My piszemy o tym od 2005 roku, do niektórych dopiero niedawno to dotarło. W swoim ostatnim badaniu Filip Novokmet, Thomas Piketty oraz Gabriel Zucman barwnie nazywają państwa Europy Środkowo-Wschodniej „państwami, które są w posiadaniu zagranicy” (foreign-owned countries). „Ich właściciele zdają się pochodzić z państw UE (w szczególności z Niemiec)” – czytamy. „Zatem w pewnym sensie sytuacja nie różni się bardzo od tej, w której peryferie są własnością bardziej rozwiniętych regionów centralnych w ramach dużego państwa federalnego” – piszą dalej badacze.
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej mają najwyższy negatywny poziom inwestycji netto w UE w relacji do ich PKB. Nie uwzględniając przy tym Irlandii, Grecji, Cypru, Portugalii i Hiszpanii, gdyż wszystkie te kraje otrzymały w ostatnich latach pomoc finansową w czasie kryzysu gospodarczego, co zaburza bilans. Ale w przeciwieństwie do krajów PIGS (Portugalia, Irlandia, Grecja i Hiszpania), państwa Europy Środkowo-Wschodniej znalazły się w takiej sytuacji w wyniku wieloletniej polityki przyciągania inwestycji zagranicznych w znacznie większym stopniu niż samodzielnego inwestowania na zewnątrz. W efekcie poziom inwestycji zagranicznych w tych państwach jest dziś wyższy niż wynosi średnia dla krajów rozwiniętych.
W Polsce i w Czechach aż jedna trzecia pracowników jest zatrudniana przez kapitał zagraniczny. Dodatkowo firmy te należą do największych i najważniejszych gospodarczo przedsiębiorstw w tych krajach. W Polsce odpowiadają za 2/3 całego eksportu, a w Czechach za 42 proc. całej wartości dodanej w gospodarce.
Na łamach portalu forsal.pl Leonid Bershidsky pisze również, iż przywódcy tych państw (Polska, Węgry etc.) często grają na „nacjonalistycznej” nucie, dzięki czemu ich wyborcy są przekonani, że są oni rzeczywiście niepodlegli. Społeczeństwo spektaklu musi jakoś funkcjonować.
Na podstawie: forsal.pl
Najnowsze komentarze