Znają żydy sekrety opinii publicznej, oni, którzy rządzą światem i trzymają w swym ręku wszystkie nici: propagandę, reklamę, radio, prasę, kino. Żydowskie Hollywood, jewrejska Moskwa, żydowskie agencje telegraficzne i telefon, żydowskie wywiadownie i banki — wszystko na górze żydowskie, a na dole czołgająca się, uległa, bezmyślna, łatwowierna, skłócona masa aryjskiego bydła, olbrzymia masa żywego mięsa, po którym depczą stopy żydowskie. Po cóż mieliby się krępować? Do ogłupiania, do trzymania w ryzach tego wielkiego stada służy alkohol, radio, kino. Przy pomocy tych środków tworzy się nowych bogów, jeśli trzeba, to po kilku miesięcznie, bożków coraz to bardziej głupich, coraz bardziej, próżnych. Panowie Fairbanks i Powell, czy raczycie wyświadczyć wielbiącym was tłumom tę niezwykłą łaskę i ukazać się im w całej waszej wielkiej, zawrotnej chwale, ukazać się na tronie z masywnego złota, ażeby wreszcie mogło was oglądać w waszej boskiej postaci pięćdziesiąt narodów świata? Te nasze gorące błagania zanosimy nie do artystów prawdziwie wielkich, genialnych, lecz do tych, co są najpotężniejszymi z bogów ziemskich — co są bogami baranów, bogami cieląt. W jakiż to sposób największy kretyn może zamienić się w boga, najordynarniejsza dziwka w boginię, i w ciągu jednego dnia zdobyć więcej dusz, niż Jezus Chrystus w ciągu dwu tysięcy lat?
Reklama! Czegóż bowiem pragną nowoczesne tłumy? Padać na kolana przed złotem i przed guanem! Nigdy jeszcze, nawet w najgorszych okresach czasów starożytnych nie miał tłum takiego, jak obecnie pociągu do blichtru, do hałaśliwej reklamy, nigdy jeszcze organy płciowe nie pochłaniały tyle myśli i czasu człowiekowi, nie odgrywały tak wielkiej, jak teraz, roli w jego życiu. Toteż karmią go i tuczą tym wszystkim, że aż pęka z przejedzenia. A im większym zerem jest kandydat na bożka, tym więcej ma danych do zdobycia sobie serc tłumów, tym więcej buduje na jego nicości reklama, tym bardziej każe się tą nicością zachwycać. Im gładsza powierzchnia, tym farba łatwiej chwyta. W jednakowy sposób i z tym samym tupetem, z takim samym oszustwem, te same bezczelne żydy, trzymające w swych ohydnych łapach wszystkie nici, stwarzają jakiegoś Stalina, co i jakąś Joan Crawford. Pomiędzy Hollywood, Paryżem i Moskwą odbywa się bezustanny ruch. Charlie Chaplin również dobrze pracuje dla sprawy Izraela. To wielki pionier żydowskiego imperializmu. Należy do wielkich wtajemniczonych. Niech żyje wielki płaczek żydowski! Niech żyją żałosne śpiewy — skoro są jak skuteczne! Niech żyje lamentowanie! Bo wzrusza wszystkie dobre serca i przy pomocy złota burzy wszystkie przeszkody, czyni głupich gojów jeszcze słabszymi, jeszcze bardziej niemrawymi, jeszcze większymi mazgajami, większymi, zacieklejszymi wrogami „przesądów” słowem robi z nich „humanitarnych” międzynarodowców. Dwa ostatnie słowa mówią wszystko. W tej atmosferze czułostkowości Żyd strzyże, wysysa, toczy, jak robak, zatruwa goja i rozwija się kosztem jego organizmu. Siedzący na milionach Chaplin może sobie gwizdać na nędzę wyzyskiwanych pracowników Badera czy Citroena.
Niech żyją jeremiady! Niech żyje postęp! Niech żyją dobre Sowiety! Nic się nie oprze propagandzie! Byleby łożyć na nią dość złota. A Żydzi posiadają wszystko złoto świata! Od gór Uralskich po Alaskę, od Kalifornii po Persję, od Klondyke do City, „City” banków, gdzie tłoczą się i skomlą przy okienkach bici po pyskach mdławi Ariowie. Niech żyje armia zgiętych pokornie w pałąk niewolników! Płacz tuczy! Płacz wzrusza! Płacz to triumf żydostwa. Triumf całkowity, wspaniały.
Łzami podbijają świat, dwadzieścia milionów dobrze wyćwiczonych męczenników — to siła! Z mroków przeszłości wyłaniają się, jak widma, postacie prześladowanych: wynędzniałe, wyblakłe: Leon Blum, Hayes, Zuckor, Litwinow, Lewitan, Brunschwig, Bernstein, Bader, Kiereński, sto tysięcy Lewych, ukrzyżowany Chaplin, tragiczny Marks. Za wiele ofiar, za wiele męczenników! Za dużo cierpień! Czy my, aryjczycy, zdołamy odkupić te nasze zbrodnie?… Więc co żywo oddajmy im swoje warsztaty, swoje oszczędności, swoje ostatnie grosze. A to za mało! Chcą urządzić nam wielką krwawą kąpiel. Tą kąpielą będą wojny — dwie, trzy, dziesięć najokropniejszych, najkrwawszych wojen. Chcą zburzyć wszystkie granice’ przy pomocy naszego krowiego, aryjskiego mięsa.
Pogromy? Ale przeciwko Aryjczykom, przeciwko nam. Zasłużyliśmy na nie! Niech je organizują. To błogosławieństwo niebios! A ja, aby uzyskać przebaczenie przywdzieję wór pokutny…
„Jehowa stworzył narody,
aby służyły jak wiele innych
ofiar ludzkich, na ofiarę
całopalenia za grzechy Izraela”.
Idę w odwiedziny do Popola. To mój wierny i niezawodny przyjaciel. Nie widziałem go kupę czasu. Mieszka na Monmartre. To nie żaden przybysz, nie badacz tutejszej kniei, to jej rodzone dziecko. Poczęty wieczorem 14 lipca w ogrodzie Galette na Monmartre, przyszedł na świat jako dziecko niedonoszone. Jest więc „najczystszy z czystych”. Wiem, że bardzo lubi pociągnąć, niosę mu więc butelkę, aby go wprawić w dobry humor i zachęcić do pogawędki. Niech wam wystarczy, że jest malarzem i mieszka przy ślepej ulicy Girardon. Smaruje farbami płótno, ale tylko wtedy, gdy pogoda ani zbyt ładna, ani zbyt brzydka. Gdy bardzo brzydko, nie może malować, bo w pracowni za ciemno, a kiedy pogoda ładna, woli posiedzieć na ławeczce przy Avenue Juriot, popatrzeć na ptaszki i obserwować jak rosną młode drzewka, spiesząc się, by nie pęknąć od ulicznego smrodu smarów. Korzysta ze słońca jak dorożkarz ze swego konia. Popol nie umiał sobie znaleźć odpowiedniej pracowni: jest mu albo za jasno albo za ciemno. Jest inwalidą wielkiej wojny: oddał całą nogę, broniąc ojczyzny.
Mówię mu bez wstępu, że zostałem antysemitą i to nie takim sobie dla kawału, ale zaciekłym, antysemitą z bebechami, że wypędziłbym wszystkich parszywców na cztery wiatry, że stworzyłbym z nich falangi, kohorty, bataliony, ale tylko z nich samych; niechby się biły z Hitlerem, niechby odebrały Saarę bez niczyjej pomocy!
— Nic im nie zrobisz! Cała władza jest w ich rękach. Nie łatwo ustąpią! Nie zastanawiasz się nad tym, co mówisz!
To byłaby anarchia, zamęt!
Przecież nie możemy się bez nich obejść! Twoja kampania diabła warta! Nie dasz rady. Żydzi, to jak te pluskwy. Gdy jedna dostała ci się do łóżka, to znaczy, że o piętro wyżej jest ich dziesiątki tysięcy, a w całym domu miliony. To na nic. Sprzątną cię, nieboraku! Sam nie wiesz, w co się mieszasz. Przeceniasz się. Udajesz wielkiego zucha, bo nie masz pojęcia o „delikatnej robocie”. Chcesz się znaleźć na marmurowym stole w trupiarni? Ni stąd ni zowąd może spaść ci na głowę kawał dachówki. Choćbyś sobie nawet kupił hełm, pancerz. Masz bzika, stara małpo.
Starzejesz się! Widocznie rower ci szkodzi! Szybka jazda to nie dla ciebie… pozbawia cię równowagi umysłu. Radzę ci, daj spokój ! Jesteś już za stary, by robić głupstwa. Czterdzieści trzy lata… (mówił tak przez zazdrość, bo brak nogi nie pozwala mu jeździć na rowerze), chyba, że będziesz naśladować Hitlera. Ale nie wyglądasz na tyrolczyka, nie umiesz śpiewać tyrolskich piosenek. Narazisz się tylko na śmieszność! Chcesz zrobić ze siebie Barresa, Bolivara, Joannę d’Arc, d’Annunzia? Żydzi są przebiegli, podstępni, mój druhu. Zniszczą cię, nieszczęsny robaku’, wpierw nawet, nim zdołasz zawołać „Uf!” Zmiażdżą cię, nie sami, lecz przy pomocy twych braci, twych rodaków. Przepowiadam ci to. Znają tysiące sztuczek. To są stuprocentowi fakirzy! Znane im są wszystkie tajemnice wschodu! Kręcą się, obiecują, szwargoczą bezustannie, zawsze wszystko dla nich, a nic dla innych. Zabierają człowiekowi nie tylko całe jego mieszkanie, cały dobytek, ale i duszę.
Nawet się nie spostrzeżesz?’ : Obywatelem świata, mój przyjacielu, jest Żyd wieczny tułacz! Umie się wszędzie wcisnąć, każdego oszukać, okraść. Opróżnia ci nie tylko kieszenie, ale i głowę. Obdziera cię ze wszystkiego wysysa z ciebie krew. I ty chcesz z nim walczyć! W malarstwie opanowali wszystko: i prymityw i folklor. Wszystko fałszują, wszystko sobie przywłaszczają i ciągną z tego kolosalne korzyści: sztuka to przyprawa, to sos dla Żydów. Krytycy — same żydy i masony — śpiewają unisono wyją na cześć geniusza Żyda. To zupełnie normalne i w pewnym sensie sprawiedliwe. Do nich należą wszystkie szkoły. Dawni właściciele zostali przepędzeni; oni są wszechwładnymi panami sztuki we wszystkich krajach, a przede wszystkim we Francji. Wszyscy profesorowie, wszystkie sądy konkursowe, wszystkie galerie, wystawy należą teraz całkowicie do tych parszywców. Daremny trud przeciwstawiać się temu! Co do mnie, to gdybym miał taki pysk, jak ty, trzymałbym z nimi sztamę, wstąpiłbym do masonów. Dla Aryjczyka to chrzest. To by cię nieco obmyło z twych grzechów. Nabrałbyś wartości, wielkiej wartości. We Francji to jedyna droga. Przyszłość należy do masonów!
— Och, martwisz mnie i przerażasz, Popol! Myślałem, że znajdę w tobie przyjaciela, sprzymierzeńca, towarzysza broni… A ty mi radzisz ustąpić, przestać być sobą. Sprawa przybrała zbyt ważny obrót, byśmy mogli o niej dyskutować na świeżym powietrzu. Wejdźmy do środka…
Usiłowałem go w jego pracowni przekonać. Po tym, co zaszło, było mi już wszystko jedno. Mogłem mieć cały świat przeciw sobie. Ale Popol? Towarzysz broni, przyjaciel? Mimo wszystko zależało mi na Popolu.
— Jak to? Ty spuszczasz z tonu, Popol? Ty, odznaczony na polu chwały, uważasz, że to w porządku? Ze w porządku jest, gdy na miejsce każdego prawdziwego Francuza, poległego od kul wroga na polach Flandrii, przychodzi 10 tysięcy parszywców, wściekłych, nigdy nie nasyconych rasistów? Czy mamy zamienić się w żydowskie szmaty, by nas raczono łaskawie tolerować przy dźwiękach międzynarodówki?
— A co zrobisz z proletariuszem? — przerwał mi pytaniem Popol.
— Będzie zawsze „pierwszym”. Będzie tym, czym był dotąd: oszukiwanym pijakiem. Komunizm to najordynarniejsze oszustwo, to olbrzymia stawiskiada. Czy słyszałeś czerwone chóry? Śpiewają przyprawioną międzynarodowym sosem pieśń „Przed odjazdem”. Czy to ci nic nie mówi?
Jutro przy akompaniamencie międzynarodowych hymnów rozpocznie się sprzedaż „koszernego” mięsa. Już słyszę Bluma proponującego przy słowach: „Dans la carriere”, siekankę z mięsa Ariów „a la carmagnole”.
Każda rewolucja już od pierwszych chwil swego wybuchu staje się fantastycznym rabunkiem. Rewolucjoniści z 1793 roku byli wszyscy bez wyjątku chciwcami: jeden większy od drugiego. Opanował ich szał bogacenia się. Rabowali bez miłosierdzia wszystko, co tylko mogli. Pod tym względem nie różnili się niczym od dworaków króla. Dowiedziono, że najwznioślejsze hasła, najwymyślniejsze doktryny służą zawsze i wyłącznie do tego, aby sobie zdobyć niewolników, którzy stoją z otwartymi gębami przed jarmarczną budą i nie wiedzą co wybrać, na jaką przyjemność się zdecydować. Kto na jarmarku świata pokaże coś najbardziej pociągającego, ten ma największe powodzenie, do tego idą… Spieszcie! Spieszcie! prędzej, nie tracić czasu! Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak jesteście nieszczęśliwi. Ale tu koniec waszym nieszczęściom, waszym cierpieniom. Zgrzytają wrzeciądze, opadają łańcuchy, widowisko skończone.
Niewolnicy w zamknięciu na trzy, na cztery, na dziesięć, na dwadzieścia wieków, to zależy od wytrzymałości murów więzienia. Nowy pan tyle wart, co i poprzedni. Podstępny kłamca, histeryk, tchórz, mniej lub więcej sadysta. Jego upodlenie i łajdactwo są tym większe, im więcej może on korzystać z doświadczenia, im więcej może się uczyć, porównywać. Ateny, Rzym, rok 1793, Dynastia Romanowych.
Żydzi dużo się uczą i bezustannie spiskują. Bankierzy żydowskiej komuny są zawsze gotowi. Wchodzą na estradę przy wrzaskliwej reklamie. Baczność, bracia męczennicy! Baczność, bracia we wszystkich krajach świata. Przychodzę was wyzwolić. Czuję w sobie maksimum sił, by wam dać dobrobyt. Biorę do ręki bat, by was tym lepiej bronić, moje dzieci. Dam wam bezpieczeństwo na stare lata! Chodźcie, zobaczycie, co jest w środku. Proszę, proszę, śmiało, śmiało. Nie obawiać się. Co? Słychać jęki mordowanych? To złudzenie waszych zmysłów, to nędzna faszystowska plotka. Śmiało! Śmiało! Spieszmy się, spieszmy wszyscy. Jeśli trzymam w ręku kłódkę i ogromny klucz, to na prezent dla was… to dla okazania wam tym większej miłości, abyście znowu zaczęli żyć. Spieszcie! Prędzej! Będziecie mieli co dzień kino. Międzynarodowy Żyd każe nam żałować Schneidra, Thiers’a, Wendla i Dżyngis Chana. Żyd jest władcą najbardziej okrutnym, najbardziej dokuczliwym, wszystko wiedzącym, najbardziej ekskluzywnym, i ręczę wam całkowicie jałowym, niezdolnym niczego zbudować, oprócz więzień (przykładem Rosja). Niezrównany jest tylko w umiejętności olśniewania Aryjczyka, w umiejętności wmawiania mu wszystkiego, co tylko chce, robienia z niego galernika lub żeru dla armat — zależnie od potrzeby. Rozpity, naiwny, oszukiwany Aryjczyk nie zdobywa się na żaden poważniejszy opór. Najpierw ogłupia się go frazesami w szkole powszechnej, potem przy pomocy alkoholu, następnie pozbawia się go męskości drogą przymusowego wychowania. Dla pewności, że się już nie dźwignie, nie zdobędzie na samodzielność, na protest, że nigdy nie zaśpiewa swej własnej nie-żydowskiej piosenki, wypruwa się z niego duszę. Czymże więc może być nawet w najlepszym razie wykończony w ten sposób goj? Schupo, policjantem. Czymś w rodzaju psa, psa, broniącego Żyda. Nie utrzyma się, nie może się utrzymać żaden aryjski satrapa. Egzaltują oni swoje stada baranów jedynie ciasną, ograniczoną, regionalną, defensywną mistyką. Zobaczycie, co będzie z Hitlerem. A świat dzisiejszy potrzebuje wielkiej mistyki w skali światowej. Jeśli się jej nie znajdzie, trzeba przestać istnieć. Rozumiał to Napoleon. Jedyną prawdą ludzi, zwierząt i rzeczy jest wielka tajemnica dżungli — tajemnica wszystkich dżungli: „być zwycięzcą lub zwyciężonym”.
Oto jedyny dylemat, oto ostatnia prawda. Wszystko inne to obłuda, szalbierstwo, oszustwo, wyborcze ględzenie. Napoleon zrobił wszystko, co mógł, by Europa nie wpadła w władanie Murzynów i Azjatów. Został zwyciężony przez Żydów. Rozstrzygnęło się to na polach Waterloo. Teraz gra ma inny charakter. Teraz my już jesteśmy u Żydów, nie Żydzi u nas. Od chwili powstania banku Rotszylda, Żydzi całego świata zaczęli znowu snuć światoburcze idee. Wszędzie być, wszystko sprzedać, wszystko trzymać w swych rękach, wszystko zburzyć, zniszczyć, a przede wszystkim człowieka białego, Aryjczyka. Oto ich podstawowe cele i program! Na inne, godniejsze podziwu rzeczy przyjdzie później czas. Później nie potrzeba będzie posługiwać się złotem: wystarczy dać rozkazy masom niewolników. Żydzi nie ujawniają swoich przywódców. Spiskują w ukryciu, w cieniu. Odsłaniają tylko błaznów, wesołków, komediantów. Namiętność żydowska, tak jednolita, tak niszcząca jest namiętnością termitów. Żadna przeszkoda nie wytrzyma pochodu robactwa; wszystko będzie zniszczone, stoczone aż do szpiku, wszystko ulegnie ich lepkiej gnilnej wydzielinie, ich żuchwom, które nie spoczną dopóty, dopóki nie spowodują całkowitej katastrofy, dopóki się wszystko nie zawali, nie runie, nie szczeźnie w paszczy Żyda.
Louis-Ferdinand Céline
Autor na zdjęciu
Jeden z najwybitniejszych francuskich pisarzy – Louis-Ferdinand Céline – wciąż jest obiektem ostracyzmu ze strony pewnych środowisk, które nie mogą mu wybaczyć niechęci do Żydów i bolszewizmu. Po zakończeniu wojny oskarżono go o kolaborację z Niemcami, określano go mianem „hańby narodowej”, Jean-Paul Sartre domagał się dla niego kary śmierci. Prezentowany fragment pochdzi z jego głośnej pracy „Pogromowe drobiazgi”, którą w odcinkach drukowało w latach 1938 – 1939 legendarne pismo „Prosto z Mostu”.
27 maja 2024 o 20:48
Louis-Ferdinand Céline, właśc. Louis-Ferdinand Destouches (ur. 27 maja 1894 w Courbevoie na przedmieściach Paryża, zm. 1 lipca 1961 w Meudon) – francuski prozaik; pisarz i eseista, zwany „enfant terrible świata literackiego”. Uczestnik I wojny światowej. Jeden z najważniejszych, najbardziej wpływowych i zarazem najbardziej kontrowersyjnych pisarzy XX wieku, prekursor egzystencjalizmu w literaturze, porównywany nieraz do Markiza de Sade. Z wykształcenia lekarz, co znalazło odzwierciedlenie w percepcji świata w jego powieściach. Innowator języka literackiego, który wzbogacił o argot i specyfikę języka mówionego, wyzwolonego ze składni francuskiej. Znany zwłaszcza dzięki skandalizującej powieści Podróż do kresu nocy, określanej przez Jerzego Stempowskiego jako powieść bez estetyzmu. Wyróżniał się ostrym, prowokacyjnym stylem obfitującym w wulgaryzmy, pełnym ironii, satyry i czarnego humoru. Uznany za jednego z największych (obok Jeana-Paula Sartre’a, Alberta Camusa i Samuela Becketta) pisarzy opisujących kondycję człowieka XX wieku.
.
Do dziś toczą się spory i kontrowersje wokół „antysemickich” poglądów Céline’a oraz sprawy rozmiarów jego kolaboracji z okupantem niemieckim w czasie II wojny światowej.
.
Aj waj, „antysemita i kolaborant” – najlepsza rekomendacja
8 lipca 2024 o 16:11
Czysta prawda, również dla mnie to najlepsza rekomendacja. Ale gdy słyszę, że ktoś był lub jest antyrasista, antyfaszysta, demokratą, liberałem, libertarianinem, konserwatysta czy jeszcze innym szabesgojem – to omijam szerokim łukiem!