Francuski arcybiskup Marcel Lefebvre (1905-1991) to postać, wobec której nie można pozostać obojętnym. Dla jednych – schizmatyk, który spowodował w imię sentymentów i źle pojmowanej tradycji rozłam w Kościele; dla drugich – bohater, który uratował Kościół w obliczu mnożących się herezji. Dlatego tym bardziej powinniśmy być wdzięczni autorom francuskiego filmu dokumentalnego „Marcel Lefebvre – biskup pośród burzy” (Monseigneur Lefebvre, un évêque dans la tempête, Francja 2012), dzięki któremu każdy może sobie wyrobić zdanie na temat tego hierarchy.
Należy przede wszystkim zwrócić uwagę na profesjonalizm, z jakim nakręcono ten dokument. Pomimo tego, że powstał przy pomocy stosunkowo niewielkich środków (120 000 euro), reprezentuje on poziom godny filmów nagradzanych na najlepszych festiwalach filmów dokumentalnych. Zgromadzono ogromną ilość trudno dostępnych, bardzo wartościowych materiałów archiwalnych – szczególnie tych obrazujących życie na misjach w Afryce w latach 30., 40. czy 50. XX wieku, a także służbę wojskową młodego kleryka Marcela. Dotarto do wielu świadków, którzy znali Arcybiskupa – począwszy od jego rodziny i przyjaciół, przez braci w kapłaństwie i współpracowników, a skończywszy na parafianach z Afryki. Zwraca uwagę również doskonały montaż dynamizujący akcję, dzięki czemu film wciąga i ogląda się go jak dobry film sensacyjny.
Osoby interesujące się historią myśli politycznej (szczególnie tej konserwatywnej) na pewno zainteresuje podjęty w filmie wątek wpływu Action Française i „patriarchy francuskiej prawicy” Charlesa Maurrasa (1868 – 1952) na poglądy młodego seminarzysty Marcela. Studiował on bowiem w Seminarium Francuskim w Rzymie, którego rektor o. Henri Le Floch (1862-1950) był wielkim admiratorem idei politycznych Maurrasa. Twórcy filmu zwrócili również uwagę na atmosferę ultramontanizmu, która panowała w tym seminarium.
Jedną z najbardziej interesujących części filmu jest ta mówiąca o pracy misjonarskiej księdza, a potem arcybiskupa Lefebvre’a. Jego posługa w Afryce przyniosła niesamowite owoce – sprowadził tam kilkanaście klasztorów, zbudował wiele kościołów i ochrzcił ogromną ilość pogan. W tym miejscu warto zastanowić się nad tym, co powiedziała jedna z osób wypowiadających się w filmie, mianowicie nad tym, że w Afryce nie istnieje pojęcie „świeckiego państwa”. Głowy państw afrykańskich, niezależnie od wyznania czy poglądów politycznych, przyjmowały Arcybiskupa z najwyższymi honorami, należnymi delegatowi papieskiemu na Afrykę francuskojęzyczną. I o ile ułatwiona była praca nad nawracaniem autochtonów, którzy mieli przyrodzony zmysł sacrum – co doskonale widać na filmie. Wystarczyło ów zmysł jedynie właściwie nakierunkować. Afryka jest prawdziwym bastionem swoistej „logiki sakralnej”.
Co ciekawe, aktywność misjonarska Arcybiskupa w Afryce niczym nie odbiegała od późniejszej działalności „misjonarskiej” Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Europie. I tu, i tam Arcybiskup budował kaplice i kościoły, otwierał szkoły i nawiązywał współpracę z zakonami.
Wielkie były też zasługi abp. Lefebvre’a jako ojca soborowego podczas obrad II Soboru Watykańskiego. Był on nieformalnym liderem grupy konserwatywnych ojców Coetus Internationalis Patrum. Dzięki interwencjom tej grupy Ojciec Święty Paweł VI wprowadził poprawki w niektórych dokumentach soborowych, co zapobiegło jeszcze większej katastrofie rozkładu doktryny i Tradycji Kościoła przez modernistyczno-liberalną „grupę Reńską”.
Bardzo istotna jest padająca w filmie informacja o tym, że Arcybiskup zaraz po zakończeniu obrad Soboru był przekonany, że reformy będą w najbardziej kontrowersyjnych punktach wprowadzane pod ścisłą kontrolą Rzymu (swoją drogą ciekawe, czy wiedział, że w sposób ostrożny i wyważony były one wprowadzane nie gdzie indziej niż w Polsce – kard. Wyszyński był u nas naprawdę darem Opatrzności!). Niestety abp Lefebvre się pomylił – co w filmie udokumentowano nagraniem przerażającej, bluźnierczej Mszy, podczas której Ciało Pańskie wędrowało wśród zgromadzonych wiernych umieszczone w szklanej misce, zaś Krew Pańska w wielkim kielichu – i każdy wierny na siedząco sam sobie udzielał Komunii! Widząc inne zatrważające rzeczy ukazane w filmie – takie jak wywiady z klerykami z przełomu lat 60. i 70. – długowłosymi hipisami ubranymi w powyciągane swetry, palącymi papierosy i mówiącymi z bezczelnym uśmiechem, że teraz to oni decydują jak wygląda życie w seminarium, czy kazanie francuskiego biskupa otwarcie wspierającego antypaństwową rewoltę „bananowej młodzieży” z maja 1968 roku, nie mamy już wątpliwości, że abp Marcel Lefebvre miał rację.
To dzięki jego bohaterskiemu i – jak przyznał pośrednio Ojciec Święty Benedykt XVI w motu proprio Summorum pontificum z 2007 roku – słusznemu oporowi, możemy cieszyć się z odprawianej w kościołach i kaplicach Mszy św. w starożytnym rycie rzymskim. To on stał się symbolem nurtu wierności Tradycji Kościoła, który promienieje teraz na cały Kościół powszechny – w ostatnich latach, dzięki Bożej łasce, również coraz szerzej na kapłanów diecezjalnych i zakonnych nie związanych instytucjonalnie z założonym przez Arcybiskupa Bractwem. To on w końcu uratował katolickie rozumienie kapłaństwa.
Dlatego powtórzę za kard. Silvio Oddim – prefektem rzymskiej Kongregacji Duchowieństwa – słowa, które wypowiedział on przy grobie Arcybiskupa Lefebvre’a: merci, Monseigneur!
Korneliusz Zieliński
Monseigneur Lefebvre, un évêque dans la tempête – Francja 2012
Film do nabycia w księgarni katolickiej Te Deum – www.tedeum.pl
19 stycznia 2014 o 23:57
Prawdziwie święty człowiek. To on miał rację i jest kwestią czasu, aż dotrze to do Rzymu.