No proszę, 57% sondowanych Francuzów uważa, że Dominique Strauss-Kahn (DSK), oskarżony o próbę gwałtu na afrykańskiej pokojówce, padł ofiarą czyjejś machinacji. We francuskiej prasie toczy się dyskusja czy życie seksualne osób publicznych ma pozostawać, czy też nie, medialnym tabu. W czasie tych debat nie jeden wyborca przeżywa szok – kto by się na przykład spodziewał, że w publicznej telewizji będzie można usłyszeć, jak to DSK lubił bywać w klubach swingersów (gdzie pary wymieniają się swoimi partnerami)?
Non, non!
Przeważa tradycyjna opinia, że sprawy łóżkowe polityków, jeśli są przedmiotem porozumienia między dorosłymi, nie powinny nikogo obchodzić. Kontynentalna reguła tabu (bo w Wielkiej Brytanii jest nieco inaczej) ma chronić politykę przed chwytami poniżej pasa, kierowaniem debaty na pozamerytoryczne tory, próbami szantażu itp. To brzmi zresztą dość rozsądnie. Tym niemniej w kwestii plotek zawsze pozostaje wątpliwość.
Kilka lat temu warszawskie źródło, które określiłbym jako wiarygodne (ale kto to wie?), opowiedziało mi szczegóły sekretnej pasji powszechnie znanego w Polsce prezentera telewizyjnych niusów. Mianowicie miał on regularnie spotykać się z gronem transwestytów, którzy – przebrani za kobiety – po kolei kochali go od tyłu. Co zrobić z taką informacją? Nic, widziałem raczej jej aspekt komiczny, co najwyżej uśmiechałem się, kiedy widziałem w telewizorze jego męską buńczuczność, napędzaną, jak mi się od dawna zdawało, kreskami koki tuż przez wejściem na antenę. Wszystko tu bez wątpienia odbywało się między dorosłymi, którzy wiedzą czego chcą i nikomu nie szkodzą. A jednak wątpliwość pozostaje: ów dziennikarz może stać się celem szantażu niczym nie tak dawno senator P. Ba, może nawet nim być – i wtedy jego dziennikarska niezależność stoi pod znakiem zapytania, co może mieć konkretne, choć niewidzialne skutki publiczne.
Oui, oui!
Właśnie nieprzymuszone porozumienie okazuje się nową linią obrony ekipy adwokatów Dominique’a Strauss-Kahna. Chodzi o szybką zmianę frontu – jeszcze wczoraj rano mecenas Brafman w ogóle podważał istnienie seks-incydentu w hotelu Sofitel. Policja twierdziła, że doszło do niego koło 13, podczas gdy DSK miał się wymeldować z hotelu o 11.45. Później rzecznik policji powiedział jednak, że do próby gwałtu doszło „około południa”. Dziś Benjamin Brafman sugeruje, że owszem, „coś się zdarzyło”, lecz za pełną zgodą pokojówki, która miała powiedzieć (po francusku) „oui, oui”!
Trzeba powiedzieć, że pierwsze wystąpienia adwokata Afrykanki Jeffa Shapiro też nie należą do sukcesów. Mówił on Reutersowi, że sprzątaczka nigdy wcześniej nie widziała DSK i nie miała zielonego pojęcia kim on jest. Okazało się jednak, że od paru dni wielkie zdjęcie szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego wisiało na eksponowanym miejscu w szatni pracowników hotelu, gdzie odbywają się codzienne odprawy – ten klient, jak sygnalizowała dyrekcja, wymaga szczególnej uwagi, szczególnie tych, którzy pracują na jego piętrze. Kobieta musiała być jednak straszną gapą, jeśli nic do niej nie dotarło.
Ubranie w paski
Co o niej wiadomo? Dziennikarze przepytali jej sąsiadów. Niektórzy mówią, że wdowa z 15-letnią córką jest „sympatyczna i pracowita”, inni, że trudno powiedzieć, bo mieszkała w domu na Bronxie dopiero od paru miesięcy. Podczas gdy amerykańska policja szczelnie przykrywa ją prześcieradłem, kiedy przeprowadza ją przez szpaler fotografów, europejska prasa podaje jej nazwisko: Nafissatou Diallo. Przyznam, że po prostu wpisałem je w wyszukiwarkę Facebooka i – spośród wielu – znalazłem konto osoby, która tak się nazywa, mieszka w Nowym Jorku, pochodzi z zachodniej Afryki, ma nastoletnią córkę i zna francuski. Jest tam zresztą jej zdjęcie z córką (Nafissatou Diallo to ta pani po lewej). Jeśli to ta osoba jest pokojówką z hotelu Sofitel (pewności wszak nie ma) to dywagacje na niezbyt stosowny temat „czy jest warta grzechu” mogą trwać bardzo długo. Dyrekcja przedstawiała ją po prostu jako rzetelną pracownicę.
Telewizja, przodek Internetu, zachowuje śmiertelną powagę, ale francuska sieć dworuje sobie z DSK na całego, jak w tej, trzeba powiedzieć bezlitosnej parodii reportażu* z raczej ponurego, nowojorskiego więzienia Rikers Islands, w którym oskarżony zajmuje celę-jedynkę o całkowitej powierzchni połowy łazienki apartamentu hotelu Sofitel.
Sieć tych hoteli należy do francuskiego koncernu Accor, którego szef należy do bliskich przyjaciół prezydenta Sarkozy’ego. Czy to znaczy, że Francuzi mają rację w sprawie spisku? Nie da się odpowiedzieć po prostu „oui, oui”…
Jerzy Szygiel
Źródło: szygiel.salon24.pl
Najnowsze komentarze