life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Knut Hamsun: Patrząc w niebo przez łzy buntu

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Schodząc ze Wzgórza Zamkowego, minąłem dwie damy, a w przelocie musnąłem rękaw jednej z nich. Spojrzałem. Miała pełną, nieco bladą twarzyczkę, ale nagle rozpłomieniła się przecudnie, pewnie pod wrażeniem zasłyszanego mimochodem słowa czy jeno myśli własnej. A może dlatego, żem jej dotknął? Wydatne jej piersi zafalowały, a dłoń ścisnęła silniej rękojeść parasolki. Coś się z nią działo.

Stanąłem i wielce zdziwiony puściłem damy przodem. Byłem podniecony, zły na siebie z powodu przygody z ołówkiem, a przy tym nieswojo mi się jakoś zrobiło po szybko połkniętym jedzeniu. Nagle, dziwnym zwrotem myśli nabrałem ochoty przestraszenia owej damy i rozgniewania jej moim natręctwem. Dogoniłem ją tedy, minąłem, a potem spojrzałem prosto w twarz. Stoję, patrzę jej w oczy i wymyślam naraz nigdy niezasłyszane, nerwowo, ślisko brzmiące imię: Ylajali! Gdy się znalazła tuż przy mnie, powiedziałem:

— Zgubi pani książkę.

Słyszałem bicie własnego serca, gdym wymawiał te słowa.

— Książkę? — spytała ze zdumieniem swą towarzyszkę i poszła dalej.

Złośliwość moja wzrosła i powlokłem się za nimi. Wiedziałem, że robię szalone głupstwo, ale byłem bezwolny. Szał mnie ponosił, tak że musiałem pełnić wszystko, co mi poddawał. Uświadamiając sobie w pełni swoją głupotę, robiłem za plecami damy najidiotyczniejsze miny. Mijałem ją raz po raz i kaszlałem z wściekłością. Krocząc potem o kilka kroków przed nią, czułem na plecach jej spojrzenie i kuliłem się ze wstydu. Po chwili doznałem wrażenia, że jestem gdzieś daleko, zgoła gdzie indziej, i że to nie ja sam stąpam po trotuarze i kulę się.

Kilka minut później moja dama znalazła się przy księgarni Paschy. Stałem już przed pierwszym oknem wystawowym, postąpiłem naprzód i rzekłem znowu:

— Zgubi pani książkę.

— Nie… jaką książkę? — spytała trwożnie. — Czy wiesz, o jakiej książce mówi ten pan?

Zatrzymała się, ja zaś syciłem okrutnie duszę tym zmieszaniem i bezradnością. Myśl jej nie ogarnia mych desperackich słów. Nie ma przy sobie książki, nie ma ni kartki, a mimo to sięga do kieszeni, spogląda na swe ręce i na ulicę poza sobą, słowem, wytęża wrażliwy móżdżek dla domyślenia się, o jakiej książce mówię. Twarz jej to blednie, to czerwienieje, zmienia wyraz, z piersi wyrywa się głośny oddech, a nawet guziki jej sukni patrzą na mnie jakby osłupiałe.

— Dajże pokój — powiada towarzyszka — widzisz przecież, że pijany!

Zatraciłem w tej chwili wszelką wolę i pozostałem pod władzą przedziwnych wpływów, mimo to jednak uświadamiałem sobie najdokładniej każdy szczegół. Widziałem brunatnego psa w srebrzystej obroży, biegnącego w poprzek ulicy ku Tivoli, służącą o zakasanych rękawach, myjącą okno na pierwszym piętrze w głębi ulicy, słowem, nic nie uszło mej uwagi, a każda rzecz lśniła, jakby zabłysła nagle wokoło mnie przejasna jakaś światłość. Stojące przede mną damy miały błękitne pióra i szkockie wstążki na kapeluszach i wyglądały na siostry.

Zboczyły do składu nut Eislera, zatrzymały się i mówiły coś do siebie, a ja też przystanąłem. Potem zawróciły, minęły mnie, skręciły w ulicę Uniwersytecką i poszły wprost na plac św. Olafa. Kroczyłem tuż za nimi. Jedna z nich obróciła raz głowę i spojrzała na mnie z przerażeniem i ciekawością jednocześnie, ale nie dostrzegłem ani niechęci, ani też ściągania brwi. Zawstydzony cierpliwością, z jaką znosiła moje natręctwo, spuściłem oczy. Nie chciałem damom sprawiać dłużej przykrości, rad jeno przez wdzięczność iść za nimi spojrzeniem i patrzeć, aż gdzieś wejdą i znikną.

Dotarłszy do wielkiego, trzypiętrowego domu, noszącego numer 2, obróciła się ponownie, po czym obie weszły do wnętrza, ja zaś, stojąc oparty o latarnię pod studnią, nasłuchiwałem ich kroków, które ustały na pierwszym piętrze. Odstąpiłem o krok, spojrzałem w górę i nagle zdziwiony wielce spostrzegłem, że ruszają się firanki. Otwarto okno, wyjrzała głowa i dziwnie spoglądające oczy spoczęły na mnie.

— Ylajali! — zawołałem półgłosem i zaczerwieniłem się.

Czemuż to nie wzywała pomocy? Czemu nie strąciła mi na głowę wazonika z kwiatem, czemu nie posłała kogoś, by mnie odpędził? Staliśmy tak dobrą minutę, patrząc na siebie. Myśli krążyły pomiędzy ulicą i oknem, a nie padło słowo. Obróciła się z wolna, a ja uczułem lekki wstrząs. Zobaczyłem ramię i plecy znikające w głębi, a owa powolność podkreślała coś jakby pozdrowienie. Zmysły moje pojęły to dobrze i uczułem natychmiast przedziwne rozradowanie. Obróciłem się i ruszyłem w dół ulicą.

Nie śmiałem już patrzyć w okno, nie wiedziałem nawet, czym przeszedł pod domem raz jeszcze, ale kwestia ta czyniła mnie coraz to bardziej niespokojnym i zdenerwowanym. Pewnie stała tam, śledząc każdy mój ruch, a owo obserwowanie dawało mi się dotkliwie we znaki. Prostując się z wysiłkiem, chodziłem dalej, ale w nogach zaczęło mi strzykać, a mimo wysiłku okazania się zgrabnym kroczyłem coraz to chwiejniej. Chcąc przybrać wygląd człowieka spokojnego i obojętnego, machałem bezmyślnie ramionami, spluwałem i zadzierałem nosa, ale nic nie pomagało. Czułem ustawicznie w karku śledzące mnie oczy, a ciało przenikały dreszcze. Uciekłem w końcu w boczną ulicę, chcąc dotrzeć do Pilestraede i odebrać ołówek.

Wydano mi go bez trudności. Lichwiarz przyniósł kamizelkę, obszukałem kieszenie, znalazłem kilka kartek zastawniczych, zabrałem je i podziękowałem uprzejmemu przedsiębiorcy. Pociągał mnie coraz to bardziej, toteż umyśliłem dać mu o sobie jak najlepsze wyobrażenie. Zawróciłem od drzwi i podszedłem znowu do lady sklepowej, jakbym czegoś zapomniał. Winienem był temu człowiekowi jakieś wyjaśnienie czy wiadomość, niezawodnie. Zacząłem nucić, by zwrócić jego uwagę, potem zaś podniosłem ołówek.

— Nie przyszłoby mi — powiedziałem — nawet do głowy iść aż tak daleko po marny kawałek ołówka, gdyby nie to, że jest to przedmiot specjalny i bardzo ważny. Wygląda niepozornie, a jednak uczynił mnie on tym, czym jestem, i zapewnił stanowisko w świecie…

Umilkłem. Kupiec podszedł do lady.

— Ach, tak? — spytał, przyglądając mi się ciekawie.

Oświadczyłem spokojnie, że tym właśnie ołówkiem napisałem trzytomową rozprawę o filozoficznym poznaniu, i spytałem, czy coś o tym słyszał.

Wydało mu się, że istotnie słyszał coś o takim dziele.

— Otóż właśnie ja jestem jego autorem! Nie zdziwi pana tedy — powiedziałem — że czuję pewne przywiązanie do tego zrzynka ołówka. Ma dla mnie wartość niemal człowieka, małego człowieczka. — Potem wyraziłem przedsiębiorcy serdeczną podziękę za jego uprzejmość i zapewniłem, że o nim nie zapomnę. — … Tak, tak… słowo… zawsze dotrzymuję, a pan tego wart. Do widzenia!

Ruszyłem ku drzwiom, stąpając tak dumnie, jakbym mógł naprawdę rozdawać wybitne stanowiska, a przedsiębiorca ukłonił mi się dwukrotnie. Przy wyjściu obróciłem się raz jeszcze i powiedziałem mu:

— Do widzenia!

Na schodach spotkałem kobietę z torbą w ręku. Widząc mą nadętą minę, przytuliła się do ściany, ja zaś bezwiednie sięgnąłem do kieszeni, by jej coś dać. Nic nie znalazłszy, straciłem rezon i przeszedłem mimo ze zwieszoną głową. Za chwilę usłyszałem, że puka do przedsiębiorcy. W drzwiach była krata, poznałem brzęk, jaki wydawała pod dotknięciem palca.

Słońce świeciło na południowej stronie i dochodziła dwunasta. Całe miasto było na nogach, zbliżał się czas przechadzki, a roześmiany tłum pozdrawiających się ludzi płynął ulicą Karola Jana. Przycisnąłem łokcie do boków, skuliłem się i minąłem pospiesznie i niepostrzeżenie kilku znajomych, obserwujących publiczność u narożnika uniwersytetu. Poszedłem zadumany ku Wzgórzu Zamkowemu.

Ach, ci ludzie… lekko, wesoło poruszali jasnymi głowami, pląsając przez życie niby przez salę balową! Nie było troski w żadnych oczach, brzemię nie uciskało ich ramion, a dusze były pewnie wolne od smętnych myśli i tajemnego bólu. A oto ja kroczyłem pośród nich młody i teraz właśnie zdecydowany, zapomniawszy już, jak wygląda szczęście. Lubowałem się tą myślą, czując, jaka mnie dotknęła krzywda. Czemuż w ostatnich miesiącach los tak srogo mnie prześladował? Straciłem całkiem pogodę ducha. Co krok doznawałem najdziwniejszych przykrości. Siadłszy na byle jakiej ławce czy postawiwszy gdzieś nogę, natrafiłem na drobne przypadkowe, a dręczące bagatelki, wciskające się w myśl i rozpraszające siły na wszystkie strony. Przemykający chyłkiem pies lub żółta róża w butonierce jakiegoś pana przenikały mnie i zajmowały długo. Coś mi się stało! Czyż ten jegomość wskazał na mnie palcem? Czemuż, jeśli już musiało tak być, nie ma kogoś w Ameryce Południowej? W gruncie rzeczy było coraz dziwniejsze, że właśnie mnie wybrał sobie Bóg na ofiarę dla swych figli. Dziwna to zaprawdę metoda — przeskakiwać cały świat, by akurat mnie dosięgnąć. Wszakże istniał jeszcze, u licha, właściciel antykwariatu, Pascha, i ekspedient okrętowy, Hennechen!

Szedłem, dumałem nad tą kwestią i gromadziłem nader poważne zarzuty przeciw samowoli Stwórcy, karzącego mnie za winy wszystkich ludzi. Nawet gdym znalazł wolną ławkę i usiadł, pytanie to nie pozwalało mi zająć się czym innym. Od pamiętnego dnia w maju, kiedy zaczęły się moje utrapienia, czułem wzrastającą ciągle niemoc, tak że osłabłem niezdolny zdążać w zamierzonym kierunku. Do wnętrza mej duszy wcisnął się tłum szkodliwych stworzeń i wydrążył ją całą. Czyżby Bóg zamierzał zniweczyć mnie całkiem? Wstałem i zacząłem biegać przed ławką.

Czułem w całym ciele niewymowny ból, szarpało mnie nawet w ramionach, tak że nie mogłem ich trzymać w normalnej pozycji. Ciężkie jedzenie sprawiało mi również dolegliwości, byłem przesycony, wzburzony i krążyłem tam i z powrotem, nie patrząc na ludzi snujących się koło mnie niby cienie. W końcu moją ławkę zajęli dwaj panowie, którzy zapalili cygara i zaczęli głośno gadać. Ogarnięty złością chciałem ich zaczepić, ale po namyśle ruszyłem na drugi koniec parku i, znalazłszy ławkę, usiadłem.

Myśl o Bogu zajęła mnie znowu. Uznałem, że bardzo źle czynił, wchodząc mi w drogę, ile razy starałem się o zajęcie, i niwecząc wszystko, mimo że szło przecież jeno o chleb powszedni. Zauważyłem dobrze, że ile razy głodowałem dłużej, mózg mi niejako wypływał z głowy i w czaszce czyniła się próżnia. Głowa była lekka, nie czułem jej całkiem, znikał ciężar z ramion, oczy zaś, gdym na kogoś patrzył, rozwierały się zbyt szeroko.

Siedząc na ławce, dumałem o wszystkim, coraz to bardziej rozgoryczony udręką, zadawaną mi przez Boga. Obrał złą metodę, jeśli sądził, że mnie w ten sposób pociągnie ku sobie i uczyni lepszym. Patrząc w niebo przez łzy buntu, powtórzyłem to cicho, a dobitnie, by wiedział raz na zawsze.

Przyszły mi na myśl szczątki wiary dziecięcej, rytm Biblii rozdzwonił się w głowie, rozmawiałem sam z sobą półgłosem i przechyliłem drwiąco na bok głowę. Po cóż miałbym się troszczyć o żarcie i picie oraz o to, w co oblekę ów wór z molami, zwany ciałem, skoro mam Ojca w niebie, który opiekuje się mną tak jak wróblami i czyni mi łaskę, dotykając mnie swoim palcem? Ów palec boski, wetknięty z lekka w sieć moich nerwów, wywołał pewien nieład w drutach. Potem Bóg wyjął palec i oto zostały na nim drobniutkie niteczki nerwów. Po owym palcu została dziura, została rana w mózgu po palcu boskiej opatrzności. Uczyniwszy to, Ojciec niebieski pozwolił mi odejść, nie dotykał mnie już i nie uczynił mi nic złego. Poszedłem sobie spokojnie z ową dziurą pewny, że Pan, który jest Bogiem na wieki wieków, nie uczyni mi nic złego…

Wiatr przyniósł kilka akordów muzycznych z Gaju Studenckiego, minęła tedy druga. Dobyłem papier, chcąc pisać. Jednocześnie wypadła mi z kieszeni książeczka abonamentowa golarza. Policzyłem kartki — było jeszcze sześć. — Dzięki Bogu — powiedziałem bezwiednie — będę mógł golić się jeszcze przez pewien czas i wyglądać porządnie! — Zaraz wpadłem w weselszy nastrój wobec posiadania czegoś takiego, starannie wygładziłem kartki i schowałem książeczkę.

Ale pisać nie byłem w stanie. Po kilku wierszach ustałem, nie przychodziło mi nic do głowy, myśli były gdzie indziej, nie mogłem się zdobyć na żaden konkretny wysiłek. Wszystko oddziaływało na mnie i rozpraszało, odbierałem ustawicznie coraz to inne wrażenia. Na papierze siadały muchy lub małe komary i przeszkadzały. Dmuchałem coraz to mocniej, ale bez skutku. Takie małe bestie zapierają się zawsze, robią się ciężkie i walczą z podmuchem, tak że im się wyginają cienkie nożęta. Niepodobna ich usunąć, bo zawsze znajdą punkt oparcia dla niedostrzegalnych pazurków na przecinku czy chropowatej powierzchni papieru i siedzą niewzruszenie, dopóki nie uznają za właściwe pójść sobie gdzie indziej.

Przez pewien czas byłem zajęty obserwowaniem owych potworków. Siedziałem, skrzyżowawszy nogi. Nagle od strony kwietników doleciało kilka wysokich tonów klarnetowych, a myśli me skierowały się w inną stronę. Zmartwiony niemożnością pisania schowałem papier i oparłem się o poręcz ławki. W tej chwili odzyskałem bystrość myśli, mogłem bez znużenia śledzić każdy problem do końca. Spoglądając po piersi i nogach, dostrzegłem rytmiczne ich drgania za każdym uderzeniem pulsu. Podniosłem się trochę i doznałem nagle najdziwniejszego wrażenia, jakiem przeżywał kiedykolwiek.

Nerwy me doznały wstrząsu, jakby w nie uderzyła kaskada światła. Dostrzegłem trzewiki i wydały mi się dobrymi znajomymi. Poczułem, że odnajduję straconą cząstkę własnego ja, świadomość odzyskanego samopoznania przenika me zmysły, napływają mi łzy do oczu, a od trzewików płynie coś niby fala szeleszczącego wiewu. Słabość!… — powiadam sobie twardo i zaciskam pięści… Słabość! Nazwałem się głupcem i z powodu tych uczuć z całą świadomością drwiłem z siebie, przemawiałem surowo i rozumnie i zaciskałem oczy, by zdusić łzy. Jakbym nie widział dotąd własnych trzewików, zacząłem studiować ich wygląd, ruchy przy poruszaniu stopy, kształt, zniszczone wierzchy i zauważyłem, że fałdy oraz białe szwy nadają im pewien wyraz i fizjonomię. Coś z mego ja przeszło w te trzewiki, coś zwróciło się przeciw memu ja, była to jednak cząstka mnie samego…

Siedziałem, igrając przez pewien czas z tymi spostrzeżeniami. Nadszedł mały stary człowieczek i zajął drugi koniec ławki. Siadając, sapnął kilka razy i powiedział:

— Tak… tak… tak… tak… tak… tak jest!

Na dźwięk jego głosu wicher jakiś wymiótł mi wszystko z głowy, porzuciłem trzewiki i doznałem wrażenia, że moje dotychczasowe pomieszanie datuje się od bardzo dawna, sprzed roku czy dwu, tak iż znika z pamięci. Siadłem prosto i przyjrzałem się starcowi.

Nic mnie nie obchodził, nic a nic! Trzymał w ręce gazetę obróconą ogłoszeniami na zewnątrz, a w gazecie było coś zapakowane. Zaciekawiony nie mogłem od niej oderwać oczu i wpadła mi szalona myśl, że owa gazeta mogła być jedyną w swoim rodzaju, nie znano dotąd czegoś podobnego na świecie… Poruszyłem się niespokojnie. Ciekawość poddała mi przypuszczenie, że mogą tam być dokumenty lub niebezpieczne akta, skradzione z archiwum. Zamajaczył mi jakiś tajemny traktat… sprzysiężenie…

Knut Hamsun

knuthamsun

Fragment głośnej powieści „Głód” – szczegóły TUTAJ.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: ,

Podobne wpisy:

  • 23 stycznia 2021 -- Knut Hamsun: Polowanie w lasach Północy
    Pewien człowiek zapytał mnie, czy już nie poluję; nie słyszał bowiem ani jednego strzału w lasach górskich, chociaż dwa dni już przeleżał w zatoce, łowiąc ryby. — Nie, nie polował...
  • 6 czerwca 2019 -- Knut Hamsun: Piękno przyrody i samotność na dalekiej Północy
    W tych dniach odżyło we mnie wspomnienie lata podbiegunowego z jego niekończącym się dniem. Siedzę i myślę o nim i o pewnej chacie, w której mieszkałem, i o lesie poza chatą, i zab...
  • 21 listopada 2012 -- Knut Hamsun – Głód
    "Głód" to jeden z najważniejszych dwudziestowiecznych utworów powieściowych, w prekursorski sposób analizujący charakter, siły życiowe i energię psychiczną człowieka, dzięki której...
  • 20 stycznia 2021 -- Remigiusz Okraska: Rustykalna Arkadia w powieści Knuta Hamsuna
    „Błogosławieństwo ziemi” — książka, którą Knut Hamsun napisał w 1917 r. to jedna z najpiękniejszych powieści przedstawiających starcie dwóch światopoglądów, stylów życia i systemów...
  • 22 marca 2023 -- Knut Hamsun: Walczyłem o Norwegię – moje wystąpienie przed sądem
    Cóż, nie chciałbym zabierać Wysokiemu Sądowi zbyt wiele czasu. To przecież nie ja zaanonsowałem w prasie, dawno, dawno, ponad rok temu, że zostanie tu ujawniony pełny rejestr moich...
Subscribe to Comments RSS Feed in this post

3 Komentarzy

  1. Twórczość Hamsuna jest ponadczasowa. W ostatnich latach coraz więcej wznowień dzieł noblisty. Polecam zakupy w sklepie Aros.pl:
    https://aros.pl/autor/Knut+Hamsun/0

  2. Sylwetka Mistrza:

    Knut Hamsun (ur. 4 sierpnia 1859 w Vågå jako Knud Pedersen, zm. 19 lutego 1952 w Nörmholmie koło Grimstad) – norweski pisarz, prekursor modernistycznych tendencji w powieści psychologicznej oraz egzystencjalnej, które w pełni ukształtowały się w drugiej połowie XX wieku.

    Przedstawiciel kierunku subiektywistycznego w prozie norweskiej. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1920 za książkę Błogosławieństwo ziemi. Jeden z członków komisji noblowskiej uzasadnił ten wybór, porównując twórczość Hamsuna do twórczości Hezjoda.

    Hamsun był czwartym spośród siedmiorga dzieci ubogiego wiejskiego krawca. W młodości pracował jako czeladnik szewski, subiekt, kamieniarz i nauczyciel w szkole elementarnej. W latach osiemdziesiątych dwukrotnie wyjeżdżał do USA, gdzie zarabiał na chleb jako buchalter, motorniczy tramwaju, robotnik budowlany (swoje refleksje z pobytu w Ameryce opisał w Fra Det moderne Amerikas Aandsliv (1889)). Do Norwegii wrócił z podejrzeniami śmiertelnej choroby. W rodzinnym kraju odzyskał zdrowie.

    Pierwszą powieścią, która zyskała uznanie krytyków był Głód (norw. Sult, 1890, wyd. pol. 1892). W powieści Hamsun odchodzi od dziewiętnastowiecznego psychologicznego naturalizmu. Świat bohatera powieści został zredukowany do psychiki głodującego człowieka, uwikłanego w walkę o byt. Powieść jest prekursorem modernizmu w literaturze i zapowiedzią utworów Franza Kafki i innych pisarzy dwudziestowiecznych, którzy dostrzegali pustkę egzystencji wobec otaczającej cywilizacji. W Głodzie Hamsun odchodzi od dziewiętnastowiecznego modelu narracji – dialogi zastępuje opisami marzeń, urojeń i obsesjami głodującego. Również w kolejnych utworach Hamsun rezygnuje z interpretacji psychologicznej i refleksji filozoficzno-społecznej. Kolejny utwór Misteria (norw. Mysterier, 1892) był prawdopodobnie najwybitniejszym dziełem Hamsuna. Innym ważnym utworem z tego okresu była powieść Pan (1894). Po 1910 w twórczości Hamsuna coraz ważniejsze stają się odniesienia społeczne, a agresywność ustępuje miejsca melancholii.

    Arcydziełem w opiniach krytyków było Błogosławieństwo ziemi (norw. Markens Grøde, 1917), za którą w 1920 otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Zbuntowany wobec społeczeństwa włóczęga stał się bohaterem trylogii Hamsuna: Włóczęgi (1927, wydanie polskie 1929), August Powsinoga (1930, wydanie polskie 1931), A życie toczy się dalej (1933, wydanie polskie 1958). Duże uznanie wzbudził zbiór jego poezji Det vilde Kor (Dziki chór) (1904).

    Przed II wojną światową i w jej trakcie popierał Adolfa Hitlera i nazistów, za co po wojnie był sądzony i poddany ogólnonarodowemu ostracyzmowi. W 1942 Hamsun spotkał się z Hitlerem. W 1943 oddał nawet swój medal, będący częścią Nagrody Nobla, Josephowi Goebbelsowi na znak podziwu; jeszcze w maju 1945 roku opublikował artykuł gloryfikujący Hitlera. Po wojnie zbliżający się do 90. roku życia pisarz został skazany przez sąd za zdradę ojczyzny na bardzo wysoką grzywnę, która w istocie pozbawiła go całego majątku. Następnie osadzono go w szpitalu psychiatrycznym. Efektem pobytu w szpitalu była powieść Na zarośniętych ścieżkach (På gjengrodde Stier) (1949), napisana po wielu latach przerwy w twórczości.

  3. Wielki i zaszczuty jak i inni potężni Celine czy Pound! Wszyscy samotnicy, taki jest los i życie indywidualności.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*