O wiele łatwiej jest rozważać na temat sztuki randkowania, niż na temat sztuki czytania. Dla studenta nauk humanistycznych nadrzędnym problemem nie może być to, jakiego autora musi przeczytać, a jakiego odrzucić, lecz raczej jak czytać i jak interpretować tekst. Zanim otworzy książkę musi zapytać samego siebie: Kto podejmie się zadania interpretacji? Przez ostatnie kilka dekad w naukach humanistycznych centrum zainteresowania stanowi nie tyle sens pracy autora, co raczej jej stronnicza interpretacja. Egalitarno-multikulturowy paradygmat w edukacji wyższej wciąż określa to, jak studiuje się danego autora – a stąd, jak jest interpretowany. Oto przykład: Johan W. Goethe, niemiecki pisarz klasyczny późnego wieku XIX i wczesnego XX był odbierany entuzjastycznie w literackich kręgach narodowosocjalistycznych Niemiec, entuzjastycznie w powojennych, okupowanych przez aliantów Niemczech Zachodnich i entuzjastycznie w ciągu tego samego okresu czasu w okupowanych przez Sowietów Niemczech Wschodnich. Każdy reżim polityczny interpretował teksty Goethego zgodnie z dominującymi ideami swoich czasów. Ta sama zasada (re)interpretacji dotyczy wszystkich autorów, niezależnie od tego czy są oni powieściopisarzami, naukowcami społecznymi czy erudytami prawa.
Program Stosowanego Prania Mózgów Szkoły Frankfurckiej
Dla wielu białych aktywistów bądź potencjalnych studentów nauk humanistycznych, wciąż trudne do pojęcia jest to, że od fatalnego roku 1945, program akademicki na Zachodzie poddany został drastycznej przebudowie metodologicznej, co z kolei poskutkowało gigantycznym praniem studenckich mózgów. Stałe usuwanie setek politycznie niepoprawnych tytułów z półek bibliotecznych z jednej strony oraz radykalnie nowe interpretacje klasyków z drugiej, to wszystko tylko pogorszyło sprawę. Wyobrażenie sprawiedliwego versus niesprawiedliwego, piękna versus brzydoty, oszusta versus bohatera zostało wywrócone do góry nogami albo też znaczenie tych terminów zmieniło się w zgodzie z dominującą lewicowo-liberalną aka „multikulturową” filozofią nauczania. Bardzo wcześnie, w dużej mierze na skutek programu prania mózgów stosowanego Szkoły Frankfurckiej, system zdołał scalić ideę akademickiej integralności z ideą „humanizmu”. Jakakolwiek próba ze strony krytycznie nastawionych profesorów zbadania autorów wykraczających poza nawias standardowego curriculum była niezwłocznie określana jako zbrodnicze, faszystowskie przedsięwzięcie, godne sankcji karnych, utraty stanowiska i akademickiego ostracyzmu.
Dzisiaj wybór odpowiedniej literatury dla studenta nauk humanistycznych lub chociażby dla białego aktywisty chcącego dowiedzieć się więcej o swoim kulturowym i rasowym dziedzictwie jest często dodatkowo pogorszony jego własną metodologią. Tak, wszędzie jest źle – wiemy to – i tylko niewielu uczciwych nauczycieli pozostało, by wskazywać drogę. Bez właściwego przewodnictwa, wielu białych nacjonalistów skłania się ku pożeraniu ciężkiej literatury o rasie albo też zanurzają się w akademickie teksty na temat judaizmu, jednocześnie odrzucając zwyczajną prozę klasyków, na których się wychowali. Uprawianie nieukierunkowanej orki na trudnych tekstach o rasie bez odpowiedniej wiedzy na temat niektórych klasyków nie przyniesie pożądanych rezultatów. Może tu zaistnieć również pokusa skupienia się na różnicach rasowych, a nawet okazywania gniewu wobec mających niższy iloraz inteligencji rasowych grup albo zestawiania ze sobą liczb ofiar II Wojny Światowej. Wcześniej niż później, takie podejście sprowadzi na białego studenta kłopoty.
Pierwszym krokiem dla studenta bądź aktywisty jest zapoznanie się z co najmniej kilkoma klasykami i skupienie się na odpowiednich kwestiach czytając ich. Dopiero wówczas, gdy ich przesłanie wryje się w pamięć, będzie on w stanie rozpoznać niecne motywacje naczelnych projektantów nauk humanistycznych na swoim uniwersytecie. Na przykład, żeby student mógł zrozumieć czczą gadaninę swego wykładowcy na temat Karola Marksa i jego epoki, można mu doradzić, żeby do swojej obowiązkowej literatury dodał własną listę autorów, takich jak powieściopisarze Charles Dickens i Honoré de Balzac. Obaj żyli w tej samej epoce, co socjolog Marks, a jednak byli znacznie lepsi w graficznym opisie żałosnych warunków życia robotniczego we wczesnej kapitalistycznej Francji i Anglii.
Naturalnie Szekspir zawsze się przydaje, nie tylko tym, którzy chcą zrozumieć ponadczasowy problem ludzkiej niestałości, zdrady i marności, lecz również tym, którzy pragną poczuć pierwszy powiew świata Shylocka i tego, co Shylock myśli o sobie i o swoim wybranym plemieniu.
Shylock: Mogę od was
kupować, mogę wam sprzedawać,
rozmawiać z wami,
spacerować z wami i tak
dalej; ale nie będę jadać
z wami, pijać z wami ani się
z wami modlić. (I, III)
Szekspirowski Kupiec Wenecki to dzisiaj ważne dzieło literackie dla studentów pragnących pojąć język nowoczesnych banksterów i znaczenie nowych malwersacji pochodzących z Goldman Sachs, czy jak to Ben „Helikopter” Bernanke naucza, „luzowania ilościowego” mającego na celu ogłupić masy iluzją nowych miejsc pracy. Niekończące się weksle dotyczące obligacji pieniężnych między Antonio a Shylockiem nie zostały zrealizowane, więc Shylock domaga się funta mięsa odciętego z jego ciała. To musiało być szekspirowską formą „głównego zabezpieczenia”. Ta sama procedura znajduje odzwierciedlenie w dzisiejszej „obligacji subprime” albo w ogólnym zadłużeniu studentów w USA, które dobiło do 1 biliona.
Shylock: Wasza Wysokość zapyta, dlaczego
Wolę wziąć marny funt mięsa, niż przyjąć
Zwrot mych dukatów? Na to nie odpowiem.
Przypuśćmy jednak, że to kaprys. (IV, I)
Czytanie XVIII-wiecznego, francuskiego pisarza oświeceniowego Woltera i jego uwag odnośnie religijnej nietolerancji Żydów i chrześcijan jest znacznie bezpieczniejsze dla początkujących niż rozdawanie żydożerczych ulotek albo wydawanie z siebie głupkowatych ryków „Sieg Heil!”, czy „White Power!”. Owe infantylne okrzyki są bowiem miodem na wielkie uszy wroga. Studenci muszą także być ostrożni wobec wszelkich streszczeń, jako że często zawierają w sobie ukryte meta-przesłanie, swoistą interpretację autorstwa obłąkanego lewaka lub pederasty, który jest na tyle bystry, że odpowiednio ocenzuruje, albo gorzej, dokona reinterpretacji tekstu w zgodzie z własną chorobą umysłową. Doskonałym przykładem jest Fryderyk Nietzsche, wielki anty-egalitarny myśliciel Zachodu, którego prace zostały z powodzeniem zawłaszczone przez lewicowych doktrynerów po II Wojnie Światowej. Drobna rada: zawsze patrzcie na wydawcę oraz na rodowód komentatora, jak również na pochodzenie autora wstępu, zanim zaczniecie czytać tekst klasyka.
Zwyczajne, stare nowele, dramaty i utwory poetyckie klasycznych pisarzy Zachodu często oddają lepiej klimat socjoekonomicznego i rasowego środowiska omawianej epoki niż ciężkie cegły socjologiczne, czy bełkot politologa. Dopiero po zapoznaniu się z nimi, czytelnik może je zastąpić akademickimi publikacjami na tematy liberalizmu, rasy i multikulturalizmu. Do tego momentu student będzie przysposobiony i wyposażony w potrzebny arsenał konceptualny, dzięki któremu pojmie, w jak potwornym świecie żyje. Moja sugestia – przedmiot „Literatura i Polityka”, w idealnym środowisku uczelnianym powinien stanowić kurs przewodni studiów humanistycznych. Piękno czytania powieści polega na tym, że dostarczają one dobrych narzędzi konceptualnych dla lepszego zrozumienia nie tylko świata, który był, lecz także tego, który jest.
Hochsztaplerstwo edukacji wyższej
Dzisiejsze kursy na studiach humanistycznych we wszystkich zachodnich akademiach są mega-sesjami parodii i marnotrawienia czasu i pieniędzy studentów. Większość z nich stanowi przestępcze pogwałcenie praw białego studenta do krytycznego myślenia i swobodnych dociekań. Nie to, że wszyscy obecni profesorowie nauk humanistycznych są źli. W rzeczywistości większość z nich to renegaci, którzy podporządkowują się linii dominujących mitów politycznych i którzy porzucą je, jak tylko modne staną się nowe mity. Zajęci bardziej swoim własnym ego niż jakością nauczania, uporządkowują swoje zajęcia wokół naśladowniczej paplaniny o „sile różnorodności”. Nie usiłuje się prowadzić wśród studentów elementarnych lekcji krytycznego myślenia; intelektualną ciekawość zostawia się samej sobie. Całą akademicką faunę – zarówno w Europie, jak i w Stanach – tworzą żałosne charaktery trenujący fałszywe uśmiechy i oddający się włażeniu w tyłki swoich przełożonych, przy czym wszyscy są wobec siebie nawzajem patologicznie zazdrośni. Dawno temu, tak zwany program ćwiczenia multirasowej wrażliwości zamienił edukację wyższą na Zachodzie w groteskowy przemysł rozrywkowy, spychający inteligentnych, białych studentów z jakiegokolwiek krytycznego podejścia w naturę narzucanych im potajemnie poglądów.
Pół-przyzwoity biały profesor o opinii konserwatysty, który chce uniknąć kompulsywnej nerwicy auto-cenzury musi włączyć się w rytuał czołobitności wobec Żydów. Albo musi od czasu do czasu wygłosić pokrzepiające serca przemówienie pochwalne na temat państwa Izrael. Jest to jedyna bezpieczna strategia, by zapewnić sobie malusieńkie profity dostępne dla „konserwatystów”.
Z drugiej strony spektrum nauczania, dla białego studenta o wysokim IQ, który ma w sobie jakieś pozostałości introspekcji, akademickie kursy reprezentują emocjonalne nadużycie – za które ani jego wykładowca, ani dziekanat, ani wyższe szczeble władzy, nigdy nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie.
Zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, jedynym sposobem dla białego studenta, aby przetrwać dobrze zaplanowany proces edukacyjnego ogłupiania i prania mózgów jest ustalenie przez niego własnej, analogicznej niszy badawczej, w której będzie mógł czytać właściwą literaturę. Tak długo jak przebywa na uczelni, powinien przestrzegać zasad gry, zacisnąć zęby i znosić lata mentalnych tortur w otoczeniu, które etykietuje się oszukańczym logo „miejsca swobodnych badań i wolności wypowiedzi”.
W żadnym wypadku biały student nie powinien machać rewizjonistyczną literaturą przed nosami swoich kolegów, ani też sypać w oczy swojemu profesorowi politycznie niepoprawnymi uwagami, nie mówiąc już w ogóle o rasistowskich dowcipach opowiadanych publicznie. To sprowadzi na niego niezwłoczny pocałunek śmierci i wykluczy go z przyszłego życia zawodowego. Uzyskanie dyplomu musi być jego nadrzędnym celem.
W zasadzie jedyną korzyść, jaką czerpie się dzisiaj z pójścia do szkoły wyższej stanowi ochronny symbolizm stopnia naukowego. Z pewnością odbycie wyroku 4 lat akademickiego prawie-więzienia nie przysporzy nikomu sławy, pieniędzy, ani chwały. Ale uzyskanie tytułu licencjata, magistra, czy doktora i brnięcie przeciwko uczelnianemu consensusowi ostatecznie spotka się z milczącym szacunkiem ze strony konformistów (którzy publicznie muszą zawsze pokazywać tylko nienawiść). Można być pewnym, że biały student nie nauczy się niczego od swych politycznie poprawnych wykładowców, których największe osiągnięcia intelektualne składają się z detali zawartych w planach wypłat i podwyżek.
Biali studenci i aktywiści, których rodzimym językiem jest angielski mają ogromną przewagę w stosunku do białych w Europie. Najlepsza literatura humanistyczna dostępna jest dziś w języku angielskim. Poza tym, amerykańskie biblioteki uczelniane, włącznie z niewielkimi nawet księgozbiorami college’owymi, są najlepsze na świecie. Dlaczego by z tego nie korzystać? Dla potencjalnego białego geniusza, czy pisarza z Rosji, Niemiec bądź Francji, nie mówiąc już o inteligentnym, młodym autorze żyjącym w jakimś mikroskopijnym kraju Europy Środkowej, opanowanie do mistrzostwa języka angielskiego jest nieuchronne, jeśli chce zaistnieć w świetle literackich jupiterów. W każdym razie większość akademickich książek na temat rasy, modernizmu lub liberalnej dekadencji, czy też kwestii żydowskiej, publikowana jest w języku angielskim. Niemiecka auto-świadomość została zniszczona po II Wojnie Światowej, a wraz z nią niemiecki język, który, chociaż bardzo bogaty, to poza Niemcami jest rzadko używany w innych częściach Europy. Francuska gloire jest passé i jakkolwiek wydano wiele dobrych książek po francusku, zwłaszcza na polu socjologii postmodernizmu, to niewielu białych Amerykanów, czy angielskich nacjonalistów zada sobie trud nauczenia się francuskiego. Jako globalny lingua franca, amerykańska wersja języka angielskiego stała się jedyną i najlepszą bronią dla kulturowych bitew na wszystkich frontach.
dr Tomislav Sunić
Dr Tomislav Sunić – pisarz i politolog chorwackiego pochodzenia, były wykładowca na California State University, były pracownik chorwackich i amerykańskich placówek dyplomatycznych. Autor książek „Against Democracy and Equality: The European New Right” oraz „Homo Americanus: Child of the Postmodern Age”. Niedawno ukazało się drugie, rozszerzone wydanie „Against Democracy…”, do którego przedmowę napisał znany francuski filozof, socjolog i geopolityk, Alain de Benoist. Dr Sunić należy do prezydium Amerykańskiej Trzeciej Pozycji – politycznego reprezentanta terceryzmu w USA. Jest także stałym felietonistą The Occidental Observer oraz współpracownikiem Portalu Nacjonalista.pl.
Powyższy artykuł ukazał się na The Occidental Observer 18.04.2012. Przedruk części bądź całości tylko i wyłącznie za zgodą Redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Najnowsze komentarze