Transatlantyckie Partnerstwo w zakresie Handlu i Inwestycji (TTIP), czyli umowa o wolnym handlu między Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi, przez eurokratów i różnej maści lobbystów prezentowana jest jako szansa na większy wzrost gospodarczy i nowe miejsca pracy. Prof. Leokadia Oręziak z Katedry Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej bez ogródek mówi, iż będzie ona korzystna jedynie dla wielkich korporacji.
Nieuczciwość całego procesu negocjacyjnego umowy handlowej pomiędzy UE a USA polega m.in. na tym, że korporacje oddelegowały do jego obsługi setki tzw. konsultantów, którym zapewniono nieograniczony dostęp do dokumentów negocjacyjnych oraz do polityków i funkcjonariuszy zaangażowanych w rozmowy. Dostępu takiego nie uzyskali przedstawiciele państw oraz strony społecznej, w tym pracowników. Podobnie zresztą wygląda sytuacja ze strony Stanów Zjednoczonych, gdzie na rzecz TTIP działają lobbyści wielkich korporacji i banków z Wall Street, natomiast interes społeczeństwa również został pominięty.
Historia nieraz już pokazała, że wolny handel w pierwszej kolejności sprzyja najsilniejszym, a w rezultacie przyczynia się do degradacji słabszych ekonomicznie krajów. Oznacza to, że korzyści z TTIP odniosą głównie firmy z najwyżej rozwiniętych krajów Unii, a takie kraje, jak Polska poniosą przede wszystkim ekonomiczne i społeczne koszty realizacji tej umowy.
Jak przypomina również prof. Oręziak, z analiz zamówionych przez Komisję Europejską wynika, że ewentualne pozytywne efekty realizacji umowy TTIP będą nieznaczne z punktu widzenia przyśpieszenia wzrostu gospodarczego (roczny dodatkowy przyrost PKB rzędu 0,04 proc.), a do tego mogłyby ujawnić się w dość odległej przyszłości. Realna za to jest utrata ponad 600 000 miejsc pracy w krajach UE, w tym także w Polsce.
Na podstawie: biznes.gazetaprawna.pl
Najnowsze komentarze