Przez długie okres lwią część sprowadzanego do Polski węgla stanowił, zabójczy dla naszego przemysłu wydobywczego, surowiec z Rosji. Obecnie zaczyna się to zmieniać. Nie znaczy to bynajmniej, że otworzył się szerszy rynek zbytu dla zalegającego milionami ton polskiego węgla. Węgiel rosyjski, choć dalej stanowi 60 proc. importowanego do Polski „czarnego złota”, zostaje powoli wypierany przez węgiel amerykański. W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy wzrost importu z USA to ponad 57 proc. Borykający się z problemami amerykańscy producenci węgla szukają nowych rynków zbytu, ponieważ węgiel w Stanach jest wypierany przez tani gaz z łupków. Tymczasem na zwałach zalega dziś ok. 15 mln ton polskiego węgla.
Jaka przyszłość czeka rodzime górnictwo? Mimo utraty pozycji węglowego giganta (jeszcze niespełna 40 lat temu roczne wydobycie węgla w Polsce wynosiło 180 mln ton), pokłady polskiego węgla szacuje się jeszcze na 3,9 mld ton, co oznacza opłacalne do wydobycia zasoby na przynajmniej 200 lat. Planowane inwestycje, zastosowanie nowych technologii, a także braki surowca i zakładów wydobywczych w krajach zachodnich (w Niemczech działają zaledwie trzy kopalnie) zadają kłam powtarzanej od lat opinii o rzekomej nierentowności polskich kopalń, postrzeganych wciąż przez pryzmat przedsiębiorstw-molochów, z wszelkimi patologiami rodem z minionej epoki, które może „uleczyć” jedynie prywatyzacja — panaceum, przepisywane polskiemu przemysłowi przez liberalnych znachorów.
Na podstawie: nacjonalista.pl/PAP/akcjonariatobywatelski.pl
Najnowsze komentarze