego tygodnika, autor dwutomowego dzieła „Zukunft Polens”, podczas drugiej naczelnikiem wydziału prasy i propagandy najpierw w dystrykcie warszawskim, następnie w całej guberni był nauczyciel niższego gimnazjum, nie znający polskiego i o Polsce mający tylko te wiadomości, jakie dała mu lektura propagandowych świstków.
Każdy zajmujący wyższe stanowisko za czasów pierwszej okupacji był indywidualnością, miał poparcie swych przyjaciół politycznych, wiedział też, że działalność jego może spotkać się z krytyką w parlamencie. Tego wszystkiego nie było i być nie mogło wśród urzędników Trzeciej Rzeszy, gdzie tylko Führer i kilka jego kreatur mogło mieć własną opinię. Charakterystycznym typem człowieka wypranego z indywidualności był gubernator warszawski Fischer.
W końcu listopada 1939 powziął on przekonanie, że rządca kraju musi szukać kontaktu z wybitniejszymi przedstawicielami społeczeństwa. Postanowił urządzić raut dla Franka, na który zaprosił około trzydziestu najwybitniejszych przedstawicieli społeczeństwa polskiego. W kilka dni potem zmuszony był do odproszenia wszystkich, gdyż Frank nawymyślał mu za chęć zetknięcia go z Polakami, urzędnicy bowiem okupacyjni powinni unikać wszelkich – poza sprawami służbowymi – zetknięć z Polakami. Z jednej strony chodziło o umocnienie poczucia kastowo-narodowej wyłączności panów przeciwko politycznie upośledzonym Polakom, z drugiej odgrywał rolę lęk przed wpływami polskimi na słabą indywidualność urzędników Trzeciej Rzeszy.
Z Fischerem miałem charakterystyczną rozmowę. Zesłano do obozu koncentracyjnego byłego kuratora okręgu wileńskiego Szelągowskiego. Zwróciłem się w jego sprawie do Gestapo, lecz natrafiwszy na bardzo niechętnego mi referenta, postanowiłem spróbować udać się do Fischera. Do wyznaczonego mi widzenia Fischer był przygotowany. Miał na stole mój memoriał przeciwko wojnie z Niemcami z 5 maja 1939 i jeszcze jakieś dokumenty.
– Pan miał dobre polityczne idee przed wojną. Dziwię się, że rząd polski nie usłuchał ostrzeżenia pana. Teraz jest wojna, a więc nie czas na politykę, i radzę panu polityką się nie zajmować – powiedział.
– Wojna jest funkcjonalnie związana z polityką – odpowiedziałem. – Wojna jest narzędziem polityki, a polityka jest orężem wojny. Podczas wojny wszystko jest polityką. Gdy gen. Beseler wskrzeszał polskie szkolnictwo, była to polityka służąca interesom wojny. Gdy zamykacie obecnie polskie zakłady naukowe, robicie politykę, która może tylko ujemnie wpłynąć na interesy wojny. Uwięziono byłego wileńskiego kuratora naukowego Szelągowskiego, któremu rząd polski, opuszczając Kraj, zlecił nadzór nad szkolnictwem. Podczas pierwszej okupacji władze okupacyjne oddały szkolnictwo polskie władzom polskim. Rząd polski, opierając się na tym precedensie i na prawie międzynarodowym, powierzył szkolnictwo swemu urzędnikowi, przy czym wybrał człowieka, który był znany z tego, że jest zwolennikiem porozumienia polsko-niemieckiego, i który życzliwie się odnosił do szkolnictwa niemieckiego w Polsce. Aresztowanie go i skierowanie do Dachau jest pozbawione podstaw, i mam nadzieję, że pan gubernator będzie interweniował w tej sprawie.
Fischer nie dał żadnej odpowiedzi, ale zapytał, jak się pisze nazwisko „Szelągowski”, i wyraził żal, że spóźniłem się na audiencję, bo teraz jest on mocno zajęty, w przeciwnym razie mógłby ze mną dłużej pomówić. Było to jeszcze przed dyrektywą Franka nie utrzymywania stosunków z przedstawicielami społeczeństwa polskiego.
W dwa lata potem, gdy wywieszone zostało podpisane przez Fischera zawiadomienie, że z powodu zabicia niemieckiego aktora ma być rozstrzelana pewna ilość Polaków, udałem się do niego, nie zostałem jednak przyjęty i tylko szef jego kancelarii mi powiedział:
– Czego pan chce od Fischera? Przyszedł rozkaz od Himmlera, którego wypełnienie należy do Gestapo.
Pewnego dnia doniósł mi jeden z moich przyjaciół, żebym miał się na baczności, gdyż Bolesław Piasecki tworzy organizację, która ma likwidować tych, co utrzymują jakiekolwiek stosunki z władzami okupacyjnymi.
– Co za absurd – powiedziałem. – Mogą być stosunki, mające na względzie interesy osobiste i służące wyłącznie okupantom, mogą być również stosunki w naszym interesie dla ratowania tego co można jeszcze uratować, ale któż może zbadać te sprawy. Sądy kapturowe wniosą w nasze społeczeństwo tylko demoralizację.
Nazajutrz przyszedł do mnie prof. Zygmunt Cybichowski z wiadomością, że Piaseckiego aresztowano, i prosił abym starał się go wyciągnąć. Opowiedziałem mu o utworzeniu przez Piaseckiego szkodliwej organizacji i dodałem:
– Jeżeli będą go trzymali w więzieniu, nie uczynię żadnego kroku; jeżeli by zaś groziło mu rozstrzelanie, będę nawet z narażeniem osobistym starał się go uchronić.
W kilka dni potem bardzo sympatyczna narzeczona Piaseckiego doniosła mi, że Piasecki ma być rozstrzelany, i prosiła, bym starał się go ratować. Udałem się natychmiast do Gestapo, gdzie mnie przyjął jeden z wyższych urzędników w randze majora. Powiedziałem mu, że Piasecki stał na czele grupy zbliżonej ideowo do niemieckiego narodowego socjalizmu.
– Piasecki musi być zwolniony – dodałem. – Jest on popularny wśród młodzieży, której nie powinno się prowokować.
Na trzeci czy czwarty dzień po mojej interwencji Piaseckiego zwolniono, co nie przeszkodziło, że w kilka tygodni potem był znów poszukiwany i że musiał się ukrywać.
Kiedy w jakiś czas później ponownie zwróciłem się w sprawie jednego z aresztowanych, urzędnik Gestapo zarzucał mi, że Piaseckiego zwolniono z powodu mojej interwencji. Z czasem interwencje moje odnosiły coraz mniej pożądanych skutków.
Moja dawna sekretarka miała koleżankę pochodzenia niemieckiego, która pracowała w biurze urzędnika Gestapo, prowadzącego referat o wybitniejszych ludziach w Polsce.
– Ach, jak bym chciała poznać Studnickiego – powiedziała kiedyś mojej dawnej sekretarce. – Przepisywałam referat o nim.
Postarałem się zobaczyć z tą panienką – powiedziała, że Niemcy uważają mnie za szczerego zwolennika porozumienia z nimi, lecz skoro jestem niezależny, skoro nie można mnie ani kupić, ani zastraszyć, w razie jeśli Niemcy nie pójdą na koncesje polityczne dla Polski, mogę stać się niepożądany i sprawić pewne kłopoty. Wobec tego byłoby wskazane internować mnie w jakimś sanatorium.
Na początku okupacji niemieckiej wiele osób starało się o koncesję na wydawanie pisma. Dyrektor związku wydawców ubiegał się o uzyskanie koncesji na sześć tygodników. Codziennie wychodziłby inny, przy czym jeden omawiałby sprawy polityczne, drugi – gospodarcze, trzeci – literackie, i t.d. i t.d. Władze okupacyjne koncesji odmówiły. Ja także zwróciłem się o koncesję na czasopismo. Twierdziłem w podaniu, że przez drukowanie wiadomości z okupacji sowieckiej będę mógł przygotowywać naród polski do aktywnego udziału w wojnie z Rosją. Aby jednak pismo moje miało wpływ moralny, muszę mieć możność bronienia interesów polskich także w okupacji niemieckiej i występować przeciwko wszelkim nadużyciom władz okupacyjnych. Naczelnik wydziału prasy i propagandy po przeczytaniu mego programu oświadczył, że pragnę mieć więcej praw niż mają czasopisma niemieckie w Rzeszy, i skończyło się na niczym.
„Warschauer Zeitung” w pierwszym numerze napadło na inteligencję polską, poza tym piętnowało „masakrę Niemców” w przededniu i na początku wojny. Sytuacja była fatalna. Nie zaniechałem planu wyjazdu do Berlina. Miałem dobranych kilku ludzi z tytułami rodowymi, naukowymi i z pewną wagą w przemyśle, którzy zdecydowani byli jechać ze mną.
Zamierzałem przedstawić sprawę polską w związku ze sprawą środkowoeuropejską. Niemcy mają sposobność zorganizowania bloku środkowoeuropejskiego, opartego na uprzywilejowaniach celnych i konwencjach wojskowych, o ile swą polityką wobec Polski wykażą, że nie mają na celu eksterminacji. Przy kontynuowaniu obecnej polityki wobec Polski wzbudzą do siebie ogólną nieufność, i to sparaliżuje takie państwa, jak Węgry, Rumunia, Bułgaria, których racja stanu wymaga pójścia z Niemcami przeciwko Rosji. Uważałem za niezbędne przedstawić bez ogródek niemiecką politykę okupacyjną z wykazaniem, że w swych konsekwencjach okaże się ona szkodliwa dla Niemiec. Postanowiłem napisać memoriał, pojechać z nim do Berlina i przesłać go Hitlerowi, Göringowi, Goebbelsowi oraz naczelnemu dowództwu. Jeżeli memoriał, do którego jako dodatek dodałem memoriał o wojnie z Sowietami, odniesie skutek i wywoła rewizję polityki okupacyjnej, wówczas pojadę z delegacją, która postawi sprawę na gruncie środkowoeuropejskim, i wobec zmian w polityce okupacyjnej na lepsze nie skompromituję się wobec społeczeństwa.
Władysław Studnicki
27 listopada 2020 o 17:31
Z tego tekstu wyłania się obraz bardzo naiwnego człowieka.
28 listopada 2020 o 22:32
Myślę że raczej głęboko zasmuconego losem Polski i tragedią której był świadkiem – i usiłującego jakoś się odnaleźć w sytuacji której był świadkiem a której nie mógł choć próbował zapobiec…
W istocie był jedynym realistą w tamtym okresie:
Poczytaj np.
Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej
29 listopada 2020 o 12:31
@Rdk
Może tak, może nie. Teraz łatwo osądzać ludzi z tamtego okresu gdy siedzimy sobie przed ekranem monitora, możemy sobie odpalić wikipedię albo inne media i mieć wszystkie informacje na tacy.
1 grudnia 2020 o 20:20
Miałem na myśli naiwność w okresie okupacji. Przecież wiedział o łapankach, egzekucjach, całym tym bezsensownym terrorze a nadal myślał o jakiejś współpracy.
20 stycznia 2022 o 17:17
Władysław Studnicki przyszedł na świat w Dyneburgu 15 listopada 1867 roku. Miasto obecnie leży w granicach Łotwy, w chwili narodzin było częścią Imperium Rosyjskiego i największym ośrodkiem polonijnym na Inflantach. Wpływy mieszczaństwa niemieckiego na Łotwie zawsze były duże, co było odczuwalne również w rodzinie Studnickiego (jego starsza siostra została germanistką). Być może wywarło to jakiś wpływ na późniejsze poglądy przyszłego publicysty. Tego nie wiemy. Z całą pewnością można za to domniemywać, że młody Studnicki odebrał patriotyczne wychowanie – jego ojciec był agentem Rządu Narodowego w dobie Powstania Styczniowego, matka zaś związana była z PPS-em.
.
W 1877 roku Studnicki wyjechał do Warszawy, by rozpocząć naukę w Szkole Handlowej Leopolda Kronenberga. Wkrótce poznał działaczy socjalistycznych, w tym Różę Luksemburg i Marcina Kasprzaka. Pod ich wpływem związał się z ruchem socjalistycznym (przy czym zawsze był orędownikiem odzyskania przez Polskę niepodległości, nigdy światowej, proletariackiej rewolucji), został jednym z założycieli Polskiej Partii Socjalno-Rewolucyjnej Proletariat. Swoją działalność przypłacił odsiadką w warszawskiej Cytadeli i zesłaniem na Sybir. Siedem lat sybiru ugruntowało go w przekonaniu, że największą przeszkodą dla odrodzenia państwa polskiego jest Rosja.
.
Swoje poglądy upubliczniał w tym czasie na łamach „Gazety Robotniczej” i „Przedświtu”. Stopniowo zaczął oddalać się od ruchu socjalistycznego. Po zamieszkaniu w Galicji, Studnicki związał się z ruchem ludowym. Postulował w tym czasie utworzenie autonomii galicyjskiej i przygotowywanie kadr wojskowych na potrzeby przeszłego konfliktu z Rosją.
.
Jego aktywność wzrosła w dobie wojny rosyjsko-japońskiej. Przekazał nawet memoriał do Motojirō Akashiego, który pełnił rolę nieoficjalnego łącznika między rządem Japonii a polskimi konspiratorami, dotyczący utworzenia w Japonii legionu polskiego. W marcu 1905 roku wyjechał do Warszawy. Tam skupił się na publicystyce. Atakował postawy ugodowe wobec Rosji. Głównym celem jego ataków był Roman Dmowski.
.
Pod koniec pierwszej dekady XX wieku Studnicki stał się orędownikiem koncepcji Austro-Węgro-Polski. Jego entuzjazm wobec tej koncepcji ostygł wraz z porażkami wojsk austrowęgierskich na frontach I wojny światowej. Studnicki doszedł wówczas do wniosku, że Polska powinna odrodzić się pod protektoratem Niemiec, co miałoby się odbyć za cenę wyrzeczenia się Wielkopolski i Poznania. Koncepcja „poświęcenia” ziem, które są kolebką polskiej państwowości spowodowała swoisty ostracyzm Studnickiego nawet wśród zwolenników orientacji na państwa centralne.
.
Proniemieckiego nastawienia Studnickiego nie zmieniła nawet klęska Niemiec w I wojnie światowej. W swojej działalności publicystycznej uparcie, przez całe dwudziestolecie międzywojenne wskazywał na Niemcy jako podstawowego sojusznika Polski. Był zwolennikiem powołania sojuszu środkowoeuropejskiego pod przywództwem polsko-niemieckim. W tym czasie związał się z dziennikiem „Słowo” Stanisława Cata-Mackiewicza i „Wiadomościami Literackimi” Mieczysława Grydzewskiego.
.
Poglądów nie zmienił po dojściu Hitlera do władzy. Co ciekawe, miał świadomość nadchodzącego konfliktu globalnego, przekonywał jednak, że należy za wszelką cenę utrzymać dobre stosunki z Niemcami poprzez odrzucenie sojuszu z Francją, brytyjskich gwarancji i zaakceptowanie żądań dotyczących eksterytorialnej autostrady.
Kontrowersje wzbudza jego postawa we wrześniu 1939 roku. W tym czasie dwukrotnie zwracał się do władz niemieckich z postulatem utworzenia rządu polskiego, który gotów byłby zawrzeć pokój z Niemcami. Goebbels wiedział jednak, że żaden gabinet powołany przez Studnickiego nie uzyskałby poparcia społecznego.
.
W czasie okupacji Studnicki nie był obojętny wobec niemieckich zbrodni. W 1940 roku napisał memoriał krytykujący poczynania okupantów. Próba interwencji u Goebbelsa skończyła się dla niego aresztowaniem przez Gestapo. Ponownie aresztowany w 1941 roku za krytykę działań władz wobec Polaków trafił na Pawiak. Wyszedł w połowie 1942 roku. Od 1944 roku działał w Polskim Komitecie Opiekuńczym, organizacji charytatywnej, która funkcjonowała za zgodą Niemców w okupowanej Polsce. Opuścił Warszawę dwa dni przed wybuchem Powstania.
.
Po wojnie Studnicki znalazł się na emigracji. Mieszkał początkowo w Rzymie, później w Londynie. Jak wielu polskich emigrantów politycznych, poznał co to bieda. Jego sytuację pogarszał ostracyzm w emigracyjnym środowisku.
.
Zmarł 10 stycznia 1953 roku.