Amerykański eksperyment multikulturowy, z taką siłą implementowany w Europie po 1945 roku, przynosi nam coraz ciekawsze informacje. Drenaż systemu pomocy społecznej, wzrastająca przestępczość, rozwój swoistej „kultury gangsterskiej”, absurdalna polityka akcji afirmatywnej na uczelniach, zamiana całych dzielnic miast w getta, do których biali nie mają wstępu. Negatywne skutki multikulturowego szaleństwa i lewicowej inżynierii społecznej można wymieniać jeszcze długo. Skupmy się jednak na moment na konkretnym przykładzie dużej amerykańskiej metropolii.
Miasto Chicago w ostatnich latach jest areną walk czarnych gangów, które zrzeszają ok. 100 000 (!) członków. Do walki z tym rodzajem przestępczości utworzono specjalną jednostkę policji liczącą 200 osób. Przemoc nie omija nikogo, nawet dwójki dziewczynek w wieku 12 i 13 lat, które w 2012 roku zostały zastrzelone w ramach porachunków lokalnych gangsterów. Sierżant Little, odznaczony weteran z Iraku i Afganistanu, w rozmowie ze stacją CBS mówi, iż czarne dzielnice Chicago są areną plemiennych walk, które obserwował w tych krajach.
Ogromny wzrost przestępczości wśród czarnej społeczności USA w ciągu ostatnich dekad jest faktem, którego nie podważają jej seniorzy. Czarni stanowiący ok. 13% populacji dokonują ponad 50% ogółu zabójstw. Blisko 70% rodzi się w niepełnych rodzinach, a 60% mężczyzn prędzej czy później skończy w więzieniu. Pomiędzy rokiem 1980 a 2003 liczba więźniów w USA wzrosła z 320 000 do blisko 1,4 miliona. Większość z nich stanowią czarni i Latynosi. Opracowanie „Kolor zbrodni” przygotowane przez New Century Foundation na podstawie oficjalnych statystyk FBI lub organizacji monitorujących przestępczość wskazuje, iż czarni 7 razy częściej niż inni dokonują morderstwa, a 8 razy częściej rabunku. Wśród 770 000 przestępstw międzyrasowych notowanych każdego roku, 85% dokonują czarni, a 15% biali. Latynosi są 19 razy częściej członkami gangów niż biali, czarni 15 razy, a Azjaci 9 razy. Najniebezpieczniejsze miasta powyżej 100 tys. mieszkańców to te, w których kolorowi są większością. Takie dane przynoszą coroczne raporty FBI (Uniform Crime Report).
Jak wiadomo zagrożenie „rasizmem” białych jest znakomitym straszakiem często wykorzystywanym przez establishment medialno-polityczny. Okazuje się jednak, iż to np. w Kalifornii lub innych stanach o dużym „nasyceniu kolorami” narasta antagonizm między czarną i latynoską społecznością, która staje się większością w miastach będących do tej pory zdominowanych przez tą pierwszą. Zastraszanie mniejszości z bronią w rękach, pobicia, akcje rodem z hollywodzkich filmów, to rzeczywistość takich części Wielkiego Los Angeles jak Compton, Harbor Gateway, Highland Park, Pacoima, San Bernardino, Canoga Park, Wilmington. W ostatnich latach ataki na czarnych mieszkańców zlecali szefowie latynoskich gangów przebywający w więzieniach.
Obserwatorzy zwracają na negatywną rolę mediów i przemysłu rozrywkowego, który dokonał w ostatnich dekadach swoistego prania mózgu, szczególnie na młodych ludziach. Osobą kwestią jest także postawa biznesu, który bez skrupułów zatrudnia masowo od lat kolejnych nielegalnych imigrantów, zgodnie z kapitalistyczną logiką, nie poczuwając się do jakichkolwiek związków z historycznie ukształtowanymi wspólnotami.
WT
Oprac. na podstawie: CBS/amren.com/Los Angeles Times/FBI
Najnowsze komentarze