Wraz z zakończeniem wojny w Bośni (koniec 1995 r.) nasilają się działania separatystyczne przedstawicieli albańskiej mniejszości narodowej, zamieszkującej południową serbską prowincję Kosowo i Metochia. Na czele albańskiej rebelii staje tzw. Wyzwoleńcza Armia Kosowa (UCK), formacja zbrojna dokonująca ataków terrorystycznych, których celem byli zarówno Serbowie, jak i Albańczycy lojalni wobec państwa serbskiego.
UCK powstała w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Źródłem jej finansowania była różnego rodzaju działalność przestępcza, głównie handel narkotykami. Jej podstawowym celem była secesja i utworzenie z południowej serbskiej prowincji niezależnego albańskiego państwa Kosowa. Organizacja ta do ataków terrorystycznych po raz pierwszy przyznała się w 1996 roku, kiedy to jej członkowie przeprowadzili zamachy bombowe na znajdujące się na terenie Kosowa i Metochii obozy dla serbskich uchodźców z Chorwacji. W niecałe dwa i pół roku (do marca 1999 r.) uzbrojeni Albańczycy z UCK zamordowali w Serbii 462 osoby i uprowadzili 151 osób, po których zaginął wszelki ślad.
Mimo że UCK w połowie lat dziewięćdziesiątych znajdowała się na sporządzanej przez Departament Stanu USA liście zagranicznych organizacji terrorystycznych, a wysłannik Billa Clintona ds. Bałkanów Robert Gelbard potwierdził w wywiadzie dla BBC, że Wyzwoleńcza Armia Kosowa jest islamską organizacją terrorystyczną, została ona zdjęta z tej listy.
Obecność misji weryfikacyjnej OBWE w Kosowie i Metochii, od końca 1998 roku, nie sprawiła, że UCK zaprzestała prowokacji i ataków, mających na celu wywołanie odwetu serbskich sił bezpieczeństwa. Po wydarzeniach z 15 stycznia 1999 roku można było podejrzewać, że celem misji weryfikacyjnej nie było nadzorowanie zawieszenia broni, ale znalezienie pretekstu do ostatecznego wskazania Serbów jako sprawców wszystkich nieszczęść i rozpoczęcia bombardowań.
15 stycznia 1999 r. policja przypuściła atak na jedno z największych gniazd UCK – wieś Račak. Po rozbiciu terrorystów, z których część zdołała uciec w okoliczne góry, policja zarekwirowała we wsi trzy karabiny maszynowe, 36 automatycznych, dwa snajperskie, bomby, amunicję. Ze względu na zapadający zmrok postanowiono wycofać się ze wsi i następnego dnia przeprowadzić śledztwo. W nocy do wsi zeszli z okolicznych wzgórz terroryści i założyli zabitym w walce towarzyszom cywilne ubrania, a następnego dnia szef misji weryfikacyjnej OBWE w Serbii, Amerykanin William Walker, oznajmił po wejściu do Račaka, że zostało tam z zimną krwią rozstrzelanych czterdziestu albańskich cywilów.
Fakt umiejętnego spreparowania rzekomej zbrodni potwierdził emerytowany kanadyjski generał Lewis MacKenzie, pierwszy dowódca oddziałów Błękitnych Hełmów (UNPROFOR) w Sarajewie w roku 1992, na konferencji zorganizowanej po nielegalnym ogłoszeniu niepodległości przez kosowskich Albańczyków w 2008 roku. Generał powiedział: – Obecny premier Hashim Thaci był liderem Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK). Przyznał się do tego, że UCK spreparowała tzw. masakrę w Račaku, zakładając cywilne ubrania na zabitych członków UCK, strzelając do nich z karabinów maszynowych i wrzucając ich do rowu, twierdząc że byli to cywile zamordowani przez siły serbskie. W trakcie sekcji zwłok zabitych członków UCK, dokonanej w Instytucie Medycyny Sądowej w Prištinie, na rękach prawie wszystkich stwierdzono ślady prochu, co oznacza, że przed śmiercią strzelali oni z broni palnej. Jednak do Serbii wysłano „niezależną komisję międzynarodową”, celem przeprowadzenia powtórnej sekcji zwłok. Na jej czele stała Helena Ranta, fiński patolog. Odrzuciła ona poprzedni wynik sekcji, sporządzonej przez serbskich fachowców, jako nieodpowiedni ze względu na „przestarzałą metodę”, choć jej patolodzy wspólnie z serbskimi podpisali wcześniej wszystkie protokoły z sekcji zwłok zabitych terrorystów. Jednocześnie zachodnie środki masowego przekazu informowały o rzekomej masakrze, dokonanej przez serbskich policjantów.
Wkrótce po tym wydarzeniu w zamku Rambouille niedaleko Paryża rozpoczęły się negocjacje między władzami Serbii a kosowskimi Albańczykami. Napawało to Serbów nadzieją, że nie dojdzie do bombardowań.
Okazało się jednak, że było to dobrze zorganizowane widowisko, mające ostatecznie przesądzić o rozpoczęciu nalotów.
Dowodzą tego warunki zawarte w Aneksie B, wojskowej części dokumentu, podstawione stronie serbskiej do podpisu, zgodnie z którymi miałaby ona zgodzić się na obecność dwudziestu ośmiu tysięcy żołnierzy NATO w Kosowie i Metochii. Mieliby oni możliwość swobodnego poruszania się po całym terytorium ówczesnej Federalnej Republiki Jugosławii oraz nie podlegaliby prawu tego państwa.Rzecz jasna, Serbia nie mogła zgodzić się na swego rodzaju okupację i 18 marca 1999 roku odrzuciła zaproponowane porozumienie.
Rozpoczęcie nalotów tylko sześć dni później świadczy o tym, że decyzja w tej sprawie zapadła już dużo wcześniej, a tzw. rozmowy pokojowe były swoistym teatrem. Tak więc NATO, jako sojusz obronny, postanowiło zbombardować nie zagrażającą mu w żaden sposób Serbię bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ, co było świadomym złamaniem wciąż obowiązującego prawa międzynarodowego.
Bombardowania
Pierwsze bomby spadły na Serbię 24 marca 1999 roku o godzinie 19.45. Naloty trwały codziennie przez 78 dni.
Serbia musiała bronić się przed atakami USA i jego sojuszników z NATO. Kraje atakujące łącznie były 228 razy większe od Serbii, miały 67 razy więcej mieszkańców i były 518 razy bogatsze (tyle razy miały większy PKB).
NATO rozpoczęło bombardowania, używając początkowo 371 samolotów, z czego 210 było samolotami USA. Ze względu na początkowo słabe wyniki militarne dowództwo NATO w drugiej fazie bombardowań trzykrotnie zwiększyło liczbę samolotów (do 1200). Wykonano około 30 000 nalotów i zrzucono ponad 20 000 ton śmiercionośnego ładunku, około trzy tysiące bomb i około tysiąca pocisków sterujących. Podczas bombardowań używano amunicji ze zubożonym uranem, zatruwającej na wiele, wiele lat glebę i wodę. Zubożonym uranem zbombardowano 113 miejsc. Według profesora Slobodana Čarkicia, prezesa Stowarzyszenia do Walki z Rakiem, tylko na południu Serbii (bez Kosowa i Metochii) zrzucono 15 ton uranu, a na samą południową prowincję prawie 100 ton. W Serbii po roku 1999 wzrosła o 40% liczba zachorowań na raka w porównaniu z okresem sprzed bombardowań.
Na Serbię zrzucono również 1100 bomb kasetowych, rozpryskujących się na małe ładunki, których duży procent nie wybucha i jest szczególnym zagrożeniem dla dzieci przez wiele lat. Osiem razy zrzucono bomby grafitowe, niszczące system energetyczny, pozbawiając w ten sposób prądu setki tysięcy mieszkańców Serbii. Bombardowano ciepłownie i stacje wodociągowe. Pod koniec bombardowań tylko jedna trzecia mieszkańców Belgradu, prawie dwumilionowej stolicy Serbii, miała wodę w kranach.
W jedenastotygodniowej „interwencji humanitarnej” NATO zginęło około dwóch tysięcy osób, z czego 88 to dzieci. Liczba rannych sięga sześciu tysięcy. Najwięcej cywilów zginęło w atakach na miasteczko Aleksinac (pięciu), na pociąg przejeżdżający przez wąwóz Grdelica (ponad trzydziestu), na kolumnę uchodźców (siedemdziesięciu), na budynek serbskiej TV (szesnastu), na miasteczko Surdulica (dwudziestu), na autobus koło miasteczka Lužani (trzydziestu), bombami kasetowymi na Niš, drugie po wielkości miasto w Serbii (piętnastu), na wieś Koriša (osiemdziesięciu), na szpital w centrum Belgradu (czterech), na więzienie w miasteczku Istok (około stu).
Zniszczono dwie rafinerie (w wyniku czego spłonęło ponad 150 000 ton ropy), a ponad trzysta kilogramów rakotwórczego piralenu wyciekło ze zbombardowanych stacji energetycznych. Zburzono 60 mostów i zniszczono dziesiątki kilometrów dróg oraz trakcji kolejowych, a także pięć lotnisk. W gruzach legło ponad 7500 domów, uszkodzono ponad dwieście szkół, ponad pięćdziesiąt szpitali, kilkadziesiąt cerkwi, zrównano z ziemią kilkaset fabryk, pozbawiając w jednej chwili pracy tysiące Serbów.
Bezpośrednie szkody materialne wyrządzone bombardowaniami wynoszą około 30 miliardów dolarów. Równolegle przeciw Serbii prowadzona była ogromna kampania propagandowa, w której ofiary przedstawiano jako „skutki uboczne”.
Trzeba jednak było pokonać Serbię za wszelką cenę. Dowodzący lotnictwem NATO generał Michael Short powiedział dla BBC2: – Jeżeli nie mamy dość mocnych nerwów do skutków ubocznych i do niechcianych ofiar cywilnych, to przestaniemy istnieć jako Sojusz. 3 czerwca 1999 r. Parlament Republiki Serbii zaakceptował plan pokojowy, zgodnie z którym Serbia zgodziła się na obecność obcych wojsk na terenie Kosowa i Metochii, a 10 czerwca 1999 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła obowiązującą do dziś Rezolucję 1244, w której zagwarantowano integralność Serbii. Formalne zakończenie bombardowań nastąpiło tegoż samego dnia o godzinie 13.15.
Po bombardowaniach
Wszystkie ówczesne i późniejsze zapewnienia o interwencji militarnej przeprowadzonej dla ochrony albańskiej mniejszości narodowej, zamieszkującej południową serbską prowincję Kosowo i Metochia, tracą jednak swoją wiarygodność w obliczu ogromu śmierci i zniszczeń, które dosłownie spadały na głowę mieszkańców jednego z europejskich krajów.
Wygląda na to, że sprawcy tej zbrodni na narodzie serbskim oraz na państwie serbskim prawdopodobnie nigdy nie staną przed obliczem sprawiedliwości, ponieważ należą oni do strony zwycięzców w tej nierównej wojnie i jak zwykle to oni decydować będą o tym, jak będzie wyglądać obowiązująca prawda i jak będzie wymierzana przez nich samych kontrolowana sprawiedliwość.
Serbowie mogą tylko zachować pamięć. Zachować pamięć o tym, co najbardziej rozwinięte kraje Europy i USA wyczyniały pod koniec XX wieku w imię obrony praw człowieka, a dokładnie praw Albańczyków, bowiem wygląda na to, że Serbowie wiosną 1999 roku nie byli zaliczani do grona ludzi.
Vladan Stamenković
26 października 2019 o 14:03
- Wskutek nalotów z 1999 roku Serbia poniosła potężne straty nie tylko w ludziach. W czasie bombardowań zginęło kilka tysięcy osób, ale były też straty gospodarcze: zostało zniszczonych wiele zakładów i infrastruktura. Serbia cofnęła się gospodarczo o wiele lat – powiedziała w Polskim Radiu 24 dziennikarka Dominika Cosić.
W marcu mija 20 lat od rozpoczęcia nalotów NATO na Serbię. – Wtedy nazywano je humanitarnymi. To przejaw hipokryzji. Ta wojna była nazywana pierwszą wojną o prawa człowieka, a nie o ropę naftową. Oczywiście te określenia są fałszywe i kłamliwe. Niestety to była wojna z celem wyraźnie politycznym. Piękne hasła miały służyć temu, by odwrócić uwagę od tego, co było istotą – podkreśliła w Polskim Radiu 24 Dominika Cosić.
https://www.polskieradio24.pl/130/5561/Artykul/2278022,Kulisy-spraw-20-lat-po-nalotach-NATO-na-Serbie
27 października 2019 o 11:38
Mimo, że Ćosić jako dziennikarka obraca się w PiSuarowych mediach to jednak często się z nią i z jej punktem widzenia na różne sprawy zgadzam. W szambie reżimowych mediów w miarę dobrze prezentuje się, a już na pewno lepiej od Ziemkiewiczów, Rachoniów i innych PiSuarowych Goebbelsów.