1. Pierwsza przyczyna jest naturalna, na samej naturze naszej oparta, bo śmierć czyli ta rozłąka jest naturze naszej przeciwna. Dusza jest z ciałem złączona w jedną istotę, w jedno >>ja<<; w nas niema, ściśle biorąc dwóch istot, ale tylko jedna; – dusza w człowieku jest jakby ucieleśniona, a ciało z duszą złączone jest przez tę duszę ożywione, jakby uduchowione. Dlatego po śmierci ludzkiej, kiedy dusza ludzka z ciała wynijdzie, i to ciało martwe, ten trup ludzki jest całkiem innem ciałem, mającem zupełnie inne własności, aniżeli ciało ludzkie żyjące. Otóż człowiek, mający od Boga z natury zmysł zachowawczy, przywiązanie do życia, dlatego tak się boi śmierci, tej rozłąki duszy od ciała. I im bardziej on do ciała i rozkoszy jego i do świata przywiązany, tym ten strach przed śmiercią jest większy!
2. Drugą przyczyną bojaźni śmierci jest: że śmierć jest karą Boską za grzech pierworodny, a każda kara jest zwykle bolesną, a tym bardziej ta kara śmierci. Dlatego i wśród kar ludzkich najstraszniejszą i najbardziej obawianą karą jest kara śmierci.
3. Trzecią przyczyną bojaźni przed śmiercią są wyrzuty sumienia za złe, grzeszne życie, – i stąd strach, budzący się przed nadchodzącym strasznym sądem Boskim! A tego sądu jest się czego bać, gdyż czytamy w żywotach nawet Świętych Pańskich, że się przed śmiercią tego sądu Boskiego bali, jak n. p. św. Małgorzata Maria Alacoque; lecz taka bojaźń u świętych dusz była raczej tylko z pokusy diabelskiej , który chce dusze pobożne zaniepokoić i zamącić, a może i do rozpaczy pobudzić, lecz przy pomocy łaski Bożej dusze pobożne z tej pokusy wychodzą zwycięsko. – Czytamy o tym wyraźnie w żywotach Świętych, jak n. p. w żywocie św. Hilariona opata i wielu innych.
4. Czwartą przyczyną bojaźni śmierci jest, że my zwykle nie tylko nie mamy pewności, jaka nas wieczność czeka, czy dobra, czy zła, czy szczęśliwa, czy wiecznie nieszczęśliwa, a u ludzi, co wiarę stracili, jest w ogóle powątpiewanie w życie pozagrobowe i dlatego: u jednych jest strach przed zupełną utratą życia, a u drugich wątpliwość, jakie ich po śmierci czeka życie i jaka wieczność! Wiara więc tylko, oparta na nieomylnym słowie Bożym: >>Wierzę w ciała zmartwychwstanie, w żywot wieczny!<< – upewniająca nas o tym wiecznym życiu pozagrobowym, – i nadzieja, że przez zasługi Boskiego naszego Odkupiciela z dobroci Bożej osiągniemy ten żywot wieczny, jako nagrodę pobożnego życia, powinny nas pocieszać i ostatnie chwile życia i rozłąkę z ciałem, rodziną i światem nam osładzać.
Cóż więc czynić, aby śmierci się nie bać?
1. Potrzeba najpierw często na śmierć pamiętać, a życie swe uważać jako podróż do wieczności, jako przygotowanie do niej przez śmierć dobrą i szczęśliwą. Śmierć jest zwykle odblaskiem życia; jakie życie, taka śmierć, mówi stare polskie przysłowie. Kto więc stara się po Bożemu żyć, ten zwykle nie będzie się zbytnio śmierci bał. Byłem przy wielu umierających i doświadczeniem o tej prawdzie przekonałem się. Byłem przy śmierci mego przyjaciela, Ks. Józefa Krzemińskiego, zacnego Ks. Infułata kościoła Najśw. Marii Panny w Krakowie, który był wielkim Jej czcicielem, cały swój majątek włożył w ozdobę świątyni Mariackiej, a ten przed śmiercią powtarzał nieraz te słowa: >>Nie myślałem, że tak słodko umierać!<<… A przed samą śmiercią powiedział z ufnością: >>Idę do Ojca mojego i Ojca waszego<<. Tak, po dobrem życiu Bogu oddanym i poświęconym, słodko jest umierać! Lecz kto za życia mało o śmierci myślał i źle, nie po Bożemu żył, to nic dziwnego, że taki śmierci potem bardzo się boi, zwłaszcza, jeśli na sąd nie tylko bez żadnych zasług, ale z licznymi nie odpokutowanymi grzechami na sąd Boski idzie; niejeden taki powie wtedy: Jakże ja z próżnymi rękoma stanę przed P. Jezusem, Sędzią moim, któregom tyle razy obraził!
2. Żeby więc śmierci i tego sądu Boskiego o tyle, o ile można, nie bać się, trzeba zawczasu tego Sędziego przeprosić i przebłagać przez dobrą, dobrze przygotowaną spowiedź generalną z całego życia, wedle tego, co mówi św. Paweł: Gdybyście się sądzili, nie bylibyście sądzeni (I Kor. 31). Nie odkładaj tej spowiedzi, jak to niestety niektórzy czynią, na czas przedśmiertny, bo potem może ani czasu, ani sił do tego potrzebnych nie będziesz, – ale pamiętając na polecenie P. Jezusa: >>Bądźcie gotowi!<< – zawczasu na śmierć przez dobrą spowiedź generalną z całego życia się przygotuj i tę spowiedź uważaj jako pierwsze i najważniejsze przygotowanie, jako główną asekurację. Ludzie rozumni asekurują się od ognia, gradu, na starość, na wypadek śmierci etc., ale ze wszystkich asekuracyj najważniejsza i najpotrzebniejsza jest ta asekuracja szczęśliwej śmierci i od niej zależnej wieczności!! A ta zależy głównie od stanu łaski poświęcającej, a odzyskanie łaski poświęcającej od dobrej spowiedzi generalnej.
Pamiętaj więc dobrze na to!
3. Lecz cóż pomoże spowiedź, choćby i najlepsza, jeśli po spowiedzi tej nie będziesz się starał zawsze tak żyć, aby stale w stanie łaski poświęcającej być! Na tym więc zależy dalsze zabezpieczenie szczęśliwej śmierci! Tak żyj, abyś zawsze na śmierć gotowym był, choćby ona nawet przyszła nagle i niespodzianie! A nikt z nas nie wie, kiedy i jaką śmiercią umrze!
Byłem raz na kazaniu jednego z naszych księży, które miał do bractwa dobrej śmierci i mówił właśnie o tym, jak sobie śmierć dobrą zabezpieczyć. W kazaniu tym dwa główne środki ku temu podał: 1. Tak żyj, jakby to był dzień twój ostatni! i 2. tak się zawsze spowiadaj, jakby to była spowiedź twoja ostatnia! I zaiste dobrą ten ksiądz postawił zasadę i dobrą dał radę, bo prawdę mówiąc, któryś dzień będzie ostatnim, a nie wiemy który, i każdy dzień może być ostatnim! A gdy tak żyć będziemy, to wtedy będziemy się nagłej śmierci, a co ważniejsza, grzechu ciężkiego, śmiertelnego bali, a tym samem będziemy zawsze na śmierć gotowi! A spowiadając się zawsze tak, jakby ta spowiedź była ostatnia, będziemy zawsze dobrze się spowiadali, a tym samem najlepiej na śmierć gotowali! Bo któraś spowiedź będzie ostatnią, a nikt z nas nie wie która? Sprawdziło się to kazanie na tym samym księdzu, bo w dwa tygodnie po niem umarł, zupełnie nagle i niespodzianie, zastaliśmy go w łóżku nieżywego. Ale z tym wypadkiem złączona była druga śmierć nagła jednego młynarza, człowieka, który na śmierć nie był przygotowanym, a w dodatku w grzechach nałogowo żył. Tego samego dnia przyszedł on do mnie, a ja zwróciłem uwagę jego na tę śmierć nagłą tego kapłana i powiedziałem do niego: >>Bracie mój, a gdybyś ty był tak nagle umarł, coby się z tobą i z twoją duszą stało?<< – A on mi na to, żartując: >>Niech się ksiądz o mnie nie boi, bo śmierć do młyna przystępu nie ma!<< Na drugi dzień była eksportacja tego księdza z klasztoru do kościoła, był na niej i ten młynarz. Lecz dziwne sądy niezbadanej Opatrzności Boskiej! bo kiedy tenże z kościoła do domu wracał, wyszedłszy z kościoła padł na ulicy trupem! zupełnie nagle i niespodzianie!! Tak P. Bóg potwierdził to kazanie dwoma tak dziwnymi wypadkami śmierci nagłej! Powtarzam ci więc jeszcze tę zasadę, przez tego księdza wypowiedzianą: >>Tak żyj! jakby to był dzień twój ostatni! Tak się zawsze spowiadaj, jakby to miała być twoja spowiedź ostatnia!<<
4. Gdybym, dla większego przekonania cię o tej prawdzie, począł opowiadać dziwne przypadki śmierci nagłej i zupełnie niespodzianej, tobym mógł osobną książeczkę o tym napisać. Opowiem choć niektóre.
Znam wiele wypadków, w których spowiedź przedślubna była spowiedzią ostatnią! Spowiadałem raz do ślubu jednego człowieka, na pozór silnego i zdrowego, a nazajutrz tenże sam, zamiast przy ślubie, był już na katafalku.
Brat mój, lekarz, zrobił przed ślubem spowiedź generalną, – a ta spowiedź była jego spowiedzią ostatnią, gdyż umarł jedenastego dnia po ślubie.
Jedna panienka 18-letnia wyszła zdrowa na przechadzkę, a wróciwszy z przechadzki w kilku minutach życie zakończyła. Podczas mych rekolekcyj czyli misyj miałem kilka dziwnych wypadków, że niektórzy młodzi byli na misji, a przed końcem nagle umarli. Straszny przykład z mego życia kapłańskiego jest następujący. Jeden student przed samą spowiedzią, do której miał pójść z obowiązku z innymi studentami, żarty robił ze spowiedzi. Wkrótce potem umarł bez Sakramentów, a po śmierci miał wyraz twarzy iście szatański, piekielny!
Kiedy miałem misje w Prusach, była u spowiedzi jedna niewiasta, i to na dwóch misjach, które miałem bezpośrednio jedną po drugiej. Spowiedzią jej bardzo się nawet ucieszyłem. Zaraz potem miałem misję trzecią. Ta niewiasta była i na trzeciej misji. Kiedy po kazaniu modliłem się z ludem za tych, co świętokradzkie spowiedzi odprawiają, ta nieszczęsna, paraliżem tknięta, padła pod amboną, cała na twarzy czarna! Wyniesiono ją, – a w tym przychodzi do mnie jej towarzyszka, z którą na tę misję przybyła, mówiąc ze łzami do mnie: >>Ojcze, ojcze, co się stanie z jej duszą? gdyż ona przyznała mi się, że obie spowiedzi jej były świętokradzkie, bo na obu jeszcze grzechy zataiła!<<
Pamiętaj więc na te liczne a tak straszne wypadki i zawczasu przez dobrą spowiedź na śmierć się przygotuj, a po niej każdy dzień tak żyj, jakby to był ostatni, a wtedy choćby przyszła śmierć nagła dla ciebie nie będzie ona niespodziana, boś się na nią zawczasu przygotował i gotowym był!
Jeden z moich przyjaciół umarł nagle na ambonie, gdy miał kazanie, a ostatnie jego słowa w kazaniu były: >>Bóg czeka na nas!<<. Tak, Bóg czeka na nas, a nie wiesz, kiedy cię zawoła, bądźże więc zawsze gotowym!
5. Gdyby ci się nieszczęście zdarzyło, abyś w grzech ciężki popadł, to nie czekaj spowiedzi, ale zaraz, jak najprędzej, skoro tylko się ockniesz i upamiętasz, przeproś Pana Boga wzbudzając serdeczny żal doskonały, z pobudki miłości ku P. Bogu, bo taki żal, ale tylko taki, i grzech w tej samej chwili gładzi i na wypadek śmierci nagłej od potępienia wiecznego cię ratuje.
6. Jeszcze jedną radę ci daję: nigdy spać się nie połóż, abyś choć krótkiego rachunku sumienia nie zrobił i żalu za grzechy nie wzbudził, gdyż nie darmo w pieśni porannej śpiewamy: Wielu snem śmierci popadli, co się wczoraj spać pokładli!
ks. Feliks Cozel TJ
Zdjęcie: pexels.com
13 kwietnia 2025 o 18:05
Urodził się 17 listopada 1847. Około 1862 wstąpił do zakonu jezuitów, a około 1878 otrzymał sakrament święceń kapłańskich. Pracował na różnych stanowiskach, m.in. jako profesor teologii i filozofii młodzieży jezuickiej jak i u bazylianów, jako misjonarz, kaznodzieja oraz pisarz. Pod koniec XIX wieku był kapelanem w zakładzie leczniczym przy parafii św. Teresy w Rabce. Był inicjatorem założenia pisma „Kalendarz Serca Jezusowego” w 1904. Od 1905 do 1908 był redaktorem naczelnym miesięcznika „Głosy Katolickie”. W II Rzeczypospolitej pełnił funkcję rektora jezuitów w Tarnopolu. W ostatnich latach życia przebywał w kolegium jezuickim w Starej Wsi, gdzie był katechetą dla dzieci. Jego publikacja pt. Spowiedź. Jaką być powinna i jak się do niej gotować do 1928 została wydana w liczbie przeszło jednego miliona egzemplarzy i została przetłumaczona na pięć języków (ruski, litewski, francuski, niemiecki, rosyjski). Zmarł 18 stycznia 1928 w Kolegium oo. Jezuitów w Starej Wsi w wieku 81 lat, w 66 roku życia zakonnego i 50 roku kapłaństwa. Został pochowany w kaplicy grobowej jezuitów na cmentarzu w Starej Wsi.