Akcja prywatyzacji stołówek szkolnych, poza drastycznym wzrostem cen, którymi w całości obarcza się rodziców, doprowadziła do sytuacji, kiedy na talerzach uczniów częstokroć pojawia się żywność zdecydowanie gorszej jakości. Spośród blisko 100 sprywatyzowanych do tej pory stołówek w warszawskich placówkach oświatowych, część z nich oferuje obiady w cenie nawet dwukrotnie wyższej – podobnie jest w innych miastach. W stołówkach zaopatrywanych przez firmy cateringowe nierzadkie są sytuacje, kiedy uczniom serwuje się mięsa czy makarony, których wartości odżywcze są odwrotnie proporcjonalne do proponowanej za nie ceny. Zdaniem kucharki jednej z największych stołecznych szkół, prywatyzacja stołówek niesie za sobą opłakane skutki: Kiedy gminy zaczęły rozpisywać przetargi na żywienie w szkołach przestała się liczyć jakość. Najważniejsza stała się cena, czyli im taniej, tym lepiej. A jak tanio, to zdarza się, że połowę towaru dostarczanego przez dostawcę muszę wyrzucić, bo się nie nadaje do niczego. Dodaje też, że obecnie nie obowiązują żadne normy pracy kucharzy oraz pomocy kuchennej w stołówkach. Zwolnienie znacznej części osób zatrudnionych w stołówkach szkolnych, doprowadziło do sytuacji, kiedy kilkakrotnie wzrosło obciążenie pracą obecnego, najczęściej trzy – cztero osobowego personelu.
Samorządowcom, którzy kosztem uczniów i ich rodziców chcą łatać wielomilionowe dziury w budżetach miast (według władz Krakowa, ma to być oszczędność wysokości 20 mln rocznie), zarzuca się postępowanie wbrew ustawie o systemie oświaty, która zakłada że rodzice uczniów mają płacić jedynie za tzw. „wkład do kotła”, niezależnie od tego, czy obiady przygotowywane są przez szkolne kucharki, czy też przez firmy zewnętrzne.
na podstawie: natablicy.pl, glos.pl, tvp.info
7 września 2013 o 14:04
Wszystkich liberałów pod mur!