life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Stanisław Stworzony: Obcy kapitał broni dzieci przed drzewem

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Od tygodnia głośno jest w Krakowie o proteście dzieci z ulicy Lipińskiego, którym nie podoba się planowane wycięcie około 30–letniego dębu szypułkowego rosnącego samotnie na łące pomiędzy blokami [zob. np. https://dziennikpolski24.pl/wyjatkowy-protest-w-krakowie-dzieci-z-ulicy-lipinskiego-staja-w-obronie-ukochanego-drzewa-to-nasze-dziecinstwo-a-koparki-sa-juz-blisko/ar/c1p2-27435261 ]. Duży pluszowy miś i liczne dziecięce rysunki chwytają za serce; niemal każdy przechodzień, choćby nie wiem jak spieszył się do tramwaju przystaje, fotografuje, rozmawia z przesiadującymi na drzewie dzieciakami. Tak przynajmniej było do 9 kwietnia br., kiedy firma budowlana o bardzo nordyckiej nazwie (wiadomo, jak pisał niezrównany Janusz „Szpot” Szpotański: „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”), której protesty i nagłośnienie sprawy nie bardzo jest w smak, postanowiła otoczyć dąb stalowym ogrodzeniem z napisem „Uwaga dzieci: Niebezpieczeństwo!”, czyszcząc tym samym przedpole dla pracy drwali. Od czasów tzw. „pandemii” wiemy doskonale, jak groźne bywają drzewa; nie ulega też wątpliwości, że dęby szypułkowe muszą być ze wszystkich drzew najgroźniejsze. Okazuje się jednak, że wycięcie drzewa o około 2 m obwodu pnia wymaga uzyskania szeregu zgód i pozwoleń, których wykonawca — póki co — nie ma, sprawa będzie zatem jeszcze dłuższą chwilę mielona w trybach krakowskiego magistratu. Toteż prace w okolicy posuwają się niesporo, a polegają głównie na wycince pomniejszych drzewek i zrywaniu darni, aby przynajmniej zaznaczyć swój teren. Czy to tępa złośliwość sprawia, że w oczekiwaniu na decyzje miasta „nordycy” koniecznie muszą pokazać dzieciarni, kto tu rządzi? Być może, swoje trzy grosze wtrąciła tu spółka-matka z kraju, w którym bawiące się wesoło białe dzieci są zjawiskiem niecodziennym? Jakby powiedział pewien krakowski żartowniś, „nie ma dowodów, że Tytus Flawiusz nakazał podpalić…” No, mniejsza z tym co.

Mieszkańcy okolicznych bloków, zwłaszcza tych po stronie z numerami nieparzystymi, ogólnie nie mają lekko. Od wschodu — niczym ów „cień ponurego wschodu” — wyrasta budowane przez «starorzymską» firmę o nazwie bodajże „Szalom” (lub bardzo podobnej, kiedy firma jest stara nazwy mogą się przecież każdemu poplątać…) sześciopiętrowe bloczysko w minimalnej, dozwolonej przepisami odległości od budynku już zamieszkanego; od zachodu zaś — „nordycy” umyślili zastąpić rzadko spotykaną w tej części miasta zieleń kilkoma hektarami betonu i asfaltu. Ktoś powie: widziały gały, co brały, kto kupuje mieszkanie we wznoszonym przez rodzimych „Januszy biznesu” potężnym budynku posadowionym na mikroskopijnej działce, której granice położone są kilka zaledwie metrów od ścian nośnych, ten musi liczyć się z możliwością, że za kilka–kilkanaście lat coś mu widok z okna zepsuje. Pytanie tylko: czy zapracowani Polacy, z trudem finansujący swoje potrzeby mieszkaniowe, w ogóle mają jakikolwiek wybór? Jak to jest, że w biednej powojennej Polsce mogły powstać wspaniale zaplanowane i przemyślane od strony urbanistycznej osiedla robotnicze, jak choćby krakowska Nowa Huta, w których ceny mieszkań obecnie pną się w górę? Za Gierka budowano już gorzej, bo z wielkiej płyty, jednak i gierkowskie osiedla (a takich na krakowskim Ruczaju jest całkiem sporo) są jak oazy spokoju przy potworkach narodzonych już w „Trzeciej Rzeczy”. Zamiast trawników — wszechobecna kostka brukowa, mikroskopijne placyki zabaw obowiązkowo zamykane na klucz, aby „obce” dzieci przypadkiem nie bawiły się na „nie swojej huśtawce” (czyżby lęk przed strefieniem panował wśród mieszkańców tych urbanistycznych nowotworów?). Na dokładkę — wszechobecne płoty, w których bramy i furtki i tak są stale otwarte, mieszkańcy bowiem szybko pojęli absurdalność grodzenia bloku z domofonem dodatkowym płotem, jednak nieszczęśliwe częstokroć usytuowanie owych furtek zmusza autochtonów do nadkładania drogi za każdym razem, kiedy chcą wyjść do piekarni po pieczywo lub do kiosku po gazetę. (Peerelowskie rządy kolaborantów sowieckich miały oczywiste wady, lecz rządzący Polską po 1989 roku kolaboranci światowej finansjery zdają się nie używać rozumów nawet wtedy, kiedy można… )

Na tle okolicy, wielorodzinna zabudowa krakowskiej ulicy Lipińskiego nie prezentuje się nawet najgorzej. Płotów nie ma tu prawie w ogóle, a pas naturalnej zieleni wyznaczający dawny „korytarz powietrzny” (jeden z trzech, które według koncepcji z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku miały redukować skutki ataku jądrowego na centrum miasta, zaś mniej-więcej do końca osiemdziesiątych, zanim zostały zatkane wieżowcami stawianymi bez ładu i składu, pozwalały mieszkańcom owego centrum uniknąć uduszenia smogiem w miesiącach zimowych) jeszcze kilka tygodni temu cieszył oczy przechodniów. Z początkiem kwietnia zmieniło się wiele.

Budowa ulicy Nowoobozowej (cokolwiek dwuznaczna nazwa, nawiasem mówiąc… czy może chodzi tu o „nowe obozy” dla nas, tj. Polaków, którzy nie chcą zostać Unijczykami?), choć planowana od dziesięcioleci, raz po raz odkładana była ad calendas graecas między innymi dlatego, że bez budowy dodatkowego mostu na Wiśle i tunelu pod Wzgórzem Świętej Bronisławy, przedsięwzięcie to zwyczajnie nie ma sensu. Niczym dodatkowy kran wlewający wodę do wąskiego lejka, z którego woda i tak musi się wylać, nowa ulica żadnym sposobem nie rozładuje kilometrowych korków tworzących się, po obu stronach Wisły, w okolicach mostów Dębnickiego i Zwierzynieckiego. Tyle tylko, że „miłośnicy motoryzacji” będą mogli pojeździć sobie dookoła dwóch spokojnych osiedli z dużymi szkołami podstawowymi i postraszyć dzieci wyciem silników…

Inwestycje można by co-nieco zracjonalizować (a zarazem ocalić tytułowe drzewo) gdyby budowa odcinka od Kapelanki do Trasy Łagiewnickiej polegała na poszerzeniu już istniejącej ulicy Lipińskiego. Wówczas, mieszkańcy gierkowskich bloków o numerach parzystych, jak również nieszczęśnicy z „trzeciorzeczowych” pokemonów z numerami nieparzystymi, patrzyliby z okien na jednojezdniową szosę poprzez 30–40 metrów zieleni po obu stronach. Jak to jednak w «Trzeciej Rzeczy» bywa, rozwiązanie rozsądne i sprawiedliwe zostało odrzucone w pierwszej kolejności. Znajomości, wpływy, a pewnie i sąsiedzka „życzliwość” zdecydowały, że dziurawa ulica Lipińskiego (formalnie: droga prywatna pobliskiej spółdzielni mieszkaniowej) zostanie zachowana w całości, mieszkańcy zaś — zamiast zieleni — oglądać będą kilka hektarów bezużytecznego asfaltu. Gdybym umiał śpiewać i grać na gitarze, zanuciłbym sobie teraz — na melodię „Lekcji historii klasycznej” Kaczmarskiego — Od wschodu srogi «rzymski» blok się sroży,/ Z zachodu Wiking płaszcz asfaltu płaszczy,/ A Staś Stworzony ostrzy ostrza swych dowcipów ;-)

Stanisław Stworzony

Drzewo-Lipinskiego


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: 

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

3 Komentarzy

  1. Autor zapomina powiedzieć, że te PRLowskie domy były budowane przez FaDomy, czyli państwowe fabryki domów z wielkiej płyty.

    Zlikwidowano FaDomy, pozostali deweloperzy i spekulanci fliperzy, dzielący jeden „apartament 30 mkw.” na dwa „mikroapartamenty 15 mkw.” (autentycznie widziałem taką prezentację takich debili!) na placu boju.

  2. Dziękuje Redakcji za szybką publikacje; jako uzupełnienie – proszę Pt. Czytelników o zapoznanie się (i rozważenie poparcia) petycji, która pojawiła się w międzyczasie:
    https://tinyurl.com/2s35serj
    (Z działalnością i poglądami autorki na wiele spraw możemy się nie zgadzać, ale akurat w tej petycji są „oczywiste oczywistości.)

  3. P O S T S C R I P T U M .

    Z kronikarskiego obowiązku wypada odnotować, że w czwartek 17 kwietnia dąb został przeniesiony na nowe miejsce. Dzień wcześniej dookoła wykopano rów głęboki na metr, od zachodu — aby uniknąć rozbiórki chodnika — przecinając dwa korzenie grubości ludzkiego ramienia w odległości około metra od pnia; z pozostałych stron rów znajdował się jednak miej-więcej przepisowe 5 średnic pnia od drzewa. Samo przesadzanie odbyło się już całkiem profesjonalnie i bez wpadek [patrz: https://dziennikpolski24.pl/upor-mieszkancow-i-protest-dzieci-przyniosly-skutek-uratowano-drzewo-na-ruczaju-ktore-mialo-isc-pod-topor/ar/c1p2-27482393 ]. Czy pomimo cokolwiek barbarzyńskich „usprawnień” dokonanych przez ekipę budowlaną, dąb przyjmie się w nowym miejscu? Być może tak; póki co pojawiły się zielone pąki i drzewo wygląda zdrowo. Niestety, dla ułatwienia prac związanych z przesuwaniem także dolne konary zostały usunięte (choć takie „prześwietlanie” akurat nie odbiega od normy) co niewątpliwie zmieniło wyjątkowy charakter tego samotnie rosnącego dębu. To właśnie dzięki nisko wiszącym, dolnym gałęziom już kilkuletnie dzieci mogły wspinać się na niego z łatwością. Teraz, aby wspiąć się na drzewo potrzebny będzie zasięg ramion dorosłego mężczyzny, a dorośli — jak wiadomo — rzadko kiedy mają ochotę wchodzić na drzewa… „Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.” Nic dziwnego zatem, że sprawa usunięcia dolnych gałęzi całkiem umknęła uwadze mediów głównego nurtu (choć lokalnych), pozornie tak emocjonujących się sprawą.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*