Najbardziej znana sieć serwująca „śmieciowe” jedzenie miniony rok zamknęła bardzo dobrym wynikiem finansowym. Całkowity dochód sieci McDonald’s wyniósł w ciągu ostatnich 12 miesięcy 4,94 mld dolarów, co w porównaniu z rokiem 2009 stanowi wzrost o kilkaset mln dolarów.
Pomijając oczywiste szkody dla zdrowia, jakie powodują wizyty w lokalach serwujących fast-food, należy mieć na uwadze również sposoby za pomocą których McD oraz podobne molochy zarabiają miliardy „zielonych”.
Praca w restauracjach McDonald’s, to według ludzi tam zatrudnionych prawdziwy dziesięcio, jedenastogodzinny kierat: stres, bieganina, wykonywane automatycznie komendy, „czujne oko” kierownika spoglądające przez ramię, a wszystko to za wynagrodzenie urągające ludzkiej godności. Jak wspomina były pracownik jednego z kilkuset lokali tej sieci w Polsce: … pracowałem już w kilku miejscach, ale tak jak dostajesz w kość w Macu, w robocie po dziesięć – jedenaście godzin ciągle w ruchu i na nogach, pracując na tak zwane tempa itd. – próżno szukać gdzie indziej. Trzeba się wyłączyć, przestać myśleć, robić według odgórnie wymyślonych reguł; często bzdurnych przepisów wewnetrznych, zacisnąć zęby i zap…….ć jak robocik.
Na groszowej płacy „szeregowych” pracowników prawdziwe kokosy zbija również koncern Jeronimo Martins, właściciel licznych dyskontów „Biedronka”. Fortuna portugalskich właścicieli, rodziny Soares dos Santos zwiększyła się w ubiegłym roku o 63 proc. i według szacunków wynosi już ponad 4 mld euro (zysk Jeronimo Martins za rok 2010 to 1,5 mld euro).
25 stycznia 2011 o 19:10
Wszystko ładnie, pięknie – kij w oko makdonaldowi i biedronce. Nurtuje mnie tylko: czy jest jakiś nakaz kupowania i pracowania w w/w?
25 stycznia 2011 o 19:23
@krzysiek
Nakazu oczywiście nie ma. Tylko wyobraź sobie sytuację, gdy długo szukasz pracy i tylko taka Ci się trafiła- czasem tak w życiu bywa:). Tylko nie mów, że wolałbyś pobierać ten mityczny już polski socjal. Co do Biedronki, to co by nie mówić ceny są tam niższe niż u pani Krysi więc ludzie tam kupują.
25 stycznia 2011 o 21:38
My tu gadu- gadu, a w Biedronce nadgodziny.
26 stycznia 2011 o 12:36
Krzysiek: rozejrzyj się wokół, popytaj wśród znajomych. Jestem pewien, że bez trudu znajdziesz ludzi mających nawet świstek z wyższej uczelni, którzy pracują w marketach czy barach szybkiej obsługi. Z konieczności rzecz jasna, a znajdziesz ich i w większych miastach, województwach i na głębokiej prowincji. Osobiście znam faceta, który realizuje studia doktoranckie, a po otrzymaniu dyplomu magistra pozostawał bez pracy kilka miesięcy, wreszcie podjął się roboty na magazynie w jednym ze znanych sklepów meblowych. To tylko jeden z tysięcy przykładów, a wiadomo: nieraz sytuacja życiowa komplikuje się na tyle, że nawet groszowa płaca w markecie jest „wybawieniem” (przed rychłym zdechnięciem z głodu…). Rozumiem, że dla zwolennika liberalizmu, powyższe przykłady to tylko dowody na „niezaradność życiową”. Duch Ayn Rand i innych bożków dzisiejszej prawicy jak widać wciąż żywy…
Bedek: Toż to oczywiste, że socjal w Polsce jest rozdmuchany do niebotycznych rozmiarów. To nie mit, to fakt
24 lipca 2011 o 16:16
@Zbigniew Lignarski: A więc ta nadwyżka popytu na pracę ponad jej podaż jest spowodowana dzikim kapitalizmem, wolnym rynkiem i chciwymi prywaciarzami?
Sytuacja kiedy świeżo upieczony magister kulturoznawstwa nie może znaleźć pracy to też pewnie jakiś spisek kapitalistów?
5 października 2011 o 17:51
A czy Ty myślisz, że w Polsce bez pracy zostają tylko absolwenci kierunków typu filozofia, historia, socjologia? Nie wiem ile masz lat, ale sprawdź, ilu znajomych w wieku 20-30 lat po szkołach samochodowych czy gastronomicznych, więc mający określony fach w ręku, nie pracuje, lub zapierdala po naście godzin bez umowy. Sytuacja jest z pewnością dość częsta.
Kapitalizm zabija – zabij kapitalizm!