Znowu lament „antyfaszystowskich” troglodytów, znowu wezwania do prześladowań. Włoscy narodowi rewolucjoniści nic sobie jednak nie robią z jazgotu moralnego plebsu i po raz kolejny licznie stawili się w Rzymie, aby oddać hołd zamordowanym kolegom. Franco Bigonzetti, Francesco Ciavatta i Stefano Recchioni – pamięć o nich żyje i będzie żyć. Wzniesione w górę prawe ręce, okrzyk „Presente!” i ta niezwykła atmosfera pod niepokonanym symbolem Krzyża Celtyckiego przy ulicy Acca Larenzia (inny zapis Acca Larentia). Mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie zabiją Idei.
W 2018 roku o tej manifestacji włoskich NR mówiła cała Europa, z uwagi na jej frekwencyjny sukces i niesamowitą oprawę. Przypomnijmy, że wzięła w niej udział delegacja Narodowego Odrodzenia Polski – jedyna oficjalna z naszej ojczyzny. Na czele pochodu szedł wtedy działacz NOP z biało-czerwonymi barwami.
Kilka dni po głównych uroczystościach delegacja narodowych rewolucjonistów z CasaPound udała się na cmentarz w Montagano, gdzie spoczywają Francesco Ciavatta i jego mama.
Per tutti i Camerati caduti! Presente! Presente! Presente!
Przypomnijmy:
7 stycznia mija kolejna rocznica tragicznej śmierci trzech młodych nacjonalistów na ulicy Acca Larentia w Rzymie. Wydarzenia miały miejsce w słynnych „Latach Ołowiu”, w trakcie których siły narodowo-rewolucyjne walczyły na ulicach z policją i komunistami.
Wieczorem 7 stycznia 1978 roku w biurze Movimento Sociale Italiano przebywało około dziesięciu młodych nacjonalistów. Wkrótce większość wyszła rozklejać plakaty zapraszające na koncert zespołów Janus i Amici del Vento (z nurtu włoskiej Musica Alternativa). W biurze zostało pięciu młodych ludzi.
Wychodząc na ulicę nacjonaliści dostali się pod ostrzał ze strony bojówkarzy komunistycznej grupy Nuclei Armati di Contrapotere Territoriale. 20-letni student medycyny Franco Bigonzetti został zabity na miejscu strzałem w głowę. 18-letni Vincenzo Segneri został poważnie zraniony, lecz zdołał powrócić do biura i zabarykadować się w środku razem z przebywającymi tam Mauricio Lupini i Giuseppe d’Audino. Według niektórych wersji, osiemnastolatkowi udało się uratować życie tylko dlatego, że Bigonzetti odepchnął go w momencie strzału. 19-letni Francesco Ciavatta usiłował uciec, jednak dosięgły go trzy strzały w plecy. Francesco umarł w karetce jadąc do szpitala.
W następnych godzinach na ulicę Acca Larentia zaczęły ściągać tłumy wściekłych nacjonalistów z całego Rzymu…
Czytaj dalej TUTAJ.
Najnowsze komentarze