Moje ogromne oburzenie związane z nazywaniem przez obrazowanszczinę faszystami endeków ma bardzo długie korzenie. Nie chcę tu przytaczać argumentów wymagających znajomości historii II Rzeczypospolitej i działalności Narodowej Demokracji. Pisać o sprawie „litwaków” czy Żydów uciekających przed „bolszewickim rajem” itd. Te sprawy doskonale opisuje Rafał Ziemkiewicz i gorąco polecam jego publikacje (choćby „Jerzy Giedroyc, endek i antysemita” – wystarczy wkleić w wyszukiwarkę). Kontynuując moje rozważania nad zachowaniem „oświeconych” podczas Marszu Niepodległości odszukałem w moim domowym archiwum zamieszczony w lipcowej „Europie” wywiad z jednym z najwybitniejszych na świecie znawców faszyzmu, wykładowcą Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, profesorem Zeev’em Sternhell’em.
Większość definicji faszyzmu, szczególnie tych ze szkolnych podręczników, zaczyna się słowami: „Ruch skrajnie prawicowy…”. Co natomiast mówi profesor Sternhell? Faszyzm był „projektem alternatywnej nowoczesności, wymierzonym w materializm, pozytywizm, przeciętność społeczeństwa burżuazyjnego i bagno liberalnej demokracji”. Ruchy lewicowe od zawsze starały się umyć ręce i przypisać ideologię wynalezioną przez Henri’ego de Mana do ruchów narodowych. Zeev Sternhell mówi jednak, że faszyzm nie jest ani lewicowy, ani prawicowy. „Ma swoje źródła zarówno na lewicy, jak i na prawicy”. Jego prawicowym aspektem pozostaje zaś odium do liberalnych swobód, z lewicą łączy go natomiast „fascynacja rewolucyjną przemocą”. To chyba najgorszy z możliwych zarzutów dla nowoczesnego lewactwa, utożsamianego przecież z ruchami pacyfistycznymi, ekologami i różnej maści „wrażliwcami”, którzy szukają swojego miejsca „na tym tu łez padole” w mniej lub bardziej absurdalnych organizacjach i stowarzyszeniach dojących unijną krowę.
Dzisiaj nie istnieje już typowa „klasa robotnicza”, która była bazą popularności Marksa i wielu pokoleń jego naśladowców. Polaryzacja społeczeństwa polskiego jest już mniej widoczna, a notowania lewicy spadają. Dlatego w mediach o wiadomej proweniencji próbuje się przemycić jedynie słuszną prawdę, że „człowiek lewicy” to ktoś nowoczesny, liberalny, oświecony, kulturalny. Jednym słowem ten lepszy. Prawicowiec to zaś zakompleksiony patriota, narodowiec z portretem Kościuszki bądź szabelką pradziadka na ścianie, prostak czytający „Trylogię” i „Pana Tadeusza”. Tak było jednak do niedawna. Obecnie wszyscy, którzy nie są lewakami, nie czytają „Polityki” czy „Krytyki Politycznej”, nie tęsknią za Olkiem i generałem, nie nienawidzą IPN-u i nie kochają Bolka to już nie tłuszcza, swołocz i ciemnogród, to faszyści!
PS. Może ktoś podać definicję faszysty? Wbrew pozorom to nie takie proste.
MJW
http://prawynalewego.salon24.pl/
Najnowsze komentarze