Ludzie są istotami bardzo obdarowanymi. Mamy wiele zdolności, którymi obdarzył nas Bóg ze względu na jakieś poszczególne dobro, konieczne dla naszej doskonałości. Wszystkie te zdolności dane są nam, byśmy postępowali w doskonałości i mogli ostatecznie osiągnąć cel, dla którego zostaliśmy stworzeni: byśmy poznali oraz ukochali Boga i mogli cieszyć się Nim przez całą wieczność. Zdolności te powinny zostać ukierunkowane na ten właśnie cel, każda z nich powinna zostać mu podporządkowana.
Przez łaskę chrztu Trójca Święta zamieszkuje w naszej duszy jak w świątyni. Nasze dusze są świątyniami Ducha Świętego, świątyniami, w których mieszka Bóg, gdyż za pośrednictwem łaski zostaje nam zaszczepiona Jego natura. Jesteśmy nawet więcej niż świątyniami, ponieważ świątynie są jedynie budynkami – my natomiast jesteśmy żywymi stworzeniami, zdolnymi do czczenia i kochania Boga, mogącymi osiągnąć szczęście wieczne. Świątynia, niezależnie od tego, jak byłaby piękna i wspaniale ozdobiona, nie jest zdolna do miłości. Jednak jako żyjące istoty ulegamy wielu wpływom, a nie wszystkie z nich odpowiadają godności, którą otrzymaliśmy poprzez sakrament chrztu.
W chwili swego stworzenia Adam był na wszelki sposób doskonały. Jego umysł był natchniony Boską wiedzą, jego wola ukierunkowana na najwyższe dobro, a ciało wolne od bólu i zepsucia. Wszystko to było skutkiem specjalnego daru Bożego, było konsekwencją łaski i posłuszeństwa Bożemu prawu. Wszystkie umiejętności Adama znajdowały się w doskonałej harmonii i porządku w taki sposób, że on sam był gwarantem ładu w świecie naturalnym i ich związku ze Stwórcą, ponieważ był jedynym ziemskim stworzeniem posiadającym nieśmiertelną duszę.
Najgorsza jest pożądliwość
Jednak ten dar integralności, który kierunkował wszystkie zdolności Adama ku jego nadprzyrodzonemu przeznaczeniu, został utracony wraz z popełnieniem grzechu pierworodnego. Wraz z utratą łaski utracił także posiadaną prawość, a ponieważ stan ten został odziedziczony przez jego dzieci – wszyscy rodzimy się nie tylko oddaleni od Boga, ale też bardzo dalecy od panowania nad sobą. Pożądliwość, cierpienie i śmierć zatruły naszą naturę tak, że – jak mówi św. Paweł – czynimy zło, którego nie chcemy, a jednak niezdolni jesteśmy do dobra, którego pragniemy.
Z tych trzech konsekwencji – pożądliwości, cierpienia i śmierci – najgorsza jest prawdopodobnie pożądliwość. Nawet Chrystus Pan mógł cierpieć i przyjąć śmierć bez zniewagi dla swego Bóstwa, nie mógł jednak przyjąć na siebie nieuporządkowania, jakie niesie nasza pożądliwość. Czym więc jest pożądliwość i w jaki sposób możemy z nią walczyć?
Jesteśmy istotami bardzo obdarowanymi – posiadamy tak wiele zdolności, którymi obdarzył nas Bóg ze względu na jakieś poszczególne dobro, konieczne dla naszej doskonałości. Posiadamy zmysł dotyku, byśmy mogli czuć otaczający nas świat, zmysł wzroku pozwalający nam widzieć i czytać, zmysł słuchu, dzięki któremu możemy poznać dźwięki muzyki, zmysł smaku i węchu, byśmy mogli znaleźć to, co jest nam potrzebne do pożywienia i rozwoju. Posiadamy też zdolności pozwalające na zrodzenie dzieci i zapewnienie ciągłości oraz doskonałości rodzaju ludzkiego jako całości.
Wszystkie te zdolności dane są nam po to, byśmy postępowali w doskonałości i mogli ostatecznie osiągnąć cel, dla którego zostaliśmy stworzeni: byśmy poznali oraz ukochali Boga i mogli cieszyć się Nim przez całą wieczność. Zdolności te powinny zostać ukierunkowane na ten właśnie cel, każda z nich powinna zostać mu podporządkowana – gdyż jedynie on zapewnić nam może szczęście i doskonałość.
Namiętności – armia bez dowódcy
Kiedy Adam został stworzony, każda z tych zdolności podporządkowana była innej: jego zmysły podporządkowane były woli, wola z kolei osądowi intelektu, a intelekt prawdzie. Jednak grzech pierworodny zburzył ten ład. Każda z naszych zdolności nadal zachowuje swą pierwotną moc i cel, dla którego została przeznaczona, funkcjonuje jednak w sposób niezależny i bez względu na dobro całej osoby czy celu, dla jakiego została stworzona. Poprzez swe nieposłuszeństwo Adam odrzucił swój ostateczny cel, którym jest Bóg, niszcząc w ten sposób sam fundament ładu porządkującego jego władze, pozostawiając je nienaruszone, pozbawione jednak zasady jednoczącej – poza samą naturą.
Wszystkie jego władze są więc poważnie osłabione nawet w tym, co dotyczy ich naturalnej mocy, są jak armia bez dowódcy. Ludzie jedzą i piją często bez względu na swe zdrowie; przyjemność, która normalnie byłaby jedynie pomocą dla osiągnięcia celu, dla którego zostaliśmy obdarzeni zdolnościami, stała się obecnie celem samym w sobie. Nawet przyjemność, która jest owocem dobrze wykonanej pracy i nagrodą za nią, często jest pozostawiona jak sierota bez opieki. Ten smutny stan prowadzi wiele dusz do ruiny: zamiast szukać rzeczy wyższych, rzeczy, które mogą im dać prawdziwe szczęście, ulegają one nieuporządkowanym namiętnościom prowadzącym donikąd, gdyż namiętności są ślepe.
Naszym obowiązkiem jako chrześcijan, czy nawet jako ludzi, jest odbudować znowu ten ład w naszej naturze. Już poganie dostrzegali to nieuporządkowanie w naszej naturze, nawet jeśli nie wiedzieli, w jaki sposób ten ład odbudować. Taki właśnie jest cel umartwienia: zaprowadzić ład wśród zdolności, które znajdują się w tak godnym pożałowania stanie. Trzeba powstrzymać się od tego, ku czemu nas popychają, aby wykształcić w sobie nawyk podporządkowania ich rozumowi.
Potrzebujemy umartwienia
Dzieło chrześcijańskiej doskonałości polega w wielkiej mierze na usiłowaniu odbudowy ładu, który Bóg ustanowił w Adamie; ładu, który Chrystus Pan pragnie odbudować przy pomocy swojej łaski. Ponieważ umartwienie jest nam tak bardzo potrzebne i ponieważ jest ono tak istotnym elementem chrześcijańskiej doskonałości, nierzadko mylnie bierzemy je za samą doskonałość. Jest to jednak błąd. Doskonałość polega zasadniczo na miłości Boga, do czego umartwienie jest jedynie niezbędnym środkiem. Umartwienie jest jedynie wynikiem realistycznego spojrzenia, uznania, że nie wszystko, co się nam podoba, musi koniecznie prowadzić do szczęścia, że często nasza niewiedza i naiwność prowadzą nas na manowce.
Tak więc w praktyce musimy myśleć, zanim cokolwiek uczynimy. A skoro zrozumiemy jasno, co powinniśmy uczynić, musimy starać się dążyć do realizacji tego celu. To właśnie poprzez nieustanny nacisk naszego intelektu na nasze działanie jesteśmy w stanie postępować w cnocie, czyniąc nasze dusze dobrymi i sprawiając, że po długim ćwiczeniu osiągniemy pewną biegłość w czynieniu dobra. I będzie nam to sprawiało przyjemność. Cnota, jak każdy inny nawyk, nie pojawia się nagle. Podobnie jak nauka jazdy na rowerze czy gry na fortepianie wymagają znacznego wysiłku, tak również nasze starania, aby być dobrymi i mieć dobre nawyki, wymagają czasu, cierpliwości i energii.
Ta rzeczywistość grzechu pierworodnego, którą do pewnego stopnia rozumieli nawet starożytni poganie, jest jednak w naszej postchrześcijańskiej erze czymś wyśmiewanym, a nierzadko całkowicie zapomnianym. Upadek społeczeństwa nie jest skutkiem braku technologii, pieniędzy, czy nawet środków i władzy posiadanych przez rządy – wynika po prostu z tego, że ludzie nie chcą obecnie panować nad sobą. Dzisiejsi rodzice, którzy rozpieszczają swe dzieci i spełniają każdy kaprys ich nieuporządkowanych namiętności, przygotowują im dożywotnie niewolnictwo. Patrząc na dzisiejszą młodzież, widzimy ze smutkiem, że będzie ona niezdolna zrozumieć nawet nauki przekazane im przez poprzednie pokolenie. Jest niezdolna do koncentracji na dłużej niż kilka minut i trzymania w ryzach swej wyobraźni.
Nie potrafi odmówić sobie nawet najbardziej błahej przyjemności, niezdolna jest zrozumieć wartość ofiary. Nie potrafi nawet wstać rano z łóżka, narzeka na wszystko, z czego mogłaby czerpać naukę. Państwo może przetrwać każdy rodzaj naturalnego kataklizmu, a nawet obcą okupację, jeśli jego mieszkańcy są silni. Jednak państwo, którego obywatele niezdolni są do panowania nad sobą, nie potrzebuje żadnego wroga zewnętrznego – upadnie po prostu pod swym własnym ciężarem, podobnie jak wiele imperiów, które zniszczyła pożądliwość.
Rodzina jest pierwszym miejscem walki
Dlatego właśnie życie rodzinne ma dziś tak wielkie znaczenie. Święty Tomasz z Akwinu uczy nas, że grzech pierworodny przekazywany jest przez rodziców. Skutki grzechu pierworodnego widzimy zwłaszcza w życiu rodzinnym, i to właśnie w rodzinie będzie się toczyć pierwsza walka. Rodzina jest fundamentem społeczeństwa, a społeczeństwo będzie prosperowało lub chyliło się ku upadkowi proporcjonalnie do liczby tworzących je świętych rodzin. Z tego właśnie powodu rodzice, bardziej niż ktokolwiek inny, muszą nie tylko zrozumieć istotę katastrofalnych skutków grzechu pierworodnego, muszą mieć również rzeczywistą świadomość tego w codziennym życiu.
Z katechizmu wiemy, że chrzest gładzi grzech pierworodny, nie usuwa jednak jego skutków. Stan nieprzyjaźni z Bogiem zostaje naprawiony, jakbyśmy się na nowo narodzili, obumarłszy grzechowi i przeniesieni zostali do życia. Jednak blizny po tym grzechu pozostają, pozostaje nasza słabość. Tak więc rodzice muszą prawdziwie kochać swe dzieci – nie takimi, jakimi chcą, żeby one były, ale takimi, jakimi są w rzeczywistości. Prawdziwa miłość nie jest sentymentalizmem. Prawdziwa miłość uznaje w innych słabość i możliwość błądzenia, jednocześnie czyni wszystko co w jej mocy, by pomóc im przezwyciężyć ich słabość. Ignorowanie skutków grzechu pierworodnego jest w istocie duchowym samobójstwem.
Rodzice, tak jak trzymają swe dzieci z dala od używanych w domu środków chemicznych, którymi mogłyby się zatruć, tak też w porządku moralnym muszą chronić je przed wszystkim, co mogłoby zatruć je duchowo. Największym z możliwych zaniedbań w stosunku do nich jest dawanie im wszystkiego, czego chcą. Dzieci, zwłaszcza gdy są młodsze, nie rozpoczęły nawet walki o dominację rozumu, stąd ich pożądliwości są znacznie bardziej związane z instynktem. Instynkt jest ślepy i całkowicie zdeterminowany przez bodźce dawane przez środowisko.
Rodzice nie powinni naiwnie wierzyć, że ich dzieci spontanicznie będą postępowały dobrze. Muszą być kierowane, ponieważ nie w pełni rozumieją, co jest dobre a co złe, kierują się głównie instynktem i emocjami. Dzieci stopniowo nauczą się rozumować, obserwując rozumność wymagań rodziców. A później, kiedy ich intelekt zacznie zdobywać przewagę i panowanie nad innymi władzami, będą bardziej skore do słuchania rodziców, tłumaczących im, co jest dobre, a czego powinny się wystrzegać. W pierwszej kolejności dzieci powinny uczyć się posłuszeństwa.
I przeciwnie, pozostawienie dzieci samymi sobie, pozwolenie im na błąkanie się bez jakiegokolwiek ich korygowania i pozostawienie na pastwę ich własnych decyzji oznacza przygotowanie ich do życia tylko nieco różniącego się od życia zwierząt – do bycia niewolnikami, którzy ulegają każdej namiętności. Jest to po prostu śmierć za życia, gdyż rozum, najwyższa władza ich duszy, na zawsze pozostanie więźniem w ich ciałach. Mamy obecnie całe pokolenie będące z winy rodziców duchowymi sierotami, którzy uważali, że mogą delegować ciążącą na nich odpowiedzialność na współczesną technologię.
Módlmy się o święte rodziny, które rozumieją tę walkę między ciałem a duchem. Módlmy się, by w tych rodzinach, które dotąd tego nie zrozumiały, proces ten mógł się przynajmniej rozpocząć. Oby Bóg, poprzez sakramenty, które nam pozostawił, zwłaszcza poprzez sakrament małżeństwa, udzielił nam łaski zwycięstwa nad pożądliwością. Przez sakrament chrztu staliśmy się świątyniami Ducha Świętego. Nie bezcześćmy więc naszych dusz dla przyjemności tego świata, ale zachowujmy je dla celów wyższych – niech będą domami modlitwy. Oby to nie do nas odnosił się zarzut Zbawiciela, że uczyniliśmy je „jaskiniami zbójców”. Raczej prośmy Go, aby pomógł nam wyzbyć się rzeczy, które nie są nas godne. Prośmy, by oczyścił nasze dusze i uczynił je świątyniami godnymi Jego samego.
ks. Jan Jenkins FSSPX
Artykuł ukazał się w czasopiśmie “Zawsze Wierni” nr 6/2014
Pismo do nabycia: http://www.tedeum.pl/ oraz w salonach RUCHu i EMPIKu.
Najnowsze komentarze