Prawda to elementarna, że demokracja opiera się na kontroli. Aby istniała kontrola, mawiał Montesquieu, trzeba rozdziału władz. Niegdyś były trzy władze: wykonawcza, ustawodawcza, sądowa. Dziś jest jeszcze czwarta: prasa. Zasadniczo władze w dalszym ciągu są rozdzielone. Ale sąsiadują ze sobą. Można powiedzieć, że przywykły się spotykać: w Parlamencie – w Sali Pokoju, w Pałacu Sprawiedliwości – w hallu, ponadto w przedpokojach ministrów, w gabinetach redakcyjnych, w życiu towarzyskim, a nawet w kawiarni. Stąd wytworzyły się serdeczne stosunki. Władze nie pomieszały się ze sobą, lecz dzięki Bogu tylko się ze sobą bardzo ściśle związały.
Aby kontrola istniała z pożytkiem, musi rozporządzać sankcjami. W nowoczesnym Państwie istnieją cztery potężne sankcje: interpelacja, odwołanie z urzędu, skandal i więzienie. Interpelacja, dla członków rządu. Odwołanie z urzędu, dla urzędników. Skandal, dla ludzi poważanych. Więzienie, dla wszystkich. Czasem sankcje te łączą się, ale to tylko wyjątkowo. Nie interpeluje się włóczęgów, a mężowie stanu wymykają się zazwyczaj trybunałom. Panuje przekonanie, że jest to przywilej; lecz może jest to tylko sprawiedliwe wyrównanie. Sankcje stają się coraz rzadsze. Niewątpliwie interpeluje się jeszcze, lecz za każdą interpelacją jest jakaś kombinacja, która się ukrywa, lub jakaś ambicja, którą zupełnie dobrze widać. Nie stosuje się już odwołania z urzędu. Prasa waha się przed skandalem, oszczędzając swych przyjaciół, stronników i klientów. Sprawiedliwość pełna jest ukrytych myśli.
Demokracja, która opierała się wygodnie na kontroli, zasnęła wśród wzajemnych uprzejmości. Ten kraj nie ma już urządzeń państwowych. Zresztą obchodzi się bez nich doskonale. Francja to ziemia szczęśliwa, gdzie szczodrobliwa jest gleba, rzemieślnik przemyślny, a los uśmiecha się po trochu do wszystkich. Polityka jest tu upodobaniem wszystkich, lecz nie jest dla nikogo istotnym warunkiem życia. I kraj ten pozwala w swej łagodności na to, że rządzą nim ludzie, którzy nie kuszą się, by dać mu śmiałe doktryny, rząd z mocą władczą, sprawiedliwość bez niesławy lub brutalną prawdę. Nie pragnie on czerpać pomyślności ze swych instytucji, sam w sobie ma bowiem pomyślność.
W ten sposób mógł powstać ciekawy ustrój: oparty na swobodnym uznaniu, ograniczonym jedynie przez stosunki z innymi. Tak można ująć formułę Państwa, gdzie według Capusa wszystko się samo układa. Odmawiamy poszanowania dla waszych praw, natomiast uznajemy chętnie prawa, których nie macie. Niewątpliwie nie przypomina to w niczym sprawiedliwości, lecz doprowadza do wielu niesprawiedliwości, które się wiążą ze sobą, przeciwstawiają sobie i orientują wzajemnie według formuły dość na ogół szczęśliwej. Nie zadowala to nikogo, lecz ochrania wszystkich. W ostatecznym rozrachunku niewielu jest ludzi całkowicie pokrzywdzonych, a reżim pobłażania cieszy się z kolei ogólnym pobłażaniem. Niestety, nie ma w tym ani szacunku, ani entuzjazmu. Brak przywiązania do ustroju stał się zwykłym grzechem najżarliwszych republikanów. Ostatecznie jest to dość zrozumiałe. Niewielu już ludzi zechce poświęcić życie za tak zmieniony ustrój republikański. Jest to naszą słabością, że tego żałujemy.
Oto obraz tego nieszczęsnego ustroju, który usiłowaliśmy naszkicować: ustroju, gdzie mało bywa wielkich skandali, lecz wiele małych, mało malwersacji, lecz wiele wzajemnych grzeczności.
Robert de Jouvenel
Fragment książki „Rzeczpospolita koleżków”, Wyd. Toporzeł.
Najnowsze komentarze