Jeden naród, jedna cywilizacja, kultura i rasa – informowaliśmy jakiś czas temu, w jaki sposób postrzegają Japonię jej czołowi politycy. Wydaje się, iż w zamerykanizowanym i pochłoniętym przez konsumpcjonizm narodzie tli się jeszcze płomień nacjonalizmu. Tokijska świątynia Yasukuni oraz muzeum wojskowe Yushukan to swoiste enklawy tradycyjnej Japonii – pomniki wojennej chwały i patriotycznego poświęcenia, miejsca hołdu dla bohaterów i ofiar wojny. Każda wizyta w ich progach ważnych polityków wywołuje oburzenie w świecie „antyfaszyzmu”. Premier Shinzo Abe wielu ministrów jego rządu jest powiązanych z nacjonalistycznym stowarzyszeniem Nippon Kaigi, które oficjalnie dąży m.in. do przywrócenia cesarzowi statusu boga.
W Kraju Kwitnącej Wiśni, jednorodnym etnicznie, z długą tradycją zamknięcia na obcych, przybywa imigrantów zarobkowych, ale są oni traktowani jak powietrze. Dziennik „Asahi Shimbun”, który poświęcił tematowi obszerny artykuł, pisze o „niewidzialnej obecności”. Japończycy obawiają się, że wraz z napływem cudzoziemców kraj stanie się mniej bezpieczny, że wzrośnie przestępczość i osłabnie więź kulturowa. Z uwagi na kryzys demograficzny i brak rąk do pracy rząd Shinzo Abe planuje sprowadzić pracowników z zagranicy. Przez ostatnie osiem lat ich liczba wzrosła ośmiokrotnie. Jest ich ponad milion. – W japońskiej polityce nie używa się słowa „imigrant”. Premier często powtarza, że chodzi nie o imigrantów, a o gastarbeiterów – powiedział w wywiadzie były minister gospodarki Heizo Takenaka. Abe, który zachęca do aktywizacji zawodowej kobiet i emerytów jako alternatywy dla imigracji, uspokaja i tłumaczy, że jego rząd nie bierze pod uwagę osiedlenia się gastarbeiterów na stałe.
Nieśmiałe plany imigracyjne tworzy Masahiko Shibayama, prawnik i doradca Abe. Lansuje pomysł programu pięcioletnich wiz dla gastarbeiterów. Dostrzega też problem niepokoju, jaki wywołuje zwiększona obecność osób spoza Japonii, głównie turystów. – Ludzie widzą, że ich liczba szybko rośnie, więc nie dziwi, że niektórzy zastanawiają się nad tym: czy to dobrze, że jest ich aż tylu – mówi w wywiadzie. Shibayama uważa, że Japonia musi wykształcić kulturę, w której zagraniczni robotnicy są akceptowani, ale nie może być mowy o przyjmowaniu ich tylu co w Europie, która budzi tu lęk. Osobną kwestią są „uchodźcy” – ci są zdecydowanie niemile widziani – czytaj TUTAJ.
Na podstawie: rp.pl/nacjonalista.pl/gazeta.pl
Najnowsze komentarze