Jeżeli nawet uda nam się przetrzymać ten kolejny atak żydowski i wyjść z niego bez większych kontuzji, to i tak nie zmienia to podstawowego faktu, iż jesteśmy zakleszczeni w judeocentrycznej narracji o historii, w której wszystko zmierzało do holocaustu i z niego wypływa, jak „przed” i „po” Chrystusie, którą to historię zbawienia hagada ta ma w oczywisty sposób unieważnić i zastąpić.
Nigdy się z tego nie wykaraskamy, dopóki nie zostaną przywrócone normalne proporcje, dopóki „holocaust” nie utraci statusu wydarzenia absolutnie wyjątkowego i nieporównywalnego z niczym, dopóki każdy naród oraz każda jednostka, polityk, kapłan, filozof czy poeta będzie lustrowany i osądzany wedle tego czy lubił Żydów czy ich nie lubił, czyli dopóty nie zacznie on być postrzegany i traktowany jako jeden z wielu genocydów w kainowej historii ludzkości, takich jak wytępienie Indian przez anglosaskich protestantów, zmasakrowanie Wandei, ludobójstwo w Kongu belgijskim, rzeż Ormian przez Turków, zbrodnia wołyńska i oczywiście wszystkie masowe zbrodnie komunistyczne, gdzie w grę wchodziły nie tylko kryteria klasowe, ale często również narodowe, jak choćby „akcja polska” w Sowietach w 1937 r. Jedyną jego specyfiką jest oryginalna technologia mordowania, wynikająca z „dorobku” nauki niemieckiej i też niemieckiego geniuszu organizacyjnego.
Ale na to się w ogóle nie zanosi. Cytując klasyka, nie tylko że jesteśmy w d…e , ale próbujemy się w niej jakoś urządzić, to znaczy dowieść, że należy się nam miejsce na ławie sprawiedliwych, a nie na ławie oskarżonych, lecz gdziekolwiek będziemy, to i tak gramy role w przedstawieniu według fałszywego scenariusza i pod batutą kłamliwego dyrygenta.
Jacek Bartyzel
Źródło: facebook.com
Najnowsze komentarze